Dawno nie było na polskiej scenie muzycznej takiego głosu. Z jednej strony brzmi jak z ulubionej, winylowej płyty – jest głęboki i nieco trzeszczący, z drugiej: otula miękko swoją barwą. Piotr Zioła przyznaje, że mimo charyzmy na scenie, na co dzień nie mówi zbyt wiele. Równocześnie uważa jednak, że nie ma nic cenniejszego od rozmowy. Rozmawiamy więc – o wszystkim, co złożyło się na jego debiut i co go kształtuje.
Nawet ktoś, kto nie zna Twojej muzyki, łatwo pozna, że jesteś zafascynowany latami 50. i 60. Skąd u Ciebie takie zainteresowanie tymi czasami?