Już 16 marca zespół Blonde Redhead zagra w warszawskim Klubie Proxima. O tym jak się poznali, dlaczego ich kawałki brzmią inaczej na żywo i jak wspominają swój pierwszy koncert w Polsce, z Amedeo Pace, gitarzystą zespołu rozmawiał nasz redaktor naczelny, Krzysztof Grabań.
Do tej pory zagraliście tylko jeden koncert w Polsce, było to sześć lat temu w trakcie OFF Festival w Katowicach. Jak to wspominasz?
Nie pamiętam co prawda wszystkiego, ale to było z jednej strony dziwne doświadczenie, a z drugiej naprawdę się cieszę, że wtedy zobaczyłem Polskę. To była moja pierwsza wizyta i byłem pod ogromnym wrażeniem. Polska nie jest podobna do żadnego z miejsc, które do tej pory odwiedziłem. Katowice to naprawdę piękne miasto, chociaż w dniu w którym graliśmy panowała trochę mroczna aura, było pochmurnie. Jednak wszyscy, których spotkaliśmy byli naprawdę niesamowitymi ludźmi. Cieszę się, że mogliśmy tam wtedy być tak samo jak cieszę się, że już wkrótce wrócimy do was z kolejnym koncertem.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Tym razem będzie to Warszawa. Powiedz, czy lubicie zwiedzać miasta w których gracie, poznawać ludzi, czasami nawet takich którzy niekoniecznie są Waszymi fanami? Czy po prostu wolicie wrócić do hotelu?
To zależy, nasza rzeczywistość jest trochę inna, mamy całą ekipę, mamy obowiązki – pakowanie, podróże. Czasami nam się udaje, ale nie zawsze.
Który album z waszej dyskografii jest dla Ciebie najważniejszy lub też, który jest Twoim ulubionym?
Tak naprawdę nie wiem, czy mam konkretny, ulubiony album. Raczej mam ulubione utwory, lub konkretne momenty, ale naprawdę nie wiem czy mam ulubiony album. Oczywiście, niektóre z albumów są dla nas pod pewnymi względami wyjątkowe i ważne. Przykładem tego jest trzeci album (przyp. red. Fake Can Be Just as Goud), który dokładnie odzwierciedla moment naszej przemiany jako zespołu. Nawet jeśli nie była to najlepiej pod względem technicznym nagrana płyta, to dla nas była produkcją przełomową.
Moim osobiście ulubionym albumem Waszego zespołu jest Penny Sparkle. Ma bardzo nowoczesne, klarowne, przestrzenne brzmienie i niesamowity klimat. Jest to jeden z najlepszych albumów jakich kiedykolwiek miałem okazję słuchać.
Dziękuję. Dla nas to też wyjątkowy album.
Znaleźliśmy w sieci informacje, że media wyraziły niekoniecznie pozytywne opinie na temat właśnie tego albumu, a dokładniej jego koncertowych wykonań. Muzyka na płycie jest faktycznie dość skomplikowana, posiada wiele warstw i dlatego pewnie trudno odtworzyć całość na żywo. Co sądzisz o tych opiniach? Czy grając ten materiał podczas koncertów staracie się odtwarzać wszystkie elementy na żywo, czy używacie wcześniej zmontowanych tracków?
Tak, czasami używamy nagranych wcześniej dźwięków, ale raczej są to sample, na przykład perkusji. Byłoby nam ciężko gdybyśmy chcieli odtworzyć wszystko na żywo dokładnie tak jak jest to nagrane na płycie. Nie tylko ze względu na to że gramy we trójkę, ale nie bylibyśmy w stanie przewozić tych wszystkich instrumentów z których korzystamy w trakcie nagrywania w studio. Wiem, że wokół tego albumu pojawiło się parę negatywnych opinii. Utwory inaczej brzmią na żywo – to prawda. Niektórzy nie są w stanie się z tym pogodzić, ale ja mam wrażenie, że właśnie ten album zapisze się w naszej historii jako jeden z ważniejszych, jeśli nie najważniejszy. Ma zupełnie inne brzmienie od pozostałych. Był trudny pod względem realizacji, ale dzięki temu dużo się nauczyliśmy.
Tak, ten album jest inny – delikatny wokal Kazu, melodyjne, spokojne brzmienia gitar i syntezatorów, a do tego w niektórych utworach takich jak „Not Getting There” czy „Oslo” bardzo mocna linia basu. Wyciszający, ale według mnie idealny również do biegania.
Dokładnie tak. Przy tworzeniu tej płyty pracowaliśmy ze szwedzkim producentem i muszę przyznać, że zajęło nam trochę czasu zanim produkcja była gotowa. Jest tam mnóstwo wspaniałych dźwięków, ale jak już powiedziałem nie wszystkie da się przenieść na koncertową rzeczywistość.
Teraz stworzyliśmy EP-kę, która będzie miała swoją premierę jeszcze w lutym. Są na niej cztery utwory – spróbujemy je zagrać gdy w marcu przyjedziemy do Polski. Ten materiał będzie się różnił od tego, co dotychczas tworzyliśmy. Więcej instrumentów strunowych, więcej trąbek. Oczywiście wszystkiego pewnie nie uda nam się odtworzyć na koncercie, ale spróbujemy wypracować na to jakiś sposób. Piosenki są piękne, jestem bardzo podekscytowany.
Czyli będzie to szczególny koncert. Kiedy dowiedziałem się o jego terminie, byłem mile zaskoczony – gracie akurat w moje urodziny. Żartowaliśmy z Wasza agentką w Polsce, że to piękny prezent.
Naprawdę? Super, mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił.
Wracając do koncertowania – czy nie myśleliście o tym, żeby zaprosić na scenę dodatkowych muzyków, w momentach w których mogłoby to pomóc oddać wielowarstwowość utworów?
Kiedyś już to wypróbowaliśmy. Graliśmy koncerty z pięcioma dodatkowym osobami, ale to nie wyszło do końca tak, jak byśmy tego chcieli. Wydaje mi się, że po prostu trzeba spotkać na swojej drodze odpowiednich ludzi, a my jeszcze ich po prostu nie spotkaliśmy.
Wyglądacie na wyjątkowo dobrze zgrany zespół, który łączy szczególna więź. Jesteście z Simone bliźniakami. Poza tym trio to najbardziej klasyczna forma grupy muzycznej.
Zgadza się, próbowaliśmy dogadać się też z innymi muzykami, ale to nie wychodziło, więc trochę się poddaliśmy. Tak naprawdę, nigdy nie wiesz jak będzie. Byłoby wspaniale mieć więcej ludzi w ekipie, ale jeszcze nie teraz.
Jesteś Włochem, powiedz mi jak to było, gdy razem ze swoim bratem poznaliście Kazu, czy już wtedy wiedzieliście, że jest to osoba, z którą będziecie pracować? Jakie były początki Waszej znajomości?
Trochę tak, trochę wiedzieliśmy. Ja szukałem kogoś do współpracy, ona też. Byliśmy oboje zmęczeni graniem w pojedynkę, więc to był dobry moment. Ale tak naprawdę przez pierwsze dwa lata zastanawialiśmy się nad tym jaki kierunek obrać i gdzie znaleźć złoty środek, bo bardzo się od siebie różniliśmy. Wciąż się różnimy. Chodziło o uzyskanie kompromisu, na początku tylko przy dwóch osobach, bo mój brat dołączył do nas nieco później. To było duże wyzwanie, pierwszy rok zleciał właściwie na samych „próbach” tworzenia. Dużo pisaliśmy, wymienialiśmy się pomysłami. Chcieliśmy sprawdzić, gdzie możemy dotrzeć i kim chcemy być jako zespół. Co prawda zajęło to sporo czasu, ale ten proces nadal trwa i wciąż poszukujemy nowych ścieżek, kim chcemy być, jaką muzykę tworzyć.
Jak się poznaliście w takim razie?
Nasza wspólna znajoma chciała żebyśmy się poznali. Sugerowała, że może powinniśmy grać razem. Po prostu przedstawiła nas sobie.
Co chciałbyś powiedzieć polskiej publiczności przed tym jak pojawicie na koncercie w Warszawie?
Jesteśmy bardzo podekscytowani przyjazdem do Polski. Koncertując po Europie często spotykaliśmy Polaków i zawsze były to bardzo miłe spotkania – dużo entuzjazmu, dużo pozytywnej energii, to jest naprawdę super. Cieszymy się z powrotu do Polski. Mamy też nadzieję, że tym razem uda nam się więcej zobaczyć, poznać wasz kraj, bo wydaje się naprawdę tego warty. Tutaj w Nowym Jorku, mamy polską dzielnicę więc można powiedzieć, że jestem otoczony Polakami, polskimi sklepami, czy jedzeniem. To trochę tak, jakbym żył w takiej „małej Polsce”, dlatego jestem bardzo ciekawy wszystkiego i pozytywnie nastawiony.
Zatem dzięki za rozmowę i do zobaczenia w Warszawie. A przy okazji, widziałem Wasz koncert na OFF Festivalu i zastanawiałem się, jakiego syntezatora wtedy używaliście? Biała obudowa. Pamiętasz?
Dzięki. Do zobaczenia. Tak, to był Virus.
Zobacz też: