Rosja 2014: kraj sprzeczności, gdzie Lenin śpi, a Putin się uśmiecha

Moskwa 2014

Relacja z kilkudniowego pobytu w Moskwie i Petersburgu – pełnego rozmów, spotkań i doświadczeń, które pokazały, jak bardzo ten kraj jest jednocześnie przesiąknięty dumą, sprzeczny i niezrozumiały. Oglądając przed wyjazdem zdjęcia Moskwy i Petersburga widziałem wielkie pełne monumentalnych budowli. I zastanawiam się: czy naprawdę Rosja to kraj zapijaczonych meneli ślepo wierzących swojemu wodzowi, nieświadomych własnej biedy?

Znajdujący się we mnie ksenofob nie dopuszcza innej opcji. Z drugiej strony – kosmopolita zaprzecza temu, argumentując, że to kraj jak każdy inny, tylko większy. I Tołstoja mieli, i Dostojewskiego, i Czajkowskiego. Ojczyzna geniuszy. Komunizm – choć tragiczny w skutkach – był ideą światłą. Która z tych opinii jest prawdziwa? W czasach medialnej nagonki i wszechobecnego hejtu na Rosję okazuje się, że żadna. Tam wszystko jest bardziej złożone, mniej czarno-białe, a stereotypy przestają działać zaraz po przekroczeniu granicy.

Polityka i propaganda

Temat numer jeden. Czy Rosjanie są zindoktrynowani? Po kilku dniach rozmów i obserwacji – niestety tak. Wielu z nich mówi o Krymie jako o części Rosji, z absolutnym przekonaniem i spokojem. Polakom trudno zrozumieć takie rozumowanie, ale Rosjanie z równym zdumieniem patrzą na nasze przeświadczenie, że Krym należy się Ukrainie. Dla nich to wspólne korzenie, wspólna historia, język – więc dlaczego miałoby być inaczej?

A jednak przeciętny Rosjanin nie jest fanatykiem. Nie wsiada do pociągu z karabinem, nie głosi ideologii. Wierzy, że jego kraj jest „tym dobrym”, ale poza tym żyje normalnie. Propaganda działa, lecz ma miękkie krawędzie – to raczej szum tła niż manifest. Można odnieść wrażenie, że wbrew stereotypom to my – Polacy – częściej przeżywamy wojnę cudzych narracji, podczas gdy oni już dawno nauczyli się z nimi żyć.

Kult wojny i przemiana symboli

W rosyjskiej kulturze czuć kult wojny. Plakaty, filmy, pamiątki – wszystko obraca się wokół heroizmu i zwycięstwa. Współczesna narracja promuje białą armię, szlachtę, tradycję, podczas gdy bolszewicy – dawniej bohaterowie – stali się symbolem zła. Komunizm został zrównany z upadkiem, a rewolucja z katastrofą moralną. Jednak wystarczy przejść przez Plac Czerwony, by zobaczyć, że nadal więcej tam czerwonych gwiazd niż prawosławnych krzyży. Mauzoleum Lenina wciąż istnieje – świątynia zmarłego wodza, której nie sposób ominąć. Przed wejściem kontrola jak na lotnisku: ręce z kieszeni, czapka zdjęta, żadnego uśmiechu. W środku ciemność, czerwone światło i Lenin w szklanej trumnie. Mistycyzm polityki w najczystszej postaci. Plany jego pochówku odrzucono, bo – jak mówią – „nie czas”.

Sankcje? Jakie sankcje

Ci, którzy wierzą, że Rosjanie cierpią z powodu zachodnich sankcji, są w błędzie. Przynajmniej w Moskwie i Petersburgu. Półki sklepowe uginają się od towarów, restauracje są pełne ludzi, a miasto błyszczy światłem neonów. Pojęcie „pustej półki” nie istnieje. Wszystko jest większe, bardziej wystawne. Moskwa przypomina gigantyczny teatr, w którym każdy budynek gra swoją rolę – ma robić wrażenie i robi. Alkohol? Sprzedają dopiero od 11:00, więc trudno spotkać pijanego na ulicy. Styl życia – zaskakująco podobny do zachodniego. Dopiero na obrzeżach widać szarość, brud i tanie piwo za rogiem. Ale i tam – bez cienia upadku. To nie kraj ruin, tylko kraj kontrastów.

Jak nas widzą

Rosjanie nie nienawidzą Polaków. Przeciwnie – często słyszałem: „My was lubimy”. Jedyny zgrzyt – ochroniarz w klubie, który po usłyszeniu, że jesteśmy z Polski, mruknął pod nosem „polska kurwa”. Poza tym – pełna gościnność. W pubach, kawiarniach, metrze – zawsze ktoś chciał pogadać, zaprosić, pożartować. Ten dystans, który widzimy w ich polityce, w codziennych relacjach znika natychmiast. Rosjanin z ulicy jest bardziej bezpośredni niż ktokolwiek z zachodu Europy.

Zachód wschodu

Największy paradoks – antyamerykańska retoryka przy jednoczesnym kulcie zachodniego stylu. W sklepach – Nike, Levi’s, Apple. W kinach – Hollywood. W modzie – Instagramowy luksus. Rosjanie żyją tak jak my, tylko z większym rozmachem. Na poziomie konsumpcji i aspiracji to zachód, choć mentalnie – inny świat. Przepych nosi znamiona przesady, która u nas uchodzi za niesmaczną.

Dawaj, poznajmy się

Dawaj paznakomimsia – mówisz do przypadkowego współpasażera i on odpowiada: „Nu dawaj”. W Rosji łatwiej o rozmowę niż w Polsce. Zniknęły już legendarne budki z wódką na kieliszki, ale otwartość ludzi została. Często zaskakująco szczera. W tramwaju, w metrze, na ulicy – wystarczy słowo, by zaczęła się rozmowa. Ten rodzaj spontaniczności, którego w Polsce coraz mniej.

Codzienne kontrasty

Przejadą mnie na pasach? Nie przejechali. Choć moskiewskie arterie mają po siedem pasów w każdą stronę, kierowcy zachowują czujność. Ruch jest nieustanny, ale kontrolowany. Kult Putina? Oczywiście istnieje, ale nie jest to zalew gadżetów. Widziałem kilka T-shirtów, jeden sklep z kubkami. To raczej kult mentalny niż wizualny – szacunek do przywódcy, który „przywrócił godność” po chaosie Jelcyna. Styl? Na każdej ulicy kilka Mercedesów, obok stare Łady. Młodzi robią zdjęcia z torbami luksusowych marek, inni z papierosem przed stacją metra. Petersburg – bardziej artystyczny, modniejszy. Moda na gołe kostki u chłopaków trwa nawet przy temperaturze bliskiej zera. „Gey skate rulez” – powiedział mi ktoś z uśmiechem. I rzeczywiście, uliczna moda wygląda tu jak miks Berlina i Mediolanu.

Kultura osobista? W metrze głos z głośnika przypomina: „Uważajemyje pasażyry, ustąpcie miejsca starszym, inwalidom i kobietom w ciąży”. Schody ruchome jadą szybciej niż w Warszawie, a jeśli nie zdążysz zejść – stara baba potrafi cię z nich zepchnąć. Za cztery złote możesz krążyć po całej Moskwie cały dzień, z darmowym Wi-Fi. System działa jak w zegarku. To inny porządek, ale porządek.

Petersburg – piękny, zimny, szczery

Miasto cudowne, ale jesienią przenikliwie zimne. Wiatr z Newy potrafi przeciąć do kości. Relacja Moskwa–Petersburg przypomina Warszawa–Kraków: jedni zadziorni, drudzy melancholijni. Wieczorem trafiłem do klubu Łomonosow, z grupą młodych aktorek, które twierdziły, że grają w jakimś popularnym serialu. Nie sprawdzałem – wpuścili nas bez kolejki, więc może rzeczywiście. Na parterze karaoke – mikrofony na kablach przytwierdzonych metalową linką do baru, żeby nikt nie ukradł. Repertuar? Same rockowe klasyki, głównie amerykańskie. I to mnie uderzyło. Bo na ulicy chwilę wcześniej dziewczyna zapraszająca do klubu ze striptizem, kiedy usłyszała, że jestem z Polski, zapytała: „Co? To wy z tymi Amerykańcami? Amerykańcy to źli ludzie!”. A tu, piętro wyżej, cała sala ryczy „Hotel California”. Tak wygląda rosyjski paradoks.

Na górze tego samego klubu grała muzyka elektroniczna, drinki podawano z azotem w balonach, a kiedy piękne dziewczyny zapraszają cię na sziszę, to nie dlatego, że jesteś wyjątkowy. Po prostu – wszedłeś na droższy poziom rachunku. Petersburg to elegancja, dekadencja i szczerość w jednym. Miasto, które śpiewa po angielsku, ale myśli po rosyjsku.

Tekst pochodzi z 2014 roku. Publikujemy go jako zapis obserwacji autora sprzed wydarzeń 2022 roku.


Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News