Hypebeast to subkultura, którą charakteryzuje obsesja na punkcie kupowania limitowanych streetwearowych itemów. Jest to grupa przede wszystkim nastolatków, których jednym z głównych obiektów zainteresowań jest to czy wyszły już nowe sneakersy od najbardziej rozpoznawalnych zagranicznych gwiazd show biznesu. Za przedstawicieli tej grupy uchodzą głównie dzieciaki z dobrych domów, ze złotą kartą rodziców w kieszeni, dla których kolejna para Yeezy od Kanyego Westa to święty graal.
Elementem “must have” outfitu prawdziwego hypebeast jest logo. Obrandowanie literalnie każdego elementu stroju jest absolutną koniecznością. Natomiast przede wszystkim liczy się oryginalność. Dla hype bestii im coś jest bardziej niedostępne, drogie, odjechane tym hype jest większy. Oto właśnie ich główny cel – imponowanie innym poprzez to, co posiadają. Warto dodać, że strój determinuje też zachowanie i sposób bycia. Przewracające oczami starsze pokolenia nie szczędzą uszczypliwych komentarzy dotyczących skali ekstremalnej próżności. Jak się jednak okazuje, dzieciaki napędzają sprzedaż limitowanych kolekcji do tego stopnia, że największe marki streetwearowe na nich opierają swoje plany sprzedażowe.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Hypebeast.com – internetowa biblia dla maniaków streetwearu
Co jeszcze kręci hypebeasts? Ogólnie pojęty streetwear. Zaczęło się od butów, ale temat bardzo szybko eskalował na wszystkie części garderoby z akcesoriami włącznie. Największą inspiracją, dla osób należących do tej subkultury jest portal hypebeast.com. Niektórzy określają go mianem internetowej wyroczni dla hype bestii. Coś w tym jest. Na stronie głównej znajdziemy Brand Ranking – czyli zestawienie najlepszych marek modowych na tę chwilę. Dosłownie, ponieważ ranking aktualizowany jest co 10 minut (!). Drugim istotnym współczynnikiem jest HypeIndex, który jak podaje portal, jest to “indeks rynkowy ważony kapitalizacją rynkową, który śledzi firmy modowe z HYPEBEAST, które są notowane na rynku globalnym.”
Portal robi wrażenie, bo treści jest naprawdę bogaty przekrój. Od artykułów traktujących w niezwykle drobiazgowy i wnikliwy sposób o militarnym odcieniu nieba w najnowszym modelu dunków low, po najgorętsze celebryckie smaczki ze streetwearowego podwórka. Znajdziesz tam absolutnie WSZYSTKIE bieżące informacje ze świata mody, kultury, gwiazd, eventów, muzyki i sztuki, które w tagach mogłyby mieć hasło streetwear. Jest to ogromne kompendium wiedzy, dla wszystkich, którzy chcieliby stać się częścią tej subkultury lub próbować za tym nadążyć.
Co roku portal hypebeast.com tworzy listę 100 najbardziej hype’owych osób. W 2018 roku wśród takich sław jak ASAP Rocky, Rihanna czy Drake, znalazła się też polka – Natalia Maczek, założycielka firmy MISBHV. Było to już drugie wyróżnienie projektantki przez portal hypebeast.com.
Skąd wzięli się HYPEBEAST?
Zdania są podzielone, początki hype beast w obecnej formie datuje się na początek obecnego tysiąclecia. Jednak jednym z największych propagatorów tego ruchu stał się amerykański artysta Kanye West, za sprawą kultowych sneakersów, które stworzył we współpracy z jednym ze streatwearowych potentatów.
Kariera Kanyego jako projektanta obuwia była wbrew pozorom długa i wyboista, bo pierwsze współprace z największymi domami mody podejmował już w 2003 roku. Jednak dopiero 10 lat później stworzył model sneakersów, na punkcie którego oszalało nie tylko środowisko Hypebeast, ale cały świat – Yeezy Boost 350 V2. Zainteresowanie wokół tych butów od początku nakręca fakt, że Yeezy są produkowane w ultra limitowanej ilości i jak nietrudno się domyślić trzeba zapłacić za nie co najmniej czterocyfrową kwotę. Nic dziwnego, że dzieciaki traktują te sneakersy jak trofea.
Hypebeast to jedna z najskuteczniejszych subkultur napędzających konsumpcjonizm. Trudno zaprzeczyć, żeby kojarzyła się z czymś więcej niż heroiczną próbą zaimponowania innym, w prześciganiu się na bardziej hajpowe w tym kwadransie metki. Z pewnością jest to nietypowe, niektórzy powiedzą, że próżne hobby tylko dla tych, których rodzice zer na koncie nie liczą.
Tekst: Iga Woytynowska