Są młodzi, przystojni i diabelsko zdolni. Niedawno wydali debiutancką ep-kę SKIN, która zdobyła serca słuchaczy i rodzimych dziennikarzy. Mówi się, że grają skandynawski folk po katowicku, ale nie dajcie się zmylić, ich muzyką otulicie się przyjemniej niż babcinym kocem. Poznajcie Kamila Łukasiuka i Rafa Skowrońskiego z katowickiego duetu JÓGA.
Skąd pomysł, aby nazwać Wasz duet JÓGA ?
Kamil: Zainspirowała nas piosenka Björk o tytule Jóga. Po prostu obaj uwielbiamy tę piosenkę ponad wszystkie inne. Jest pełna emocji, z niezwykle charakterystyczną, zapodającą głęboko w pamięć melodią. No i te linie skrzypiec oraz wiolonczeli. Po prostu magia. Jóga to też kompozycja, która pokazuje na jak wiele stać Björk, jeżeli chodzi o możliwości wokalne.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Muzyka Björk stanowi dla Was największą inspirację?
Raf: Niezwykle cenimy twórczość Björk, ale islandzka wokalistka nie jest zdecydowanie naszą największą inspiracją. Równie duży, a może nawet większy wpływ wywarło na nas kilku innych wykonawców. Po prostu los tak chciał, że bardzo podoba nam się kawałek Jóga.
Jacy inni wykonawcy mieli największy wpływ na Waszą twórczość i dlaczego?
Raf: Duży wpływ miała na mnie muzyka polska. W gimnazjum słuchałem dużo takich zespołów jak: Myslovitz, Hey, Peszek, Muchy, Coma. Wydaje mi się, że poza Björk, największy wpływ miał na mnie zespół The Knife.
Kamil: Na mnie największy wpływ miał zespół Crystal Castles za prawdziwość i emocje.
Jak doszło do założenia Waszego zespołu?
Kamil: Przed założeniem i funkcjonowaniem naszego zespołu udzielałem się w różnych muzycznych projektach, w których grałem na basie. Pewnego razu Raf zaśpiewał mi cover zespołu The Knife i tak postanowiliśmy razem tworzyć wspólnie muzykę.
Styl muzyczny, który prezentujecie, określa się często jako skandynawski folk po katowicku? Czy to określenie jest według Was trafne?
Raf: Bardziej pasuje mi określenie skandynawska elektronika po katowicku. Od folku raczej już odchodzimy i słychać go w naszych piosenkach coraz mniej.
Za to coraz więcej jest elektronicznych i rockowych zagrywek.
Kamil: To jest tak, że obaj słuchamy i podobnej, i zarazem różnej muzyki. Rafał bardziej siedzi w skandynawskich dźwiękach, a ja w gitarach. Kiedy spotykamy się na próbach, to każdy z nas próbuje przemycić coś swojego. Dlatego czasami przeważa w naszych kompozycjach elektronika, a innym razem dźwięki wydobywane przy pomocy strun.
Raf: Co ciekawe, na samym początku naszej działalności używaliśmy tylko gitary akustycznej. A to z prostego powodu, że nie mieliśmy kasy na inne instrumenty. Dopiero jak poszliśmy do pracy i zarobiliśmy parę groszy, dokupiliśmy inny sprzęt. Dlatego brzmienie JÓGI ciągle ewoluuje i wciąż nabiera nowego kształtu.
Skąd pomysł na soulowy wokal? To efekt zamierzony czy wyszło to całkowicie przypadkiem?
Raf: Raczej to drugie. Nie chodziłem nigdy na lekcje śpiewania. Pamiętam, że gdy na początku nagrywaliśmy nasze próby na komórkę i później to odsłuchiwaliśmy, nie mogłem zdzierżyć swojego głosu. Wydawał mi się obrzydliwy! Naprawdę! Dopiero z czasem mój wokal zaczął się zmieniać i brzmieć coraz czyściej; nabrał charakteru. Także ten soul pojawił się tak jakby sam z siebie.
Rafał, swoje teksty śpiewasz po angielsku. Czasami zastanawiam się, czemu nasze rodzime zespoły tak bardzo unikają polskich tekstów w swoich kompozycjach? Chodzi o to, że angielski lepiej brzmi? A może łatwiej w nim przekazać szczere emocje?
Raf: Tak naprawdę bardzo trudno jest napisać dobry tekst po polsku. Język angielski jest bardziej plastyczny, elastyczny i wieloznaczny. Łatwiej w nim ukryć niektóre ważne myśli i emocje. Może to rzeczywiście jest jakiś rodzaj kamuflażu. Na pewno nie jest też tak, że całkowicie odrzucam to, że w przyszłości będę pisał teksty po polsku, wręcz przeciwnie! Jednak, aby to się stało, muszę poczuć w sobie taką autentyczną potrzebę, muszę być przekonany w 100%, że to jest to. Dla mnie w tworzeniu muzyki niezwykle istotna jest kwestia szczerości w stosunku do siebie i do słuchaczy. Nie chcę robić nic na siłę ani nikogo oszukiwać.
Powracając do tematu Katowic… Jak żyje się dwóm wrażliwym chłopakom na Śląsku?
Kamil: Żyje nam się tutaj dobrze, nie mogę narzekać. Śląsk to nasz dom, miejsce, z którego pochodzimy i do którego przynależymy. Zawsze, kiedy jesteśmy poza naszym rodzinnym miastem dłużej niż tydzień, zaczynamy za nim tęsknić. Wszystko, co się dzieje na ulicach tj. spieszący się ludzie, samochody, tramwaje, budynki, w jakiś sposób działa na nas inspirująco. Katowice to niezwykle ciekawe miejsce, pełne niezwykłych ludzi. Kto pomieszka tu dłużej, szybko dostrzeże urok tego miasta. No i nie zapominajmy o tym, że sporo się tu dzieje, jeżeli chodzi o kulturę. Mamy całe mnóstwo festiwali, koncertów, imprez. Nie sposób się tu nudzić.
Jako zespół istniejecie dopiero od stycznia i macie już na koncie jedną ciepło przyjętą EP-kę zatytułowaną SKIN. Chociaż wiadomo, że fani czekają na long playa. Kiedy będą mogli go włożyć do odtwarzacza?
Raf: Myślę, że będzie to przyszły rok. Wcześniej nie ma szans. Chociaż powiem Ci szczerze, że gdybyśmy się uparli, to mielibyśmy już dzisiaj gotowy materiał na całą płytę. Jednak nie chcemy się spieszyć. Nie jesteśmy nawet do końca zadowoleni z naszej EP-ki… dlatego teraz wolimy działać ostrożnie.
Kamil: Z drugiej strony tak to już chyba jest, że zawsze ma się poczucie, że jakiś kawałek mógłby brzmieć lepiej, inaczej…
Co usłyszymy na tej płycie?
Raf: Dużo elektroniki. To będzie coś innego niż Skin. Do tego może nam przyjść jeszcze do głowy kilka świeżych pomysłów, więc sami do końca nie wiemy, czego się spodziewać. Ta świadomość jest zresztą całkiem ekscytująca.
Planujecie nagrać album w profesjonalnym studiu?
Kamil: Na razie chyba nie czujemy takiej potrzeby. Domowe środki, którymi dysponujemy, całkowicie spełniają nasze obecne potrzeby. Natomiast szukamy wydawcy, dzięki któremu będziemy mieli możliwość trafienia z naszą muzyką do sporej grupy odbiorców. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Jaki jest według Was największy, dotychczasowy sukces JÓGI? Granie w roli supportu Myslovitz lub Low Roar? Występ na imprezie Before Tauron? A może udział w programie X Faktor?
Raf: Postawiłbym na supportowanie Low Roar. Graliśmy wtedy w krakowskiej Alchemii i był to naprawdę udany wieczór. Zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci przez publikę, a i z samymi członkami Low Roar znaleźliśmy wspólny język.
Nie boicie się przylepienia łatki w rodzaju to ten zespół z talent show?
Raf: Przyznam, że tak, baliśmy się tego. Jednak powoli, małymi kroczkami odklejamy tę łatkę od siebie. Chociaż wciąż zdarzają się sytuacje, w których ludzie zaczepiają nas na ulicy czy w knajpie i pytają, czy jesteśmy tym zespołem z »X Factor«. Szczególnie nas to jakoś nie boli, ale przyznaję, że mamy większe ambicje.
W takim razie, po co w ogóle wzięliście udział w programie?
Raf: Wyglądało to tak, że zadzwonił do nas ktoś z produkcji X Factor z propozycją wzięcia udziału w programie. Było to dla nas spore zaskoczenie i na początku nie wiedzieliśmy, co z tym fantem zrobić. Nie ukrywam, że podeszliśmy dość sceptycznie do tej sprawy, nie było tak, że krzyknęliśmy hura i przybiliśmy sobie piątkę. Dopiero z czasem zaczęliśmy rozmawiać o tym ze znajomymi, z rodziną i wyszło na to, że jednak warto spróbować.
Kamil: I wyszło z tego całkiem fajne doświadczenie. Casting był lekko stresujący, ale udało nam się przez niego przebrnąć. Później zostaliśmy świetnie przyjęci przez publikę i widzów, którzy nas bardzo wspierali, za co jesteśmy im niezwykle wdzięczni.
Wiele młodych zespołów narzeka, że nie dostaje należytego wsparcia od polskich mediów. Czujecie podobnie?
Kamil: Hmm nie odczuwamy braku wsparcia ze strony polskich mediów. Zawsze się cieszymy, jeżeli ktoś chce z nami porozmawiać o muzyce albo chce o niej napisać. Tak, jak teraz Ty. W końcu media to nie tylko te wielkie koncerny, ale całe mnóstwo mniejszych, wartościowych stacji radiowych, gazet czy serwisów internetowych, a te stoją w Polsce na dość wysokim poziomie i nie mają problemów, by promować młode kapele, takie jak nasza.
Rozmawiał: Kamil Downarowicz