Czy odwiedzamy muzea tylko po to, by zrobić ładne zdjęcie na Instagram?

Człowiek ubrany na czarno oglądający obraz na różowej ścianie

Zgodnie z wierzeniami starożytnych Greków muzeum miało być miejscem zamieszkiwanym przez Muzy – patronki sztuk. Jednak, kto oprócz niezanimizowanych dzieł sztuki i innych artefaktów zamieszkuje dzisiejsze instytucje kultury? Innymi słowy, jak w dzisiejszych, zdigitalizowanych czasach radzą sobie muzea i galerie?

Miłość do kolekcjonowania przeróżnych przedmiotów i dzieł sztuki ludzie zdają się mieć we krwi. Już w czasach antycznych możni tego świata gromadzili w swych posiadłościach ogromne zbiory różnorodnych artefaktów, jednak ich widok był ograniczony dla ich posiadaczy oraz innych osób z wyższych sfer. Muzea i galerie sztuki w wydaniu współczesnych instytucji, jakimi znamy je dzisiaj, zaczęły się rozwijać dopiero w wieku XVII, kiedy to popularne w tamtym czasie gabinety osobliwości zaczęły być stopniowo przekształcane w powszechnie dostępne ośrodki. I tak oto wiek XVIII, wraz z powstaniem British Museum czy Luwru, przyniósł nam prawdziwy muzealny boom, który trwa do dziś, kiedy coraz to nowe muzea i galerie sztuki rosną dosłownie jak grzyby po deszczu. Jednak ich egzystencja nie musi równać się popularności i spełnianej przez nie funkcji rozrywkowo-dydaktycznej.

Rzeźby antyczne w muzeum

Wbrew temu, co można sobie pomyśleć, to dzisiejsze muzea, zarówno w Polsce, jak i na świecie, mają się świetnie. Już od kilku lat utrzymuje się w nich wzrost frekwencji, dla przykładu w pierwszej połowie 2017 Muzeum Narodowe w Warszawie odwiedziło tyle samo osób, co w całym 2012. Łączy się to z pewnością ze zmianą przestarzałego pojęcia muzeum jako miejsca elitarnego i zamkniętego, w którym składowane są jedynie zbiory dziedzictwa kulturowego w instytucję dialogu publicznego. Dzieje się tak między innymi dzięki organizowanym w nich wykładom i spotkaniom, podczas których każdy ma szansę na dołączenie do rozmowy. Otwartość gwarantują również darmowe bilety w niektóre dni albo ciesząca się ogromną popularnością Noc Muzeów. Co więcej, jak się okazuje czynnikiem, który najbardziej przyczynia się do tak dobrej muzealnej frekwencji, jest technologia. To dzięki niej część ważnych zbiorów można zobaczyć online. A takie spotkanie ze sztuką w realu jest trochę, jak randka z Tindera, wiesz, czego masz się mniej więcej spodziewać, ale i tak nie unikniesz elementu zaskoczenia.

Niebieskie obrazy lilii wodnych na białym tle

Ale czy tak naprawdę liczy się tylko partycypacja? Zamiast cieszyć się rosnącymi statystykami, warto również spojrzeć na pobudki towarzyszące wizytom. Mam wrażenie, że niestety spora część osób, nie zważa w ogóle na to, co widzi. I owszem, przyjemność estetyczna oraz samo obcowanie ze sztuką może wzbogacić nas o jakąś wiedzę – pokazuje przecież definicję piękna w innych epokach, wartości, historię albo ważne obecnie zagadnienia poruszane przez artystów współczesnych. Jednak, kiedy celem naszej wyprawy staje się wrzucenie ładnej fotki na Instagram, którą czym prędzej robimy tylko najbardziej znanym eksponatom i szybko uciekamy do pobliskiej kawiarni, bo kontakt z kulturą mamy już „zaliczony”, to jaki sens ma nasza wizyta?

Ludzie fotografujący obraz Leonarda da Vinci Mona Liza

Będąc ostatnio w paryskim Luwrze, widziałam ludzi, którzy robili zdjęcia czarnobiałym strzałkom z fotokopiami Mona Lizy, które wskazywały kierunek do arcydzieła Leonarda.W takich właśnie momentach niestety zdarza mi się naprawdę wątpić w ludzkość… I żeby nie być hipokrytką, mnie także zdarza się zrobić estetyczną fotkę, którą później z przyjemnością wstawię na własne media społecznościowe, ale chyba warto zachować umiar? Większość tych wspaniałych dzieł sztuki została już obfotografowana po tysiąckroć i łatwo można znaleźć je we wspaniałej rozdzielczości po jednym stuknięciu w klawiaturę. Co Ci da rozmazane zdjęcie Mona Lizy, które zrobiłeś, przepychając się przez tłumy?

Kobieta ogladająca obrazy

Pytanie, w jaką stronę chcą zmierzać instytucje kultury? Czy liczy się ilość, czy jakość zwiedzania? Niestety, skupianie się wyłącznie na statystykach pociąga za sobą tworzenie wystaw, które są bliskie publice, a więc znane każdemu. Więcej osób wybierze się na wystawę poświęconą Van Goghowi niż dawnym mistrzom. Czy wkroczyliśmy zatem na ścieżkę, która faworyzuje rozsławione i popularne, podczas gdy świetne, jednak mniej znane dzieła sztuki odejdą w zapomnienie? Czy stałe ekspozycje zaczną świecić pustkami? Quo vadis Museum?

Luwr

Tekst: Amelia Zajączkowskast

5/5 - (1 vote)

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News