Poczet pisarzy różnych: Witold Gombrowicz

Witold Gombrowicz na tle lustra

Warto przeszczepić co nieco z edukacyjnych obowiązków na wakacyjne przyjemności. Na przykład ponowną lekturę Gombrowicza. Przydałoby się ocalić tego cudnego faceta ze szponów szkolnego kanonu. Przybliżamy postać polskiego powieściopisarza.

Prezentujemy teksty wydrukowane lata temu, ale zaskakująco świeże.

Witold Gombrowicz – twórczość

Witold Gombrowicz – „Trans-Atlantyk”

„Trans-Atlantyk” postrzegany był za czasów mojej licealnej edukacji jako zmora. Zdaje się, że nawet go podówczas nie przeczytałem. Dopiero w któreś wakacje całkiem przypadkiem odkryłem, że nie było się czego bać. Odstręczająca uczniów Ojczyzna okazała się być artykułowana w „Trans-Atlantyku” jako „oj, czy zna?” – jękliwe wołanie z otchłani łobuzerskiej duszy do mamy: czy jeszcze pamięta marnotrawną latorośl zagubioną gdzieś w zamorskich krajach? Osadzone w Argentynie groteskowe perypetie imigranta, po raz pierwszy w życiu wystawionego na kontakt z gejami, tropikiem i żywym trupem polskiej tradycji, paradoksalnie żwawszym po odcięciu od macierzystego ciała, są po prostu zabawne. Czy opisuje puszczalskie psy, czy hrabiów zatrudniających ludzi do czytania dworskich bibliotek, bo ktoś musi, Gombrowicz nie spuszcza z absurdalnego tonu. Popada nawet momentami w furię: pluje na ludzi lub skrada się wokół polskiej ambasady niczym Kordian planujący carobójstwo lub karykatura Raskolnikowa, rozpłaszczająca nos o szybę tarasu lichwiarki.

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Witold Gombrowicz – „Opętani”

U progu XXI wieku gotycki kryminał przeznacza się dla odbiorców bardziej obytych z kulturą niż forysie i lokaje. Sto lat temu było trochę inaczej. Dbały o prestiż, Gombrowicz opublikował więc „Opętanych” anonimowo, dla pieniędzy, a może i odskoczni od bardziej wymagających zajęć. Znajoma kucharka zwierzyła się jego bratu, że „Opętani” to jedna z najlepszych książek, jakie czytała, jedno z tych dzieł, utworów wielkiego formatu, których próżno spodziewać się po bujającym w obłokach Witoldzie. Z czasem poczęto bronić tego tytułu – Maria Janion, sam Gombrowicz i inni – i bardzo słusznie, ponieważ niewiele jest takich indeksów w polskiej propozycji lekturowej. Porównanie, jakie nasuwa się przy pierwszych stronach, to Boris Vian – surrealizm wielu sytuacji (polskie kluby tenisowe podbija chłopak z ulicy, milionerzy zachowują pełną kulturę wobec swoich utrzymanek, lecz giną z rąk własnych kuzynek) przesłania bowiem chwilowo mięsisty kryminał (czy czerniejące usta bohaterów to dokonany przez antycypację plagiat pomysłu Eco z „Imienia róży”?).

Witold Gombrowicz – „Kosmos”

W czołowej trójcy zmieściłbym jeszcze „Kosmos”. Powieść często pomijaną w popularnej recepcji Gombrowicza, prawdopodobnie ze względu na nowatorski synkretyzm. Mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju kryminału semiotycznego. Bohaterowie śledzą znaki (kreski na suficie, układ patyków w ogródku), fantomy sensów chwiejące się na wietrze codziennych intryg w mieszczańskim domostwie, próbując dojść do ładu z tajemniczymi zabójstwami (pierwszy pada wróbel) i wszechobecnością mrocznego erotyzmu (dziwnie pociągające, zniekształcone usta Kataszki, podglądanie nudnego pożycia Leny i jej męża, przyszłego samobójscy, wreszcie onanizm w miejscu dawnych tryumfów seksualnych jako obleśna wariacja na temat poezji pamięci).

Witold Gombrowicz – „Ferdydurke”

Dla odświeżenia „Ferdydurke” zalecam porównanie lekcji łaciny według Gombrowicza z wizją tych samych czterdziestu pięciu minut szkolnego czasu widzianych oczami Zbigniewa Herberta w „Labiryncie nad morzem” (rozdział „Lekcja łaciny”). Herbert, od pierwszego kontaktu, wymaga od czytelnika szacunku, rewizji własnej wiedzy, itd. Łacina więc leży mu jak ulał – jako młody chłopak widział w szkolnym latyniście uosobienie rzymskich cnót. Zaś Gombrowicz, ustami swego alter ego – Gałkiewicza, woła w reakcji na deklinacyjną końcówkę „-us”: Wcale! Tra, la, la. O Boże! Mama! (…) O, nie mogę, nie mogę! I nie chodzi tu o to, że jest bardziej ludzki od poważnego Zbigniewa. Nie leży mu skostnienie form, trup wysokiego akademizmu, pochwała intelektualnej martwoty.

Witold Gombrowicz – „Pornografia”

Trochę niżej niż wymienione już tytuły cenię sobie „Pornografię”. Jakby trochę wbrew sobie kontynuował tu Gombrowicz temat teatrzyku rozgrywanego między ramolami a młodymi. Starsi panowie, swatając ze sobą dwoje nastolatków, odskakują jak oparzeni, kiedy okazuje się, że gówniarstwo wiedzie już od dawna dość rozbudowane życie erotyczne. Może jednak przesadzam, twierdząc że to lekki spadek formy, bo przecież i w „Pornografii” jest Gombrowicz bardzo satysfakcjonującym pisarzem, demonstrującym przede wszystkim trudną dla niektórych prawdę, że geniusz i polot mogą chodzić w szacie błazeńskiej, niekoniecznie z miną ponurej powagi, tą alfą i omegą kujonów.

Sięgnij też po… „622 upadki Bunga” Stanisława Ignacego Witkiewicza lub „Jezioro Bodeńskie” Stanisława Dygata.

tekst | Filip Szałasek

 

Zobacz też: R. L. Stine, czyli Stephen King literatury młodzieżowej

R. L. Stine, czyli Stephen King literatury młodzieżowej

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News