Rory Reid z Top Gear: Jesteśmy krok od przełomu ?

Mężczyzna siedzący w samochodzie za którym unosi się czerwona chmura dymu

Brytyjski dziennikarz motoryzacyjny Rory Reid nie ma wątpliwości: jesteśmy o krok od przełomu technologicznego. Wie, co mówi, bo rynek samochodowy nie ma przed nim tajemnic. Udowodnił to nieraz jako prowadzący „Top Gear”, w którym możemy go oglądać obok Matta LeBlanca i Chrisa Harrissa na kanale BBC. Spotkaliśmy się z nim w studiu programu pod Londynem, gdzie opowiedział nam o samochodach przyszłości i związkach aut i ludzi. Te potrafią być skomplikowane…

Artur Zaborski: Co możesz powiedzieć o kierowcy, jedynie na podstawie jego samochodu?

Rory Reid: Gdybym patrzył na stojącą za mną Alfę Giulię, powiedziałbym: kierowcą jest ktoś ekstrawagancki, kto potrafi docenić piękno, być może jest kolekcjonerem dzieł sztuki. Na zewnątrz taka osoba jest bardzo ułożona, ale wewnątrz ma w sobie najprawdopodobniej coś z chuligana, dlatego decyduje się na tak potężny samochód, który ma przede wszystkim smak. Taki dobór świadczy o świetnym guście.


Spróbujmy z inną marką – Renault Twingo.
Kierowcą jest ktoś, kto ma nieco gorszy gust i poczucie estetyki niż osoba, którą opisaliśmy jako właściciela Alfy Giuli. Najprawdopodobniej istotna w tym przypadku jest też kwestia wzrostu kierowcy – mamy tu zapewne do czynienia z kimś niskim. Może jest więc to auto Chrisa Harrisa? (śmiech) Poświadczałby o tym także fakt, że kierowca Renault Twingo kocha jeździć – to auto jest bardzo przyjemne do prowadzenia.

Czyli z samochodu można wróżyć jak z fusów.
Jest mnóstwo różnych aut, każde oddziałuje na ludzi w jakiś sposób. Mógłbym naszą zabawę kontynuować w nieskończoność. Samochód jest nierozerwalnie związany z człowiekiem, bez niego istnienie auta nie ma sensu. Dlatego producenci tak różnicują modele, żeby parowały się z charakterem człowieka. Tak naprawdę motoryzacja ma duży związek z psychologią. Wybierasz taki samochód, który oddaje ciebie, albo który jest po prostu wygodny, czy tego chcesz, czy nie. Producenci doskonale o tym wiedzą i tę wiedzę wykorzystują.

O samochodach zwykło się myśleć jak o zabawkach. Mówi się, że auto jest przedłużeniem penisa mężczyzny.
Odkąd produkcja aut staniała, samochód przestał być postrzegany jako wyznacznik statusu społecznego kierowcy. Ludzie już nie zabijają się o auta, potrafią bez nich żyć. Zwłaszcza teraz, kiedy modne są wszelkiego typu ruchy pro-eko, wiele osób decyduje się na korzystanie z transportu publicznego z powodu przekonań, popularyzują się też formy carpoolingu, czyli wspólnych przejazdów ze wspólnego punktu początkowego do wspólnego punktu docelowego. Dziś wykorzystywanie samochodu do tego, żeby szpanować, jest źle widziane. Myślę, że zaimponowalibyśmy zupełnie mniejszej ilości ludzi w stosunku do tych, którzy by nas wyśmiali. Bilans zysków i strat wychodzi na minus.

Czarnoskóry mężczyzna w kasku na fotelu pasażera, a obok kobieta w kasku

Używałeś kiedyś samochodu, żeby zaimponować dziewczynie?
Nadal to robię, przy każdej okazji! (śmiech) Mówiąc poważnie, to… jest to główny powód, przez który zainteresowałem się samochodami! W college’u jako jeden z niewielu miałem auto – nie było piękne, ale idealnie nadawało się do podwożenia koleżanek do domu, co sprzyjało zawiązywaniu atmosfery intymności. Ludzie kochają auta także z tego powodu, że sprawiają, że świat jest mniejszy. Nagle ogrom naszych spraw, problemów i zmartwień zawęża się do przestrzeni auta. Wtedy zmienia się perspektywa i okazuje się, że one są takie małe. Dlatego o samochodach mówi się, że wpływają terapeutycznie na ludzi. Rzeczywiście, za kółkiem można poczuć się wolnym. Ale wracając do twojego pytania, wyrywanie dziewczyn „na samochód” zacząłem i skończyłem w college’u. Dziś chyba ta metoda nie jest zbyt popularna, bo na tym etapie edukacji każdy ma już własną furę.

Czym było wtedy dla ciebie twoje auto?
Pamiętam, że gdy szedłem do college’u w wieku 17 lat, utożsamiałem samochody z podróżą, czymś ekscytującym. Kiedy wsiądziesz wraz z grupą przyjaciół do samochodu, masz świat u swoich stóp – możesz wybrać się wszędzie, robić, co chcesz – myślałem. Do dziś kocham swobodę, jaką samochód mi daje. Czuję się wtedy niczym nieskrępowany, prawdziwie wolny…

…co widać w „Top Gear”, kiedy oglądamy cię za kółkiem. Dlaczego twoim zdaniem ten program odniósł taki sukces?
Bo jest właśnie o tej swobodzie. Pozwala poczuć zew. Nawet osoby, które nie interesują się samochodami, dają się porwać, bo każdy przecież kocha wolność. Człowiek jest tak skonstruowany, że za wszelką cenę będzie dążyć ku wolności. Nie jesteśmy w stanie funkcjonować zniewoleni. Natomiast we współczesności mnożą się formy naszego zniewolenia: praca, kredyty, wymogi społeczne itp. W „Top Gear” uwalniamy się od tego wszystkiego, pokazujemy świat, w którym liczy się tylko droga, podróż, której odbycie jest celem, a maszyna, z której pomocą tę podróż odbywamy, ma duże znaczenie.

Określasz samochód mianem maszyny, a nie jakimś bardziej nacechowanym emocjonalnie słowem?
Nigdy nie nadaję imion moim autom, nie przypisuję im też żadnej płci. To dla mnie przedmioty. Formuję z nimi więzi, jednak inne, niż z ludźmi. Jeżeli masz dobry samochód, który się z tobą dopasuje, możesz się z nim poczuć jednością. Ale nie zastąpi ci żywego człowieka: nie może stać się twoim przyjacielem, ziomem ani twoją „małą”.

Zatem nie rozmawiasz ze swoimi samochodami?
Tylko jeśli się zepsują, wtedy krzyczę na nie! (śmiech) Jeżeli jadą za wolno, zachęcam je do szybszej jazdy, ale bardziej w myślach niż werbalnie. W Kazachstanie,gdzie kręciliśmy część odcinków nowego sezonu „Top Gear”, cały czas narzekałem na samochód, którym jeździłem. Kiedy się zepsuł, również w myślach go za to przepraszałem. Nie był rewelacyjny, ale zawiózł mnie naprawdę daleko, dał mi dużo frajdy z podróży, a ja traktowałem go fatalnie. Więź formuje się, gdy dużo jeździ się danym pojazdem, ale nie sądzę, by między mną a moim samochodem kiedykolwiek pojawiła się więź silniejsza niż przyzwyczajenie.

Nie masz więc problemu z wymianą auta na nowe?
Żadnego. Ani nie potrzebuję się do tego przygotowywać psychicznie, ani tego nie odchorowuję. Zmiana samochodu jest dla mnie czymś kompletnie naturalnym, nakręca mnie. Lubię docieranie się z nowym pojazdem. Zawsze jest ta ciekawość: „jak nam się ułoży?”. Wspomniałeś, że samochód bywa traktowany jak zabawka. Wydaje mi się, że u mnie ten element zabawy pojawia się właśnie na początku „znajomości”, że tak to nazwę, z nowym pojazdem. Kiedy już przestaje mieć przede mną sekrety, wtedy uznaję naszą „znajomość” za dobrze rozwiniętą i jestem gotowy na kolejną wymianę.

Mężczyzna w kasku w samochodzie

Co wzbudza twoje zainteresowanie danym samochodem?
Ważnych jest dla mnie kilka czynników: przede wszystkim wygląd samochodu. Nie ukrywam, że bardzo lubię obserwować reakcje ludzi, zwłaszcza małych dzieci, kiedy przejeżdżam obok nich.

Mówiłeś przecież, że nie lubisz szpanować autem.
Nie chodzi o szpanowanie, ale o reakcje na estetykę. Sam jestem estetą. To, jak samochód wygląda, jest dla mnie bardzo ważne. Kiedy inni ludzie też to doceniają, cieszę się, bo wiem, że wciąż jako gatunek dysponujemy zmysłem smaku. Zauważ, że najwięcej mają go właśnie małe dzieci. W nich najłatwiej wywołać reakcję. One chętnie zwracają uwagę na auta, pokazują je palcami rodzicom, coś musi przykuć ich uwagę. Lubię, kiedy to coś jest w moim samochodzie.

Co poza wyglądem jest dla ciebie ważne?
Gadżety – kocham technologię! Interesują mnie auta z najnowszymi technicznymi rozwiązaniami. Fascynuje mnie to, w jaki sposób technologia zmienia nasz sposób interakcji z samochodami. Dziś prowadzenie samochodu jest czymś zupełnie innym, niż było 10-20 lat temu. Nie mówiąc nawet o tym, jak to wyglądało 100 lat temu. Zmiany pod tym kątem wynikają z ciągłego, nieustającego procesu, jakim jest rozwój technologii.

Jaki będzie kolejny krok technologiczny w ewolucji samochodów według ciebie?
Czeka nas jeszcze długa droga, zanim będziemy jeździć samochodami zasilanymi bateriami, na co sam szczególnie mocno czekam. Żeby tak się stało, musi powstać odpowiednia infrastruktura – punkty ładowania muszą być tak samo łatwo dostępne, jak dzisiaj stacje benzynowe. Myślę, że jesteśmy też o krok od przełomu, jakim niewątpliwie będą automatyczne samochody, jeżdżące bez kierowców. Staną się niezwykle popularne. Bardzo mnie ekscytuje ta idea, czekam, jak się rozwinie.

Ile jeszcze poczekamy, zanim zobaczymy takie auta na ulicach?
Myślę, że to jest kwestia najbliższych dziesięciu lat.

To niewiele.
Interesuję się tym zagadnieniem, śledzę doniesienia na ten temat. Stan badań na dziś pozwala nam stwierdzić, że dekada to wiarygodny okres, kiedy taka forma motoryzacji stanie się naszą codziennością na drogach.

Wspomniałeś o samochodach na prąd. Czy istotna jest dla ciebie kwestia ekologiczna przy wyborze samochodu?
Oczywiście, to bardzo ważny problem. Trzeba szukać rozwiązań, które zminimalizują zanieczyszczenia. Uważam jednak, że dopóki istnieje balans pomiędzy ilością samochodów elektrycznych i potworów spalających kilkanaście litrów na 100 km, na drogach jest miejsce dla każdego rodzaju samochodu.

Rozmawiał: Artur Zaborski
Zdjęcia: BBC

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News