Wszyscy znamy trudność, jaką jest podejmowanie decyzji. Nieraz ponosiliśmy konsekwencje tej źle podjętej. Niewielu jednak może powiedzieć, że od ich decyzji zależało życie innych. Wojna Tobiasa Lindholma opowiada właśnie o tym, jak często myśląc, że podejmujemy decyzję dobrą skrywa się w niej coś złego. Film pokazuje cienką granicę między tym co relatywnie nazwiemy dobrem a złem.
Gdyby istniała potrzeba wrzucenia Wojny w jakąś kategorię, byłoby to coś pomiędzy dramatem a thrillerem wojennym. Od początku trzymający w napięciu, pokazujący trudną sytuację żołnierzy stacjonujących w Afganistanie, ale i rodzin, które pozostały w kraju. Historia tyczy się sierżanta Clausa Michaela Pedersena (Pilou Asbæk) i jego rodziny. To co zostało przedstawione w filmie można podzielić na trzy płaszczyzny. Pierwsza dotyczy właśnie sierżanta wojska duńskiego Pedersena oraz jego życia w bazie wojskowej w Afganistanie. Druga to życie jego żony Marii (Tuva Novotny) z trójką dzieci w Danii. Trzecia część łączy dwie poprzednie płaszczyzny w jedność. Pokazuje wspólne życie po powrocie z Afganistanu Clausa. Jednak nie jest to cała historia. Claus, będąc dowódcą oddziału, w czasie ostrzału talibów musi podjąć trudną decyzję. Jego czyn rzutuje na jego dalszym życiu – zostaje on oskarżony o zbrodnię wojenną.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Duńska produkcja jak dla mnie zachwyca tym, jak niewielką rolę odgrywają w niej efekty specjalne. Nie zobaczymy spektakularnych wybuchów czy lejącej się krwi. Kamera w filmie, głównie w pierwszej części filmu, kiedy małżeństwo jest rozdzielone, podąża z bardzo bliska za bohaterami. Tym samym widz ma wrażenie, że stoi obok aktorów, sam będąc uczestnikiem wydarzeń. Krótkie ujęcia oraz szybko zmieniane sceny nadają dynamizmu filmowi.
Wraz z powrotem do Danii akcja zwalnia tempo, pokazując wszystkie trudności związane z powrotem i procesem. Także kadry nie są już tak często pokazywane z bliska. Zwraca to uwagę, że nawet jeśli wcześniej byliśmy uczestnikami i jesteśmy pewni tego, co się działo, z dalszej perspektywy jest już zupełnie inne. Również pozwala zobaczyć, że chociaż to my podjęliśmy decyzję, często jej konsekwencje ponoszą inne osoby i nie mamy na to wpływu. Z uczestników stajemy się obserwatorami. Wojna gra cieniami oraz niedopowiedzeniami. Oglądając nie zwracamy uwagi na muzykę, bo nie ona jest najważniejsza, ale na pisk opon, na przygotowanie żołnierza do strzału, na szelest piasku.
Wojna nie skupia się na tym co proste. Wychodzi poza ramy widowiskowego filmu wojennego, gdzie mamy widzieć bohaterskie postaci. Pokazuje ludzi: żołnierzy, żonę, dzieci. Z ich problemami, z tym co ludzkie. Zwraca uwagę na inny obraz lojalności, bohaterstwa, wojny, poświęcenia. Może nie zaskakiwać scenariuszem, ale nie jest to film nijaki. Jest to film dobry, nawet bardzo dobry. Pozostaje w widzu jeszcze przez jakiś czas. Zostawia z niezawodnym pytaniem: „ A co ty byś zrobił na jego miejscu?”.
To co obrazuje produkcja, według mnie, to jak wiele odcieni szarości mają misje, np. w Afganistanie czy walka z terroryzmem. Jak wiele rzeczy wydaję się nam prostych i oczywistych, kiedy nie mamy z nimi w żadnym stopniu do czynienia. Nic nigdy nie jest czarne bądź białe. Film pozostawia wiele pytań. Pytań, na które wydaję mi się nie ma dobrych, prostych odpowiedzi. Jednak oceńcie sami, wybierając się na nominowaną do Oscara Wojnę.
tekst | Olga Najdek