Ludzie nie czytają książek. Nie oglądają wartościowych filmów. Sztuka to dla nich totalna abstrakcja. Sensowne poglądy były modne 50 lat temu… obecnie maturę zdaje tylko 67% podchodzących do egzaminu. Chciałoby się stanąć na szczycie wieżowca i wykrzyczeć z całych sił „co tu się dzieje?”. Czy to jest ten tak modny ostatnio minimalizm? Totalne obdarcie się z wiedzy i jakichkolwiek wartości wyższych? Jeśli tak, to ja wychodzę.
Wprawdzie nie uważam Janusza Korwin-Mikkego za jakikolwiek autorytet, ale muszę przytoczyć jedną jego wypowiedź: „tylko żyć i żreć”. Mam wrażenie, że ta sentencja stała się życiową filozofią większości społeczeństwa. 60% Polaków w ogóle nie czyta książek. Zaledwie 11% rodaków zapoznaje się z lekturą minimum siedmiu publikacji wydawniczych rocznie.
Takie wyniki są zatrważające. Literatura zawsze zaspokajała potrzebę narracji, sprytnie przemycała wartości, wzmacniała tożsamości jednostki oraz poszerzała jej horyzonty. Jak twierdzi dr Paweł Kuczyński z Collegium Civitas, w dzisiejszych czasach ludzie wolą oglądać seriale telewizyjne niż czytać książki. I co mają wynieść z tych pseudo-hitów?
Weźmy pod lupę popularną produkcję, którą roboczo można nazwać Receptą na egzystencję. Oczywiście zobaczymy ją w królestwie polskiej inteligencji – największej niepublicznej stacji TV w Polsce. W jednej z zapowiedzi nowego sezonu Jureczek dzwoni do Aneczki. Dziewczę odbiera telefon. Juras zdziwiony, że telefon Ani odbiera nie kto inny, jak Ania (ja już jestem wbity w fotel). Po czym wydziera się do słuchawki, że musiał pilnie wyjechać, „chciał od razu wrócić, ale CHRYSTE ANKA”. Potem zapewnia, że zaraz łapie samolot i będzie w trymiga w Warszawie.
Trailer kończy się tak, że foka prawie dostaje orgazmu na wizji, ponieważ Juras lada moment będzie obok niej. Chociaż w sumie uniesienie spowodowane jest chyba nowym telefonem, którym non stop wymachuje (taki naturalny product placement).
HIRO Technologia. Porównanie Sonos ACE i AirPods Max.
To nic, że mamy do czynienia z ekspansją radykalnego islamu, proklamowaniem nowego kalifatu oraz masowymi mordami ludności cywilnej. Po co w ogóle o tym wiedzieć? Skoro polskie media o tym, nie mówią to znaczy, że jest to rzecz zupełnie nieistotna. Mam wrażenie, że co niektórych nie interesuje już nawet to, co dzieje się w naszym kraju.
Niestety nie trudno dojść do takiego wniosku, zwłaszcza po niedawnych wydarzeniach. Sytuacja z OFE, w której partia rządząca dopuściła się perfidnej nacjonalizacji rodem z Polski lat 40., przeszła zupełnie bez echa. W normalnym kraju, gdzie obywatele są świadomi i zaangażowani w sprawy polityczne swojego państwa, takie działanie rządu wywołałoby falę masowych protestów i palenia samochodów. U nas wszyscy przeszli obok tego obojętnie. Nikt nie pisnął ani słowa! Zresztą czemu się dziwić skoro jedyne źródła informacji to telewizyjne paplaniny i reportaże o tym, że pewnej starszej pani cały czas coś tłukło w mieszkaniu.
W jednym z programów publicystycznych mieliśmy świetny przykład tego, jak wygląda dyskusja w polskich mediach. Artur Zawisza z Ruchu Narodowego spotkał się z Rafalalą (damn, co za pseudonim). Rozmowa dotyczyła tolerancji i wybryków drugiej z wymienionych osób. Po minucie sytuacja wyglądała tak: prowadząca stoi w szoku, mokry Artur Zawisza krzyczy coś o męskiej dziwce, Rafalala z pustą szklanką w ręku emanuje dumą z powodu wyrwania homofobicznego chwastu.
Przedstawiciel RN wyszedł ze studia, czemu się nie dziwię, natomiast dziennikarka próbowała do końca programu przetłumaczyć bardzo zadowolonej z siebie transseksualnej jednostce, że nie można wylewać na ludzi wody. Inne programy wyglądają w sumie bardzo podobnie. Z jednym wyjątkiem: przynajmniej nikt niczym w nikogo nie rzuca, a jedynym orężem są słowa.
Tylko co z tego skoro i tak wszyscy przekrzykują się wzajemnie, a poziom argumentów mogę porównać do redakcyjnych dyskusji po wypiciu minimum pół litra wódki na głowę?
I jak ja mam to w ogóle podsumować? Zrobię to w najprostszy sposób. Skręcenie w stronę umysłowego minimalizmu nazwałbym mentalną biedą lub intelektualną Kambodżą. Naprawdę warto mieć do powiedzenia coś więcej niż pustą paplaninę. Naprawdę.
Tekst: Jakub Wróbel
Zobacz również:
– Barowe mendy, czyli miej oczy szeroko otwarte
– Czy bycie hejterem jest sztuką?
– Młodzi ludzie a Brexit: podział, który miał zjednoczyć