Karnety zakupione. Odliczasz dni do rozpoczęcia najbardziej wyczekiwanego festiwalu roku. Tych kilka dni, kiedy możesz zobaczyć swoich ulubionych artystów, dać ponieść się muzyce, a jednocześnie dobrze bawić się z przyjaciółmi. Myślisz, że wszyscy uczestnicy festiwali jeżdżą tam w podobnym celu? Nic bardziej mylnego…
Psychofanka z pierwszego rzędu
Typ, który irytuje, a jednocześnie wprawia w zdumienie swą determinacją. Godziny przed otwarciem bramek – już jest. A raczej są, bo z reguły działają stadnie. Wraz z wybiciem magicznej godziny, kiedy wrota festiwalowe uchylają swe oblicze, biegną niczym jamajski sprinter, aby zająć TO miejsce – miejsce przy barierkach. Niestraszna aura, potrzeby fizjologiczne czy kąśliwe spojrzenia innych uczestników festiwalu. Żeby zobaczyć swojego Alexa czy Josha z odległości kilku, kilkunastu metrów są w stanie wysiedzieć/wystać/wycierpieć kilkadziesiąt godzin. A gdy już zespół pojawi się na scenie: wyciągają karteczki WELCOME HOME (lub HOMME, bo być może to koncert Queens of the Stone Age) Oczywiście piskom, wrzaskom, ochom i achom nie ma końca. Uwaga! Możliwe też omdlenia.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Die-hard (metal) fan
Czym różni się takowy fan od psychofanki z poprzedniego punktu? Po pierwsze, z reguły jest mężczyzną, którego, w przeciwieństwie do groupies, nie interesują względy estetyczne wokalisty zespołu XYZ. Znaki szczególne: koszulka ulubionego zespołu, nierzadko również piwny brzuszek. Ponadto drze ryja przy każdej piosence – piski oraz omdlenia raczej nie są odnotowywane. Przyjeżdża tylko i wyłącznie, aby zobaczyć swoich idioli. Pojawia się na koncercie, a po nim… znika.
Czytaj również: Muzyka, taniec, beztroska: na jakie festiwale warto się wybrać?
Człowiek – melanż
Zapytaj takiego, kto teraz gra. Odpowie: Nie wiem, ale i tak jest zajebiście. Twoja dłoń już ląduję na twarzy w facepalmowym załamaniu, bo to akurat headliner, największa gwiazda tego festiwalu (uznajmy, że Radiohead). Melanżowicz to typ, dla którego muzyka jest najmniej istotnym aspektem festiwalowego jestestwa. A co nim jest, w takim razie? Piwo? Być może. Perspektywa ONS pod namiotem? Prawdopodobnie. Choć tak naprawdę do końca nie wiadomo, ważne by był melanż.
Dziewczyna na ramionach swojego chłopaka
Przychodzisz na koncert swojego ukochanego zespołu, cieszysz się z całkiem przyzwoitego miejsca (na oko 10-20 rząd), mają właśnie zagrać Twą ulubioną piosenkę, a tu nagle… Jej ukochany bierze ją na barana przy wolnej balladzie (w wersji hardcore może być cokolwiek, nawet Crystal Castles). Romantycznie, nieprawdaż? Gorzej dla stojących za taką parą. Zwłaszcza jeśli ma się 165 cm wzrostu i potencjalnego chłopca do noszenia na ramionach, póki co – brak.
Typowa użytkowniczka Instagrama
Hasztag: #festival – jest, selfie na tle sceny – również. Podobnie jak numer trzeci, nie zawsze wie kto gra na scenie, ale doskonale wie, że dobrze jest się pokazać na festiwalu, aby następnie wszystko umieścić w relacji na InstaStory. Znaki szczególne: chyba brak, bo kto teraz nie ma Instagrama? Bądźcie więc przygotowani na zasyp festiwalowych, instagramowych klonów. A co teraz w modzie: brokat. Dużo brokatu. Życzymy miłego hasztagowania.
Tekst: Aleksandra Polowska