AKTHESAVIOR i Issa Gold tworzą amerykański duet hip-hopowy The Underachievers. Zespół został założony w 2011 roku. Kilka tygodni temu wystąpili w warszawskim klubie SMOLNA. Chwilę przed koncertem, duet znalazł chwilę, żeby z nami porozmawiać.
Jak rozumiecie bycie dzieckiem indigo? Łączycie to wszystko z tym, o czym mówiła na początku Nancy Ann Tape?
ISSA: Znamy Nancy Ann Tape, jasne. Jednak dla mnie to głównie możliwość tworzenia razem z AK czegoś dużego, czegoś, co jest nasze. Rozpowszechnianie naszej kultury i zajawki. Błogosławię internet, bo to głównie dzięki niemu mamy takie możliwości. To jest dla najważniejsze. Zawsze wierzyłem, że mam do zrobienia wielkie rzeczy, mimo iż wiele osób skazywało nas na porażkę. To piękne, że na tym świecie jest tyle dróg, którymi możesz pójść.
Tytuł nowego wydawnictwa Renaissance podoba Wam się fonetycznie, ale czy wiąże się z tym jakieś mistyczne uzasadnienie?
ISSA: Tytuły poprzednich albumów, Evermore i Cellar Door to rzeczywiście słowa, które podobają mi się fonetycznie. Często zwracam uwagę na brzmienie i wydźwięk słów. Jednak ten tytuł należy rozumieć dosłownie.
AK: Renaissance rozumiemy jako odrodzenie. Poprzednim razem wydaliśmy mixtape – raptem 10 kawałków. Teraz wracamy, ten album to początek czegoś większego, co aktualnie planujemy. Zawsze staramy się myśleć naprzód.
Co robiliście, zanim zaczęliście zarabiać na muzyce?
ISSA: (śmiech) Ja tylko sprzedawałem dragi.
AK: Miałem dwie roboty, do których się totalnie nie nadawałem. Nie chodzi o kwalifikacje. To po prostu było dla mnie nieefektywne, nie chciałem tego robić. Pierwsza z nich to praca w MTA, w środkach transportu publicznego, a druga w lokalnym supermarkecie.
Wobec artystów zawsze są jakieś oczekiwania. Czy Wy macie jakieś oczekiwania wobec swoich fanów?
AK: Głównie się skupiamy na tym, że robimy to, co kochamy i dodatkowo robimy to w sposób, w jaki chcemy. Wobec fanów jednak też mam oczekiwania. Nie chce, by przychodzili tu tylko pobujać się do naszej muzyki. Chciałbym z nimi odbierać rzeczy na podobnych płaszczyznach, by próbowali rozumieć, to co staramy się przekazać. Chodzi o ich vibe, nastawienie do świata i innych.
Issa, rapowałeś kiedyś: addiction lead to depressions, in depressions you taught some lessons. Zdarzyła Ci się depresja spowodowana uzależnieniem? Co to była za lekcja?
ISSA: Tak było. Kiedyś nadużywałem dragów. Nie ograniczałem się do palenia jointów. Brałem kokainę w zbyt dużych ilościach. Mam to za sobą. W pewnym momencie zaczynasz się zastanawiać, po co to robisz. Uzmysławiasz sobie doraźność tej przyjemności, zresztą w momencie, kiedy to staje się rutyną, przestaje być przyjemnością. Z tego negatywnego gówna, można wyciągnąć pozytywne rzeczy. To nauczyło mnie skupiania się na rzeczach dla mnie ważnych.
Dzieci indigo niechętnie podchodzą do wszelkich ograniczeń. Uważacie, że dragi to forma niewoli?
ISSA: Oczywiście. Wszystkie z nich zmieniają naszą percepcję, pozornie poprawiają nasze samopoczucie, stymulują działania związków odpowiedzialnych za nasz humor. To jest coś, co jest bardzo kuszące i łatwo zgubić w tym rozsądek.
A co z Twoim uzależnieniem od jointów, czy ono Cię nie ogranicza?
ISSA: Z pewnością to jest uzależnienie. Nie czuję jednak, by mnie to ograniczało. Nie mam w planach przestać, bo po prostu kocham jarać jointy.
Potraficie pogodzić robienie typowych tzw. bangerów z przekazywaniem treści dla Was istotnej. Jak oceniacie wartość liryczną muzyki w obecnych czasach?
AK: Obecnie większość słuchaczy nastawiona jest na kwestie muzyczne. Ważne jest, aby było przy czym tańczyć i bawić się. Bit ma wpadać w ucho, być narkotyczny, wyzwalać w nas pewną energię. Tekst w tych okolicznościach, siłą rzeczy, musi zejść na dalszy plan. Główną rolę grają bity, instrumentale, produkcje.
Macie jakieś inne zajawki, projekty niekoniecznie związane z muzyką?
AK: Tak, oczywiście. Dla mnie mega zajawkowe jest tworzenie mangi/anime. Wychowywałem się na tego typu bajkach jak Dragon Ball, którego jestem wielkim fanem. Niedawno robiłem projekt razem z pewnym ilustratorem. Nazwaliśmy go Nakao Miru i jest to komiks o duchowej podróży w głąb siebie samych.
Czy to ilustrator odpowiedzialny też za okładkę Waszej nowej płyty?
AK: Nie, nie. Za okładkę naszej płyty odpowiedzialny jest artysta Pencil Fingerz. Swoją drogą, to już czwarty album, dla którego to właśnie on, przygotował nam okładkę.
ISSA, masz jakieś doświadczenia związane z OOBE?
ISSA: Czytałem książki Roberta Monroe, od niego się to zaczęło. Projekcja astralna musi być niesamowita. Myślę, że wielu z nas ma momenty, kiedy znajduję się na granicy snu, ale utrzymuje pewną świadomość. W jego książkach są pewne wskazówki. One przyczyniły się do tego, że ludzie zaczęli o tym otwarcie mówić i przestali traktować to jako swoje niepokojące odchyły. Tak jak i medytacja, podróże poza ciałem pozwalają nam spojrzeć na to wszystko z boku, poczuć się jakbyśmy odwiedzali inny wymiar. To ekscytujące.
Czy dalej nie słuchacie hip-hopu, ponieważ jest już za mdły? Głównie indie rock?
ISSA: Nie zrozum mnie źle. Jesteśmy z Nowego Jorku. Tam hip-hop jest wszędzie. Chcesz, czy nie chcesz, to masz z nim silny związek. W pewnym momencie robi się tego za dużo, zaczyna nużyć. Jesteśmy otwarci na nową muzykę, hip-hop to dla mnie środek, którym się posługuję, aby przekazać, to co chcę i dotrzeć do jak najszerszej grupy osób.
Może znacie jakiś polskich wykonawców, czy tylko w języku angielskim?
ISSA: (śmiech) Nie, z Polski niestety nie znamy nic. Jeżeli chodzi o mnie i muzykę w innym języku, aniżeli angielski, to tylko koreański. K-POP jest szalony, sprawia dużo frajdy.
Rozmawiał: Jakub Paciorek