Banksy, wybitny twórca street artu, powraca. Tym razem swą twórczością dotyka kwestii uchodźców. Jego najnowsze graffiti przedstawia znaną wszystkim postać w charakterystycznym czarnym golfie – współzałożyciela i byłego prezesa firmy Apple – Steve’a Jobsa. Artysta pragnie przypomnieć, że w żyłach tego genialnego wizjonera i twórcy płynęła syryjska krew.
Unikalny styl Banksy’ego potrafią rozpoznać wszyscy, jego tożsamości nikt. W ironiczny, często humorystyczny, sposób krytykuje ułomności społeczeństwa. Przez jednych nazywany wandalem i prowokatorem, przez innych mistrzem i siewcą wielkich idei. Przekaz jego dzieł jest zawsze antywojenny, antykapitalistyczny i pacyficzny. Dzięki niemu zniszczone mury ulic nie tylko ożywają, ale i zwracają uwagę przechodniów na ważne treści.
Tym razem artysta porusza bardzo kontrowersyjną sprawę. Cztery lata po śmierci najsłynniejszego informatyka przypomina o jego muzułmańskich korzeniach. Ojciec Jobsa, Abdul Fattah Jandali, urodził się w Homs. Na studiach w USA poznał amerykańską studentkę, Joanne Carole Sciebele, która niedługo potem urodziła mu syna. Konserwatywny ojciec dziewczyny zakazał jednak parze spotykania się. Chłopiec został oddany w ręce rodziny adopcyjnej.
Banksy pokazuje inną stronę migracji. Taką, która bogaci, a nie okrada państwo. Praca pojawiła się w dzikim obozowisku w pobliżu Calais, na północy Francji, w którym koczuje kilka tysięcy osób. Założyli je ludzie, którzy nielegalnie chcą przedrzeć się do Wielkiej Brytanii. Obok pracy widnieje napis: „Nikt nie zasługuje, by żyć w takich warunkach”.
HIRO Technologia. Porównanie Sonos ACE i AirPods Max.
Choć Jobs nigdy nie utożsamiał się z biologicznymi rodzicami, przekaz dzieła jest wyraźny i warto się nad nim zastawić.
tekst | Agata Wojciechowska