Kate Bush – śnieżne szaleństwa

Kate Bush - śnieżne szaleństwa
https://pl.pinterest.com/pin/19351473375826146/

Podstawowym mechanizmem odbioru muzyki rozrywkowej jest porządkowanie obczajanych piosenek według typów wokalistów. Nie ma łatwiejszej aktywności kulturowej niż słuchanie płyt po wokalach – jako że śpiew, oprócz ładunku melodycznego, który zresztą przedstawia jaśniej niż jakikolwiek inny instrument (nie licząc może gitary), jest też nośnikiem tekstu, a to właśnie aspekt oralny utworu wydaje się najbliższy naszym sercom, jakkolwiek nieprzyzwoicie to brzmi.

Muzyka a wokal

Instrumenty, nawet jeśli spełniają równoprawną funkcję kompozycyjną, spadają na drugą pozycję. Powodów jest kilka. Masowy odbiorca lubi się utożsamiać, ale miewa problemy z odnoszeniem abstrakcyjnych sekwencji nut do swojego życia codziennego. Tymczasem tekst zawsze opowiada jakąś historię w znanym mu – mniej lub bardziej – języku, wychodząc naprzeciw jego zagubieniu. Masowy odbiorca czuje, że muzyka wpływa na jego emocje, ale lubi też znać taką odczuwaną zmianę psychologiczną, mieć ją do czego odnieść. Kiedy jeszcze mieszkałem u rodziców, zamęczałem ich rozmaitymi rzeczami, ale najciekawszą reakcję dało się zaobserwować w przypadku popularnego niegdyś zespołu Mogwai.

Nie wszyscy muszą to wiedzieć – ich ostatnie wydawnictwa raczej nie przysporzyły im nowych fanów – ale Mogwai to grupa szkotów lubujących się w rozwlekłych, post-rockowych bombach emocjonalnych. Spełniają one jednak swoją funkcję tylko wtedy, kiedy odbiorcy chce się posiedzieć kilka minut i przebrnąć z uwagą przez cały utwór. Jak nietrudno się było domyślić, moi rodzice – raczej nie obcujący z muzyką poza samochodowym mikrokosmosem RMF FM i żelazną klasyką rocka podczas niedzielnych popasów – preferowali tylko nieliczne kawałki Mogwai.

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Pomyślicie, że wykazali się intuicją, w końcu nie jest to jakiś super ciekawy zespół. Otóż niekoniecznie – badania wykazały, że jedyne ich numery, o których badani chcieli powiedzieć cokolwiek, były numerami z wokalami. Ekspertyza Marka i Joli potwierdzała się w każdym kolejnym przypadku – instrumentalne wersje znanych z radia hitów okazały się średnio interesujące w porównaniu z ich kompletnymi wersjami. Co więcej, oprócz jako tako wykrywalnego nastroju i rytmu, do którego można było dopasować ruchy ciała, instrumentale nie wydawały się dostarczać uczestnikom eksperymentu żadnych innych jakości, które mogliby wyrazić językiem potocznym.

Sukces Kate Bush

Poza muzyką taneczną ciężko spotkać piosenki radzące sobie bez wokalu. Sukces Kate Bush wynikał z tego prostego uwarunkowania. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów w historii nie znalazł się w panteonie przez przypadek. Lekko nawiedzony, niewinny, arthouse’owy, a przy tym całkowicie przystępny sopran o mlecznym tembrze z wbudowanym pogłosem lokuje naszą ulubienicę na mapie wokalnych archetypów gdzieś pomiędzy zestandaryzowanymi lamentami Tori Amos, zaangażowanymi melizmatami Patti Smith, a pierwszym prawdziwym cyborgiem świata popu, Britney Spears. Nawet Joni Mitchell świeci gdzieś obok, ale to bardziej inspiracja niż abstrakcyjny analogon. Jeśli dodamy do tego talent kompozytorski, czerpiący garściami z co mroczniejszych wycieczek Genesis i jaśniejszych pasaży Floydów, mamy całkiem solidny ogląd na bigger picture miejsca Kate historii kobiecej muzyki rozrywkowej.

Wielowymiarowa twórczość Kate Bush

Mimo wielu lat „estradowej” aktywności, nie nagrała wielu albumów, tym bardziej, że piętnastoletni cykl w miarę regularnego wydawania przerwała po premierze „The Red Shoes” – swojej najbardziej krytykowanej i uznawanej za najsłabszą płyty. Powrót nastąpił z „Aerial”, stonowanym dziełkiem z 2005.

Wydawnictwo „50 words For Snow” to zestaw rozbudowanych, kameralnych ballad z progresywnym rozmachem na bazie minimalnych (momentami minimalistycznych, por. Nyman) faktur. Będąca w skrajnie art-rockowym nastroju artystka porusza tu takie tematy jak yeti, romans z bałwanem czy słowa opisujące śnieg w różnych językach, jak zwykle wbrew zdrowemu rozsądkowi pozostając w relatywnie bezpiecznych dla odbiorcy schematach muzyki popularnej. Niech was nie zmyli jej dziwność (Bush zawsze była dziwna): to śliczne piosenki, tylko może ciut mniej przystępne. Bardziej poruszamy się w granicach wytyczonych przez „Houdini” i „Aerial”, choć mówić o granicach w przypadku tej pani to jak mówić o operatorze gęstości kwantowej językiem Franciszka Smudy.

Na „50 words For Snow” udzielają się takie nazwiska jak Elton John i Stephen Fry, a swoją gotowość do przyszłej kolaboracji zgłosił ostatnio Big Boi (tak, ten Big Boi). To nic niespotykanego w uniwersum naszej bohaterki – ekstrawagancja i rozbuchane ambicje balansujące na granicy pretensjonalności to coś, co dodaje pewnie do mleka na śniadanie. Od Robyn po Izę Lach, przez Florence Welch i wspomnianą już Tori Amos – wszystkie piosenkarki ocierające się o kategorię „dziwności” mają jej za co dziękować.

Tekst: Mateusz Jędras

Zobacz też: „Running Up That Hill” Kate Bush zyskuje ogromną popularność po 37 latach dzięki nowym odcinkom „Stranger Things”

„Running Up That Hill” Kate Bush zyskuje ogromną popularność po 37 latach dzięki nowym odcinkom „Stranger Things”

5/5 - (1 vote)

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News