Subkultury Tokio. Japońskie maski

Subkultury Tokio. Japońskie maski
https://souvenirfinder.com/crazy-shopping-cosplay-tokyos-harajuku-district/

W Tokio obrazy atakują z każdej strony. Biją nie tylko z wszechobecnych ekranów i plakatów, ale ich nośnikiem jest także ludzkie ciało – ta narcystyczna powierzchnia zdolna do odbijania obrazów kultury konsumpcyjnej. Siła wizerunku jest olbrzymia, ale wciąż nie tak silna jak siła tradycji. W domach dalej trzeba zdejmować buty na progu, choć w dzielnicach takich jak Harajuku czy Shinjuku króluje lans nie z tej ziemi.

ROCKABILLY DANCERS

Ta dziwaczna subkultura została ostatnio nagłośniona przez teledysk do „Nothing to Worry About” Szwedów z Peter Bjorn and John. Wyglądający jak żywcem wyjęci z „Grease” (tylko oczy coś nie te) fani rockabilly spotykają się co niedzielę w Yoyogi Park w tokijskiej dzielnicy Harajuku, która jest bardzo gościnna dla wszelkiego rodzaju przebierańców. Piją piwo, stawiają czuba na głowie (lub wiążą kokardę, jeśli są dziewczętami) i puszczają piosenki z czasów Elvisa. No i tańczą ku uciesze tłumów (raczej obcokrajowców, bo dla Japończyków ich zachowanie jest nieco niezrozumiałe), mając opracowaną pełną choreografię, której nie powstydziłby się średniej klasy musical.

Fenomen rockabilly dancers jest malowniczy i wesoły, ale mówi także coś ważnego o japońskiej kulturze. Cierpi ona zarówno na kompleks wyższości (najdoskonalsza technologicznie i kulturowo cywilizacja Wschodu), jak i na kompleks niższości wobec Zachodu, który wyrażany jest właśnie poprzez wszelkiego rodzaju imitacje. Bo jak inaczej traktować działalność tancerzy rockabilly?

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Bardziej niż z rockandrollowym stylem życia (czczą tylko jego atrybuty, i to te sprzed kilku dekad) do czynienia mamy ze spektaklem, gdzie spontaniczność wypracowana jest długotrwałymi próbami, a niedbały styl outsidera – mozolnie wypieszczony przed lustrem. Największym kuriozum jest zaś fakt, że rockabilly dancers spotykają się w niedziele, bo na co dzień nie różnią się za wiele od typowego japońskiego białego kołnierzyka.

GYARU-O

Nazwa gyaru-o (dziewczyno-chłopak) powstała w wyniku dodania do słowa „gyaru” – oznaczającego lachona, panienkę – męskiej końcówki -o. Wyszedł dziwaczny twór językowy – dziewczyna rodzaju męskiego. Ale gyaru-o to zjawisko interesujące nie tylko pod względem językowym.

Subkultury Tokio. Japońskie maski
https://tokyofashion.com/wp-content/uploads/2010/01/Three-Shibuya-Guys-10-2009-001-P2735-600×903.jpg

Japońscy chłopcy, ofiary mody byliby na Zachodzie prawdopodobnie wzięci za gejów i to takich co bardziej przegiętych, a w Polsce na niektóre blokowiska raczej nie powinni się zapuszczać. Noszą bowiem dużo biżuterii, obcisłe ciuchy, nierzadko opaleniznę godną największych fanów solarium, a nad wypielęgnowaną twarzą lśnią im lwie, tlenione grzywy. Największą furorę robią ostatnio dumnie obnoszone przez gyaru-o trwałe ondulacje, które tym bardziej – w oczach białych – robią z nich osobników dość zniewieściałych. Lepiej jednak schować kulturowe klisze i uprzedzenia do kieszeni, bo w rzeczywistości co bardziej efektowni gyaru-o to młodzi adepci Jakuzy. A ci, którzy nimi nie są, pozują właśnie na niegrzecznych chłopców.

W Shinjuku, tokijskiej dzielnicy czerwonych latarni, zachęcają do płatnego seksu i tam lepiej ich nie fotografować. Kiedy mają wolne, gyaru-o z lubością zabierają swoje gyaru na pobliskie plaże, gdzie wspólnie kąpią się w Pacyfiku, słuchają transowej muzyki, a w nocy zgodnie z japońską tradycją puszczają hanabi (azjatyckie fajerwerki). Wielu z nich wyposażonych jest w szybkie motory, którymi nietrudno skusić łase na gadżety gyaru. Jak się okazuje, w pewnym wieku niegrzeczni chłopcy na motorach pożądani są wszędzie.

YAMAMBA

Dziewczyny upodabniające się do potworów z lasu, kotów, maskotek i Dody. Yamamba to jedna z najbardziej ekstremalnych odmian gyaru. Ich znakiem rozpoznawczym jest przesadna opalenizna (nazywane są też ganguro – czarna twarz), wybijający się na jej tle biały makijaż na pandę oraz upodobanie do spódniczek mini, różu i futer. Yamamba oznacza po japońsku „czarownicę z gór” i faktycznie dziewczyny nierzadko przypominają Babę Jagę, która także w tamtejszych bajkach i opowieściach ludowych miała białe, potargane włosy, ciemną skórę i zdolności magiczne.

Subkultury Tokio. Japońskie maski
https://forum.szafa.pl/69/81174/yamamba-nowa-subkultura.html

Wtajemniczeni potrafią podzielić yamamby na kilka odmian. Są więc bamby, czyli ostrzejszy typ mamby rockowej. Jest też bardziej zalotny rodzaj zwany romambą (przebrana w koronki lolitka – mamba romantyczna), a nawet męska wersja czarownicy, czyli sentaa. Kilka lat temu była to prawdziwie potężna subkultura, dziś prawdziwe ganguro to już gatunek rzadki, prawie na wymarciu.

Ale wciąż mają swoje ulubione miejsca, gdzie przechadzają się, by ludzie je podziwiali. Dawniej opanowały dzielnice Shibuya i Shinjuku, dziś pojedyncze egzemplarze spotkać można głównie przed wejściem do sklepu muzycznego HMV w Shibuyi, gdzie zaopatrują się w płyty z gatunku j-pop (japanese pop) i czytają subkulturową biblię – pismo „Egg”.

Problem w tym, że zamiast podziwu najczęściej spotyka je ostracyzm, a większość „normalnego społeczeństwa” nazywa je hańbą Japonii. Słowa te brzmią tym mocniej, że jamamby to przeważnie tylko licealistki, dla których nowa tożsamość stanowi jedynie wyraz poszukiwania własnej. Gdy podrosną, przeistaczają się zazwyczaj w łagodniejsze wersje gyaru lub idą w stronę cosplay.

COSPLAY

Cosplay (skrót od „costume players” – czyli dosłownie „bawiących się strojem”) to maniacy zakupów z mekki tekstylnej konsumpcji – dzielnicy Harajuku. O tamtejszych dziewczynach śpiewała już Gwen Stefani, pokazując w teledysku do „What You Waiting For” głównie te, które upodabniają się do wybujałych barokowych dam dworu. Zdarzają się jednak i bardziej oryginalne cosplay, poprzebierane za zwierzęta, zombie, trupy i wiele innych dziwactw.

Są i mężczyźni owładnięci żądzą imitowania ulubionych kreskówek. Bo stroje cosplay zazwyczaj mają swoje pierwowzory w japońskiej kulturze obrazkowej, ojczyźnie mangi i anime, gdzie olbrzymia siła wizualnej kreacji jest wprost proporcjonalna do społecznej infantylizacji. Przebieranki, którym poddają się rzesze japońskich nastolatków nie sprzyjają więc może rozwojowi duchowemu i wykuwaniu własnej odrębnej tożsamości, ale stanowią realną obronę przed wtłoczeniem w schematy późniejszych, silnie skodyfikowanych ról społecznych, które japońskie dzieciaki obserwują na co dzień u swoich rodziców.

Mocno groteskowym zjawiskiem są Europejki przyjeżdżające do Harajuku i przebierające się za japońskie cosplay. Te nie bronią się już przed niczym i też nic je to nie kosztuje. Może z wyjątkiem majątku wydanego na stroje (choć niektórzy cosplay chlubią się tym, że stroje szyją sobie sami). Subkultura ta obecna jest i u nas – w Toruniu odbył się kiedyś ogólnopolski zlot costume players. Zasada w gruncie rzeczy, niezależnie od szerokości i długości geograficznej, pozostaje ta sama. Kostiumy, podobnie jak używki czy sen, na całym świecie służą temu, by choć na chwilę uciec od siebie i znaleźć się „w nie swojej skórze”.

Zobacz też: Hayao Miyazaki – legendarny japoński reżyser filmów anime

Hayao Miyazaki – legendarny japoński reżyser filmów anime

5/5 - (2 votes)

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News