Polski system edukacji oferuje nam mnóstwo absurdów, a wśród nich – dziesiątki absolutnie nieciekawych książek, z którymi musimy się zapoznać. Oczywiście zdarzają się perełki, ale część z nich jest nie tylko przestarzała, ale po prostu… źle napisana.
Jakie są najgorsze lektury szkolne? To oczywiście subiektywny ranking, ale wierzę, że wielu z was się ze mną zgodzi.
STARA BAŚŃ (Józef Ignacy Kraszewski)
Dawne dzieje naszego kraju to interesujące zagadnienie – nie ma co do tego wątpliwości. Problem polega jednak na tym, że wielu twórców zdecydowało się na opisanie ich w dziwaczny i nieprzystępny sposób. Wśród nich jest Józef Ignacy Kraszewski.
Stara Baśń to pierwsza odsłona liczącej kilkadziesiąt pozycji serii o dziejach Polski. Dlaczego autor postanowił, że swoim topornym (nawet jak na tamte czasy) stylem zamęczy nas na tyle różnych sposobów? Odpowiedź na to pytanie najwidoczniej zabrał ze sobą do grobu.
PAN TADEUSZ (Adam Mickiewicz)
Żeby nie było: nie uważam, żeby Pan Tadeusz był sam w sobie złą lekturą. Jest tam ciekawa intryga, no i nie można zaprzeczyć, że to nieodłączny element naszej kultury. Warto przeczytać, warto znać, można się potem odwoływać, nawet w zwykłych rozmowach.
https://www.youtube.com/watch?v=h095QKYQo7E
Problem jest jednak taki, że uczniowie dostawali i, z tego co widzę, dostają do czytania Pana Tadeusza zdecydowanie zbyt wcześnie. Co to za motyw, żeby 11- czy 12-letnie dziecko musiało zapoznać się z absolutnie nieciekawą opowieścią w dziwnej formie, która zupełnie go nie zainteresuje? Gdzie tu sens? Naprawdę chcemy kojarzyć epopeję narodową jako coś traumatycznego i związanego z przymusem?
KRZYŻACY (Henryk Sienkiewicz)
Ponownie – świetna, dobrze skonstruowana i warto poprowadzona historia nie jest w stanie zostać uznana przez uczniów jako ciekawa powieść, bo pojawia się w szkole zbyt wcześnie. Jestem przekonany, że cała Trylogia jest świetna, ale tylko wtedy, kiedy jesteś świadomym i wyrobionym czytelnikiem i choć trochę interesujesz się opisanymi tam losami Polski.
W innym wypadku – szkoda czasu i energii na czytanie i omawianie tej książki.
CHŁOPI (Władysław Reymont)
Jest sobie wieś i na tej wsi mieszkają ludzie, a ci ludzie wykonują swoje codzienne czynności. Żyją sobie w pewnej hierarchii, wierzą gorliwie w Boga, ktoś umiera, ktoś nie umiera, ktoś kogoś kocha, ktoś się zastanawia, jaki to wszystko ma sens.
I ja też się zastanawiam, jaki to wszystko ma sens.
CIERPIENIA MŁODEGO WERTERA (J. W. Goethe)
Czy pamiętacie fabułę Cierpień młodego Wertera? Ja niestety tak. Gość się zakochał, dziewczyna go odrzuciła, więc popełnił samobójstwo.
Wszystko w porządku, tylko ta opowieść trwa jakieś dwieście stron, jest przeraźliwie nudna, społecznie szkodliwa (wzrost poziomu samobójstw w okolicach premiery), a poza tym przestarzała jeśli chodzi o ukazanie relacji międzyludzkich, szczególnie tych romantycznych.
GLORIA VICTIS (Eliza Orzeszkowa)
Jeśli chodzi o najgorsze lektury szkolne, w tym punkcie w zasadzie mogłaby zostać umieszczona dowolna nowela poświęcona polskiemu bohaterstwu w trakcie któregokolwiek powstania czy wojny. Oczywiście trudne to były czasy, poległym należy się niewątpliwy szacunek, ale motyw martyrologii w naszych lekturach… cóż.
Powiedzieć, że pojawia się na każdym kroku, wyskakuje nam z lodówek i wyłania się z piwnic, zaczepia nas na ulicy i zaprasza do swojego wyimaginowanego samochodu, to nie powiedzieć absolutnie nic.
NAD NIEMNEM (również Eliza Orzeszkowa, gratuluję)
Nie może zabraknąć absolutnie najnudniejszego dzieła, jakie spotkało polski system edukacji. Dlaczego od wielu lat Nad Niemnem funkcjonuje jako lektura obowiązkowa? Tego nikt nie wie, ale jestem pewien, że fanów tej powieści można policzyć na palcach jednej ręki drwala z pięćdziesięcioletnim doświadczeniem.
Nikt nie pamięta, o co chodzi w tej powieści, ale wszyscy kojarzymy ją z absurdalnie długimi opisami przyrody i akcją, która jakkolwiek rusza się do przodu raz na pięćdziesiąt stron. Biedni uczniowie, którzy nadal muszą to czytać.
Jeśli chodzi o najgorsze lektury szkolne, Eliza Orzeszkowa i jej dziwny twór nie mają sobie równych.
Zobacz także: Za co kochamy paradokumenty?