Reality shows poświęcone związkom, zdradom, ślubom czy randkowaniu to w ostatnim czasie format, który przeżywa swój renesans. Na Netflixie, Viaplay i innych platformach możemy znaleźć takich mnóstwo. Wiele z nich jednak nie kojarzy się z rozrywką wysokiej jakości.
Jak jest w przypadku Love Never Lies?
Polskie związki pod lupą
Koncepcja programu jest bardzo prosta. Poznajemy sześć par, które przeżywają obecnie kryzys w związku i potrzebują ogarnąć pewne sprawy z tym związane. Dowiadujemy się, jakie mają wątpliwości i podejrzenia wobec partnerów, a test za pomocą wykrywacza kłamstw już od pierwszego odcinka wzbudza emocje, dyskusje i łzy.
Wykrywacz kłamstw nie jest jednak jedyną “atrakcją” czekającą na uczestników Love Never Lies Polska. W pewnym momencie dzielą się na dwie grupy. Jedna z nich udaje się do wielkiej willi, w której panie i panowie poznają podobno idealnie dopasowanych do nich singli, którzy starają się ich uwieść. Ci drudzy z kolei zostają sami ze sobą i mogą tylko podejrzewać, jak zachowają się ich partnerzy.
Wszystko oczywiście dzieje się w słonecznej, egzotycznej scenerii, choć nie jest to nic dziwnego, ponieważ większość związkowych reality shows odbywa się w takich warunkach. Widoki są miłe dla oka, ale nie mamy czasu na ich podziwianie, bo historie uczestników… naprawdę wciągają i zmuszają do nieustannej dyskusji.
Musimy porozmawiać o Andrzeju
Love Never Lies funduje nam cały wachlarz emocji. Nie są to jednak emocje tanie. Nie mamy do czynienia z żerowaniem na najniższych instynktach. Bardzo szybko przestałem traktować ten program jako typowy odmóżdżacz. Oczywiście wszystko jest przedstawione w przystępny i prosty sposób – czasami nawet prostacki, bo pseudonęcące wstawki w strojach kąpielowych nie są szczytem estetyki.
I oczywiście jest to program rozrywkowy, a uczestnicy na pierwszy rzut oka wydają się generyczni i mało ciekawi, ale im dalej w las, tym więcej… treści. Bo każdy z przedstawionych związków działa w inny sposób i opiera się na innej dynamice, ma też inne problemy. Dzięki temu wielu z nas może utożsamić się z rozterkami niektórych bohaterów.
Widać, że niewiele jest tam wyreżyserowane, a uczestnicy przeżywają prawdziwe emocje, co jest nowością jeśli chodzi o ten gatunek. Wielokrotnie widzimy bezsilny płacz czy szczerą radość. Cieszymy się razem z uczestnikami i razem z nimi się wzruszamy. I jest to niebanalna karuzela emocji.
Reality show, jakiego nie było
Oglądałem Love Never Lies z dziewczyną i była to świetna decyzja, ponieważ wiele sytuacji zmuszało do refleksji i dyskusji. Niektórych uczestników da się lubić, innych zupełnie nie, ale wobec znacznej większości z nich czuliśmy jakieś emocje. Da się zatem oglądać to z zaangażowaniem i kibicować wybranym postaciom pojawiającym się na ekranie.
Karuzela emocji napędzana jest segmentami, w trakcie których uczestnicy zostają poddani testowi na wykrywaczu kłamstw, a odpowiedzi przekazywane są ich partnerom, oczywiście z werdyktem, czy mieliśmy do czynienia z prawdą, czy kłamstwem. W efekcie ci, których lubiliśmy, czasami okazywali się okropnymi frajerami.
Wszystko jest tu niejednoznaczne, a program doskonale podejmuje tematykę związków. Nie spłaszcza absolutnie żadnego zagadnienia, daje każdemu uczestnikowi pole do wypowiedzi i do rozterek, przedstawia dobre i złe strony każdego z nich. Nic tu nie jest czarno-białe, za co ogromny plus.


Wielkie uznanie należy się także twórcom Love Never Lies Polska za kilka innych elementów. Przede wszystkim Maja Bohosiewicz w roli prowadzącej to był strzał w dziesiątkę. W odpowiednich momentach zachowywała kamienną twarz i wypowiadała się niemal mechanicznie, w innych z kolei pozwalała sobie na okazywanie emocji i wspieranie uczestników.
Poza tym na ekranie widzimy parę gejów, ale ani razu nie pojawiła się wzmianka na temat ich orientacji. Twórcy każą widzom zaakceptować Jędrzeja i Bruna bez zająknięcia, nie dywagując na temat gejostwa. I jest to pozornie niewielka rzecz, ale w wielu programach tego rodzaju homoseksualni uczestnicy są nieprzyjemnie traktowani i przedstawiani tak, jakby orientacja była ich jedyną cechą charakteru.
Polecam, Kuba Łaszkiewicz