Mieszkając w dużym mieście, nietrudno o „jakąś” pracę. Jednak wiele osób nie widzi swojej przyszłości tak kolorowo, przekonując, że dla nich pracy po prostu nie ma. Czy staliśmy się bardziej wybredni i więcej wymagamy od przyszłego pracodawcy, a bezpieczny etat od 8 do 16 przestał być spełnieniem marzeń?
Piątek wieczór, siedzimy na Francuskiej. Kolega studiuje na ASP, koleżanka na Akademii Teatralnej, ja jestem na dziennikarstwie. Po tym, jak nadrobimy wszelkie informacyjne zaległości, przychodzi pora na „poważne” tematy. W taki oto sposób zaczynamy rozmawiać o przyszłości, a głównie o jej braku, jeśli chodzi o pracę. Adam jest naprawdę świetnym grafikiem. Ostatni rok studiów skłania go do refleksji, że trzeba będzie w końcu znaleźć jakąś porządną pracę, w końcu chce też samodzielnie wynająć mieszkanie. Do tej pory łapał się dorywczych zleceń – tu machnie komuś obraz, tam zatrudni się w firmie malującej murale. Dorabia. Na dłuższą metę nie da rady utrzymać się w ten sposób. Kiedy pytam go, co planuje dalej, wzdycha i mówi: nie wiem.