Stereotyp idealnej żony z lat 50. to kobieta zadbana, zawsze uśmiechnięta, która z radością stawia na stole parujący wiśniowy placek, a za moment z niegasnącym entuzjazmem przywita w drzwiach swojego idealnego męża, poda mu poduszkę i zdejmie buty. W tym samym czasie gromadka idealnie czystych dzieci zakończy swoje wszystkie spory i w ciszy zasiądzie do idealnego obiadu w idealnie czystej jadalni. Czy tak właśnie wyglądało życie kobiet w połowie XX wieku?
Wpisując w wyszukiwarkę frazę “idealna żona w latach 50.” pojawi się mnóstwo artykułów i wpisów zawierających poradnik dobrej żony, któremu towarzyszą takie określenia jak “szokujący” czy “feministki dostaną od niego zawału”. Jeśli spodziewaliście się opasłego tomu pełnego wytycznych i złotych rad, to zawiedziecie się. Słynny poradnik to niecałe dwie strony artykułu w gazecie, który zawiera wskazówki takie jak:
- Twój cel: Postaraj się, by twój dom był miejscem spokoju, porządku i ciszy, gdzie twój mąż może odnowić się cieleśnie i duchowo.
- Nie witaj męża narzekaniem i problemami.
- Dobra żona zawsze zna swoje miejsce.
Być może czujecie się oburzeni tym, co przed chwilą przeczytaliście, jednak warto wiedzieć, że powyższy poradnik z 1955 roku prawdopodobnie nie jest prawdziwy. Gazeta Housekeeping Monthly, która opublikowała ten artykuł, nigdy nie istniała. O niezgodności z rzeczywistością świadczy także zdanie “w trakcie zimnych miesięcy rozpal w kominku” – na początku lat 50. wiele domów nie posiadało otwartych kominków, co czyni powyższą poradę zupełnie niepraktyczną. Mimo to portale i blogi rozprzestrzeniają ten artykuł, który w obecnych czasach na pewno wzbudza kontrowersje. Nie brak fanów “tradycyjnych żon”, którzy marzą o powrocie dawnego modelu rodziny, bo “kiedyś było lepiej”. Czy faktycznie było jest dość wątpliwą kwestią.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Dom, mąż, dzieci
Po drugiej wojnie światowej rola kobiet nieco się zmieniła – coraz więcej z nich zdobywało wyższe wykształcenie, dążyło do większej samodzielności i spełniało swoje zawodowe ambicje. Jednak w środkach masowego przekazu wciąż lansowany był wizerunek kobiety jako idealnej żony i pani domu, której podstawowymi zadaniami było wspieranie męża, dbanie o dom i wychowywanie dzieci. Mąż był przede wszystkim odpowiedzialny za utrzymanie rodziny pod względem finansowym. I choć w teorii każda kobieta mogła sama wybrać swoją życiową drogę, to większość wybierała spełnianie się w domowych warunkach, bo taki był standard narzucony przez reklamy, prasę i inne środki przekazu. Według portalu History Today w 1950 roku tylko 1.2% Brytyjek rozpoczęło naukę na uniwersytecie. Okres powojenny to też czas wyżu demograficznego, czyli szybkiego wzrostu urodzeń dzieci. To właśnie pojawienie się pokolenia baby boomers spowodowało, że kobiety na ogromną skalę stawały się matkami, a więc zostawały w domach.
Nie można zapomnieć o reklamach skierowanych do kobiet. “Proszek do prania Tide’s ma to, czego chcą kobiety!”, “Świąteczne poranki będą weselsze z odkurzaczem Hoover”. Taka narracja umacniała w społeczeństwie model idealnej gospodyni, dla której sprzątanie miało być czymś w rodzaju relaksu.
#TradWives chcą żyć jak w latach 50
Historia lubi się powtarzać. Co jakiś czas w popularnych sieciówkach pojawiają się kolekcje ubrań nawiązujących do stylu poprzednich dekad, na Instagramie i YouTube nie brak influencerów miłujących się w stylu retro i vintage. Wracamy do trendów modowych, fryzur, wystroju wnętrz, które były popularne 30 czy 50 lat temu. Nic więc dziwnego, że pojawił się ruch #TradWives, czyli tradycyjnych żon, który wraca do modelu pań domu.
Brytyjka Alena Kate Pettitt wydała dwie książki i prowadzi stronę The Darling Academy. Według opisu jest to dom dla tradycyjnych gospodyń, celebrujący prowadzenie domu, dobre maniery i życie rodzinne. Znajdziemy tam staromodne przepisy, wartości małżeńskie i rodzinne, a także porady jak żyć prostym, vintage życiem, wolnym od presji nowoczesnego świata.
Twój mąż musi być na pierwszym miejscu i potrzebuje wiedzieć, że tam jest
Czy dzieci są na pierwszym miejscu? Nie. Na pierwszym miejscu zawsze i na zawsze ma być mąż, ponieważ bez niego nie byłoby dzieci i dzięki niemu cała rodzina jest bezpieczna i nakarmiona. I to właśnie jemu należy zawdzięczać fakt, że ta rodzina w ogóle powstała. Tego dowiadujemy się z jednego z artykułów. Brzmi to co najmniej niepokojąco i uwłaczająco dla kobiety, która także jest odpowiedzialna za stworzenie rodziny, sprowadzenie dzieci na świat, zapewnienie im bezpieczeństwa i nakarmienie. Prosty przykład: nawet jeśli przyjmiemy model męża, który dostarczy pieniądze, dzięki którym nikt nie będzie głodny, to przecież ktoś musi zrobić zakupy i ugotować obiad, co jest kobiecym obowiązkiem według #TradWives.
Krytyka tradycyjnych żon
Feminine, not feminist to fanpage z kręgu tradycyjnych żon. Nazwa jest oburzająca? To dopiero początek. “Patriarchat musi być przywrócony z silnymi, odważnymi, honorowymi liderami!” głosi opis dodany do zdjęcia cara Mikołaja II. “53% matek transseksualnych dzieci ma osobowość borderline, w porównaniu do jedynie 6% matek normalnych dzieci” – to naprawdę coś znaczy według Feminine, not feminist. Tak, oznacza homofobię oraz brak szacunku i zrozumienia osób z zaburzeniami osobowości.
O ile w sam styl życia vintage nie jest krzywdzący dla innych osób, tak przywracanie do życia dawnego modelu społeczeństwa, roli kobiety i konserwatywnego myślenia jest niebezpieczne. Pieczenie ciast z przepisów prababci, kupowanie ubrań w stylu retro czy bycie gospodynią domową jest w porządku, w przeciwieństwie do gloryfikowania jednej płci i wymagania od kobiet by poświęcały swoją karierę zawodową i marzenia by zostać “idealną żoną”.
Zobacz też: https://hiro.pl/5-najbardziej-wplywowych-feministek-polskiego-instagrama/
Tekst: Aleksandra Oleksiuk