Niewiele jest w ostatnim czasie tak popularnych twórczyń na polskiej scenie muzycznej. Young Leosia – Hulanki to niedawno wydana EPka młodej raperki, obok której rzecz jasna można przejść obojętnie, ale wcale nie trzeba, bo jest to album zaskakująco przyzwoity.
Young Leosia – Hulanki. Co sądzić o tym wytworze? Oczywiście na samym początku trzeba wyjaśnić, że Young Leosia nie tworzy muzyki dla każdego. Pod każdym artykułem na jej temat zawsze zbiera się grono malkontentów, którzy tłumaczą, niekiedy w znacznie zbyt długich wypowiedziach, że co to się stało z polskim rapem i że to przecież nie ma przekazu, a poza tym to kim w ogóle jest ta typiarka. Smutni to są ludzie i smutno się czyta ich wypociny, w których starają się udowodnić wyższość słuchanej przez siebie muzyki nad tym, co tworzy Young Leosia.
I jasne, mogę się zgodzić z tym, że w muzyce Young Leosi nie ma za dużo tego mistycznego “przekazu”. Ale czy serio jest on potrzebny? I czy naprawdę w XXI wieku muszę pisać o tym, że muzyka nie musi nieść ze sobą jakiejkolwiek wartości poza rozrywką? Drodzy malkontenci, czy kiedy oglądacie film, to też szukacie na siłę “przekazu”? Dlaczego oglądając setny w tym roku film Marvela nie podnosicie głosu na temat “przekazu”? Czy “przekaz” ma być dostępny na każdym kroku? Jeśli tak, to dlaczego na waszych półkach nie ma winyli Liszta i Wagnera i dlaczego nie oglądacie pięć razy dziennie zapętlonych filmów Ingmara Bergmana?
Young Leosia – Hulanki. Rozrywka i nic więcej
Jasne, że muzyka Young Leosi nie niesie ze sobą wielu wartości – z jego prostego powodu. Jest to muzyka czysto rozrywkowa. Nie słuchamy Young Leosi dla zastanawiania się nad problemami współczesnego świata. Słuchamy Young Leosi, żeby kręcić nóżką zgrabnie i powabnie jak Michael Jackson, oczywiście jeśli by umiał dancehall (ale, jak wiemy, nie żyje, więc w obecnym stanie na pewno nie umie).
Young Leosia “Hulanki” to EPka, która zawiera siedem utworów. I wyobraźcie sobie, że żaden z nich nie opowiada o tym, jak ważna w życiu człowieka jest miłość. Żaden nie nawiązuje również do mistycyzmu ani nie tłumaczy postawy ludzi wobec zła. Young Leosia nie jest Albertem Camusem – jest za to bez wątpienia utalentowaną raperką, która doskonale łączy słodki, niewinny głos z wpadającymi w ucho bitami. Wychodzi z tego mieszanka bardzo ciekawa – choć oczywiście niepozbawiona wad.
HIRO Technologia. Porównanie Sonos ACE i AirPods Max.
Można zarzucić Leosi pewną powtarzalność, która na dłuższą metę męczy – w pełni rozumiem te zarzuty, natomiast ja ich nie podzielam. Doskonale bawię się, słuchając niektórych utworów w zapętleniu. Doceniam przede wszystkim warstwę muzyczną oraz to, że Young Leosia nie boi się kombinować w tym zakresie. Lirycznie jest dość nudno i powtarzalnie, ale taki już urok Young Leosi.
Nie jest to album, w którym można zanurzyć cały swój umysł i poświęcić mu mnóstwa czasu, ale doskonale sprawdzi się na wszelkiego rodzaju imprezach. Mamy tutaj wielokrotnie przełknięte już przez wszystkich hity takie jak “Jungle girl” czy “Szklanki”, ale doskonale wpadają w ucho również inne utwory, jak na przykład “Solitaire” czy – choć to nieco kontrowersyjna z tego co wiem opinia – “Baila Ella”. Ten ostatni utwór może być według mnie hitem “dyskotekowym” w znacznie większym natężeniu nawet niż “Jungle girl”, do którego wszyscy bujali głowami przez ostatnie miesiące.
Young Leosia – Hulanki. Nie dla każdego, ale warto dać szansę
Nie przypadł mi za to do gustu dość nudny i mało odkrywczy, a momentami wręcz irytujący utwór “Pościg”. Nie jestem również fanem zwrotki Oliwki Brazil w utworze “Stonerki” – uważam, że to najgorsze, co do tej pory zrobiła podopieczna Smolastego pod względem zarówno lirycznym, jak i technicznym. Poza tym jednak polecam album Young Leosi pod tytułem “Hulanki”. Dobra zabawa gwarantowana, a jeszcze lepszy od dobrej zabawy jest dźwięk trzaskających odbytów ludzi, którzy narzekają, że kiedyś rap był lepszy.
Young Leosia – Hulanki to album dostępny na Spotify, więc można się śmiało zapoznawać i kręcić nóżką. I nie zwracać szczególnej uwagi na ludzi, którzy zamknęli się w swojej muzycznej bańce i nie chcą dopuścić do siebie myśli, że komuś może się podobać coś, co im się akurat nie podoba; i że ludzie mogą czuć frajdę ze słuchania muzyki bez konieczności wyciągania z poszczególnych utworów mądrości. Musicie wybaczyć niezbyt sympatyczny ton – rozumiem, dlaczego Young Leosia – Hulanki to album, który może się nie podobać, szczególnie osobom o innych gustach muzycznych. Nie usprawiedliwia to jednak bezpodstawnego wjeżdżania na tę dzisiejszą młodzież słuchającą “rapu pozbawionego przekazu”.
Zobacz także: Norweskie artystki, które zaczarują swoją muzyką każdego
Autor tekstu: nieco już sfrustrowany czytaniem komentarzy Polaków w internecie Kuba Łaszkiewicz