Fridy nie trzeba nikomu przedstawiać. Jednak jak się okazało, artystka, znana ze swoich odważnych, osobisty dzieł i sławiona jako ikona feminizmu, jest także symbolem… komunizmu?
Cała sprawa obraca się dookoła wystawy Kahlo w węgierskim muzeum. Jeden z dziennikarzy w tamtejszej gazecie napisał, że pokazując tę wystawę, kraj promuje komunistyczne idee. Wystawa została zdjęta z ekspozycji.
Nie do wiary, Lew Trocki znowu żywy i wychodzi z łóżka Fridy Kahlo – napisała gazeta, odwołując się do romansu artystki z człowiekiem, który odegrał znaczącą rolę w przejęciu władzy przez bolszewików w 1917 roku. Kahlo była związana z meksykańską partią komunistyczną i według meksykańskiego muzeum poświęconego artystce, ta ozdabiała swój pokój obrazami przywódców komunistycznych – Marksa, Engelsa, czy Mao.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Nie był to fakt przed nikim w żaden sposób zatajony, wiadomo, że Kahlo brała udział w życiu politycznym swojego kraju, ale jej twórczość trudno oceniać jako promującą komunizm.
Według agencji Reuters, ta czerwona blizna odnaleziona w twórczości Kahlo przez Węgrów, ma wiele wspólnego z obecną sytuacją polityczną kraju, szczególnie po konserwatywnej reelekcji Wiktora Orbana w kwietniu. Frida nie jest jedyną artystką, która znalazła się pod ostrzałem węgierskiej opinii. W czerwcu bieżącego roku jedna z gazet skrytykowała także produkcję Billy Elliot z Węgierskiej Opery Państwowej, oskarżając o rozpowszechnianie propagandy LGBTQ.