Siedem grzechów Katy Perry

Siedem grzechów Katy Perry
https://umusic.co.nz/moments/classic-pop/from-the-vault-katy-perrys-one-of-the-boys/

Nie wiadomo, co o frywolnych postępkach Katy Perry sądzą jej głęboko religijni rodzice. Wiadomo, że z traumy tradycyjnego wychowania zrodził się medialny sukces dziewczyny. Córka pastora, a nawet dwóch, lubi to, co w „Biblii” zakazane. Albo przynajmniej chce, żebyśmy tak myśleli. Katy Perry grzeszy. Skutecznie.

Pycha

Stwierdzona. I bardzo słusznie – widział ktoś kiedyś skromną gwiazdę? W show-biznesie mówi się na to „pewność siebie” i grzeszą w ten sposób najwięksi, bo w czasach po Madonnie grzeczne dziewczynki mają przerąbane. Katy Perry zrozumiała nieśmiertelną zasadę, gdy na dobre zrywała się z uprzęży bardzo konserwatywnej rodziny. Tatuś i mamusia byli kiedyś hipisami i tarzali się w błocie na polach Woodstock, ale potem zaczęli udawać, że to dawno i nieprawda. Oboje zostali pastorami, wymieniając boga gitary na boga wszystkich ludzi.

Katy Perry wychowywała się w głęboko katolickiej, radykalnie niepostępowej rodzinie. Dziś z doświadczeń przeszłości robi marketingowy atut. Bo czy niewystarczająco egzotycznie brzmi zwierzenie, że mama nie pozwalała dziewczynie słuchać innej muzyki niż gospel? Zresztą w uduchowionej estetyce utrzymana była pierwsza płyta, którą Perry nagrała – jeszcze wtedy pod autentycznym nazwiskiem, Katy Hudson. Wypatrzyli ją jacyś starzy country’owcy z Nashville, podczas mszy, gdzie śpiewała w kościelnym chórze. Ale debiut uświadomił jej, że nie po to lekcje tańca, nie po to szkoła muzyczna, żeby roztrwonić talent w niemodnych wokalizach.

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Przyjęła pseudonim, pod którym występuje do dziś i przygotowała kompletnie inny materiał. Dla dużej wytwórni. Ale wydawca miał trochę inny pomysł – nie chcieli samodzielnej wokalistki, chcieli dziewczyny, która nagra wokale na producencki album teamu The Matrix. Nie była zadowolona, ale przystała na takie rozwiązanie, licząc, że przetrze sobie szlak do autorskich działań. Nic z tego. W trakcie już mocno zaawansowanych prac nad własnym albumem, Columbia zdecydowała, że jednak nie chce wydawać Katy Perry. Pycha ją uratowała. Zaczęła od zera, grając epizody w teledyskach mniej utalentowanych kolegów i byłego chłopaka. Dziś, tuż po premierze drugiego albumu, jest tam, gdzie nigdy by nie doszła, gdyby nie ta grzeszna świadomość własnych możliwości. Na szczycie.

Chciwość

Zaraz takie mocne słowa. Chodzi po prostu o determinację. W przypadku Perry – w pozyskiwaniu prestiżowych współpracowników i zdobywania poparcia największych. A startowała z wysokiego poziomu. Zainteresowanie debiutanckim singlem Katy Perry, „Ur So Gay”, nakręciła w końcu Madonna – mówiąc w jednym z radiowych wywiadów, że to jej aktualnie ulubiona piosenka.

Nic dziwnego, że dziewczyna dziś nie zadowala się byle kim. Do „California Gurls”, nagrania pilotującego nowy album, zatrudniła Snoop Dogga, jednoosobową fabrykę ziomalskich hitów – jeśli zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałaby dobra impreza, gdyby była człowiekiem, to podpowiadamy, że właśnie tak. Snoop wspomógł wizerunek Perry – niegrzeczny i bezpruderyjny. Wystarczyły cztery tygodnie, żeby piosenka zdobyła pierwszą pozycję gorącej setki „Billboardu” – co jest triumfem dosyć ekspresowym. Trzeba chcieć, wtedy nawet trochę zabawne postulaty Beach Boysów (zarzucili Perry plagiat linijki tekstu) nie są w stanie zaszkodzić.

Nieczystość

Karta przetargowa i/lub sekret sukcesu. Była grzeczna dziewczynka zrzuciła pensjonarskie sukienki. I nie założyła na siebie nic innego. Seksualizowanie wizerunku to nie jest dziś hiperoryginalny trik, nie oszukujmy się. Ale Perry wzmacnia przekaz, wykorzystując potęgę opozycji: przed – po. Nie tylko negliżem – nawiasem mówiąc, tak wykorzystanym w sesji zdjęciowej dla „Rolling Stone’a”, że wyszło z tego zwykłe soft porno, jedynie jakieś pół półki wyżej niż „CKM”. Katy lubi prowokacje, skandale lubią Katy.

W „Ur So Gay” obcesowo rozliczała się z byłym chłopakiem. W „I Kissed a Girl” wspominała imprezę z bliską (po imprezie jeszcze bardziej) przyjaciółką. Za niepoprawne politycznie obelgi wycelowane w eksa i całowanie dziewczyn oberwało jej się od środowisk katolickich i gejowskich (rzadka zgodność, doceńcie). Co prawda ani jedni, ani drudzy nie wiedzieli, czy należy piętnować złamane serce, czy może jednak akt hedonizmu i w ramach dziwnego kompromisu oskarżono Perry o homofobię (lub pobłażliwy stosunek do mniejszości). W „California Gurls” darowała sobie więc kontrowersyjne wyznania i po prostu się rozebrała (w klipie).

Zazdrość

Albo tupet. W każdym razie: koleżanek z branży nie oszczędza, bo wiadomo, że nic nie wzbogaca jednej gwiazdy tak, jak nieszczęście innej. O Miley Cyrus powiedziała, że nosi się jak wieśniara. O Lily Allen – że jest jej grubszą wersją. Wszystko potem odszczekała, przeprosiła i Cyrus, i Allen, twierdząc, że tak sobie tylko niewinnie żartowała, bo naprawdę obie bardzo ceni i lubi. Duża szkoda, nie będzie z Katy prawdziwej gangsterki, bo zapomniała, że w obrażaniu ludzi najważniejsza jest konsekwencja. Chyba że Snoop da jej korepetycje. Albo Russel Brand, komediant, myśliciel i narzeczony.

Nieumiarkowanie

Klasyczna wersja grzechu zakłada, że chodzi o nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Ale kim jesteśmy, żeby ludziom wytykać odwyki? Zresztą Katy Perry akurat nie ma nic na sumieniu. Tu zdiagnozowano trochę inny apetyt – na wyniki. Debiutancki album, „One of the Boys” – mimo że promowany platynowymi singlami – dotarł jedynie do dziewiątego miejsca amerykańskiej listy bestsellerów. „Teenage Dream” zdobył miejsce pierwsze, wyprzedając się w dwustu tysiącach egzemplarzy w tydzień od premiery. Co ukróciło sprzedażowy monopol Eminema i jego ostatniego albumu, „Recovery”. A co do spożywania – dziewczyna ma słabość do arbuzów.

Gniew

Nie dajcie się zwieść słynnej fotografii z nożem, po której gruchnęło w mediach, że Perry jest agresywna i promuje przemoc. Bardziej wiążący niech będzie wideoklip do „California Gurls” – słodki i różowy. W tej dziewczynie nie ma gniewu, nawet tego w wydaniu emo. Miłość, przyjaźń i cukierki. To, zdaje się, ten hipisowski gen.

Lenistwo

Chcielibyście. Dwie płyty w dwa lata to nie jest osiągnięcie wykraczające poza współczesne standardy, ale dołóżmy do tego single, teledyski i nawet filmy, bo w przyszłym roku będzie można usłyszeć Perry w pełnometrażówce o Smerfach – wokalistka da głos Smerfetce. Do tego dochodzi wielka akcja promocyjna – połączona z konkursem na udział w wideoklipie (polscy fani też są mile widziani). No i koncerty. Światowa trasa promująca „Teenage Dream” na razie jest tajemnicą menedżmentu, ale wiadomo już, że w październiku Katy Perry zagra w Polsce. Przyszło nam nawet do głowy stosowne miejsce, choć z szacunku dla cudzych uczuć religijnych (niezależnie do stopnia ich fiksacji) przygryziemy się w język. Zresztą od grzeszenia i tak jest tu Perry.

Zobacz też: Soccer Mommy śpiewa w grze The Sims 4: Licealne lata

Soccer Mommy śpiewa w grze The Sims 4: Licealne lata

5/5 - (1 vote)

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News