Noah Baumbach nie da się nie lubić. Nietuzinkowa osobowość reżysera zainspirowała niegdyś członków jednego z najbardziej znanych indie-folkowych zespołów w Wielkiej Brytanii do przyjęcia Noah and the Waves. Sam twórca Walki Żywiołów poszedł natomiast o krok dalej i nadał synowi ekscentryczne imię Rohmer tylko po to, by oddać hołd słynnemu francuskiemu filmowcowi.
W trakcie swej owocnej kariery Baumbach dał się poznać jako dobry kumpel Petera Bogdanovicha i Wesa Andersona, a przez Todda Solondza został nazwany nadzieją amerykańskiego kina niezależnego. Mimo równie silnych rekomendacji ogromny talent reżysera wciąż nie doczekał się jeszcze proporcjonalnego uznania. Choć Baumbach uchodzi za pupila amerykańskiej krytyki, może tylko pomarzyć o komforcie pracy właściwym wielu jego mniej zdolnym kolegom. Powstanie niemal każdego filmu twórcy Zazdrośnika wisi na włosku ze względu na problemy finansowe. Kłopoty ze skompletowaniem budżetu opóźniły zdjęcia do wybitnej Walki żywiołów o cztery lata. Niedługo później poważnie zagrożoną realizację Greenberga uratowało dopiero zaangażowanie Bena Stillera. Nieufność producentów wobec artysty formatu Baumbacha pozostaje trudna do wytłumaczenia. Twórca Margot jedzie na ślub wielokrotnie udowadniał przecież, że dysponuje znakomitym rozpoznaniem swojej epoki. Kino Baumbacha stanowi wiarygodną kronikę czasów opóźniającego się dojrzewania. W niemal każdym swoim filmie reżyser opowiada o inteligentnych neurotykach, którzy z poczuciem dezorientacji i bezsilności zastygają na życiowym rozdrożu.
ZAGINIONY BRAT TRUFFAUTA
Choć Baumbach doskonale wyczuwa puls współczesności, bardziej komfortowo czułby się zapewne w złotych czasach kina autorskiego. Twórca Walki żywiołów przypomina zaginionego brata Francoisa Truffauta czy Jean-Luca Godarda. Amerykański reżyser sprawia wrażenie ostatniego kapłana zapomnianego kultu kinofilii. Baumbach potrzebuje filmów jak powietrza i każdorazowo wypełnia autorskie wizje finezyjnymi nawiązaniami do ulubionych klasyków. Wzorem mistrzów Nowej Fali, twórca Greenberga lubi powtarzać, że najsilniejszej inspiracji dostarcza mu codzienne życie. Baumbach często zamieszcza w fabułach wątki autobiograficzne, a w kolejnych filmach chętnie obsadza aktualne życiowe partnerki. Jednym z najważniejszych bohaterów nieodmiennie pozostaje dla Baumbacha także ukochane miasto – Nowy Jork.
Przyszły twórca Walki żywiołów od urodzenia wydawał się skazany na kino. Rodzice Noaha parali się krytyką filmową i zapewnili synowi wychowanie w odpowiednio intelektualnej atmosferze. Po dziś dzień reżyser osadza akcję kolejnych fabuł w dobrze znanym sobie środowisku wielkomiejskiej burżuazji. Bohaterami filmów Baumbacha niemal zawsze pozostają osoby związane z profesjami artystycznymi: ambitni scenarzyści, aspirujący pisarze, utalentowane tancerki. Ludzie tego pokroju nie muszą się martwić o niezapłacone rachunki, a wolne chwile spędzają na rozmowach o powieściach Francisa Scotta Fitzgeralda. W filmach twórcy Greenberga podobne dyskusje nigdy nie przypominają jednak czczej, pretensjonalnej gadaniny. Baumbachowski dialog, urastający do rangi jednego z najważniejszych elementów kolejnych fabuł, zawsze pozostaje soczysty, elokwentny i zabarwiony mistrzowską ironią. Także dzięki niemu filmy twórcy Frances Ha wyglądają, jakby specjalnie dla nich wymyślono określenie komediodramat.
RODZINNE KATAKLIZMY
Uznanie przyniósł Baumbachowi już debiutancki – zrealizowany w 1995 roku – film Kicking and Screaming. Młodemu twórcy udało się stworzyć na ekranie wiarygodny portret grupy studentów, którzy nie potrafią odnaleźć się w dorosłym życiu. Współczesna, nowojorska wariacja na temat Wałkoni, Felliniego na zawsze określiła już tragikomiczną tonację twórczości reżysera i zdefiniowała typowo Baumbachowskiego bohatera. Opowieści o outsiderach, którzy jednocześnie pragną życiowego przełomu i boją się jego konsekwencji, stanowiły kluczowe tematy kolejnych filmów reżysera – Zazdrośnika oraz Imprezy za imprezą.
Prawdziwą eksplozję talentu Baumbacha przyniosła jednak dopiero Walka żywiołów. Film o serii emocjonalnych kataklizmów niszczących idyllę nowojorskiej rodziny wyraźnie odwoływał się do przeżyć samego reżysera. W Walce żywiołów Baumbach ożywił po prostu własne wspomnienia związane z rozwodem rodziców. Przy okazji – w tonacji rubasznego żydowskiego humoru rodem z Kompleksu Portnoya – reżyser mistrzowsko opisał paradoksy wieku dojrzewania. Wzbudzający wyraźną sympatię Baumbacha młodzi bohaterowie chwilami zachowują się może jeszcze dość infantylnie, ale pozostają również obdarzeni zadziwiającą przenikliwością. Chłopcy bez trudu potrafią zdemaskować obecny w postawie ich rodziców fałsz. W jednej z kluczowych scen filmu młodszy syn doskonale parodiuje hipokryzję matki i ojca, gdy w szkolnym konkursie muzycznym decyduje się splagiatować samego Rogera Watersa.
W SZPONACH NEUROZY
Jedną z najważniejszych przyczyn rozwodu bohaterów Baumbach upatruje w żywionej przez mężczyznę zazdrości. Niechlubna cecha prowadzi do rozkładu więzi między ludźmi także w innych filmach reżysera. W Margot jedzie na ślub właśnie zazdrość skłania tytułową bohaterkę do powstrzymania siostry od ślubu z zakochanym w niej mężczyzną. Margot…, choć bez wątpienia udana, nie ma w sobie świeżości Walki żywiołów. To samo należałoby powiedzieć także o Greenbergu. Opowieść o wypalonym emocjonalnie czterdziestolatku zdawała się oddawać kondycję psychiczną samego Baumbacha. Kilka miesięcy po premierze reżyser zakończył długoletni związek z – obsadzoną zresztą w Greenbergu – Jennifer Jason Leigh. Za sprawą tego samego filmu w świecie Baumbacha pojawiła się jednak nowa muza – Greta Gerwig. Wschodząca gwiazda amerykańskiego kina niezależnego wcieliła się w rolę zagubionej, lecz pełnej wdzięku dziewczyny, która przynosi głównemu bohaterowi nadzieję na odmianę niekorzystnego losu.
TWÓRCZY PĘD
Bardzo podobną rolę Gerwig odegrała także w życiu samego Baumbacha. Aktorka i reżyser zostali parą, a trzy lata po Greenbergu wspólnym wysiłkiem zrealizowali Frances Ha. Choć wydawało się to niemożliwe, nowy film co najmniej dorównuje klasie Walki żywiołów. Frances Ha przypomina poetycki, choć pozbawiony egzaltacji, chwilami niezwykle zabawny list miłosny. W filmie Baumbacha na powrót daje się dostrzec – nieobecną od dłuższego czasu w świecie reżysera – twórczą werwę. Charakteryzująca Frances Ha energia chwilami rozsadza wręcz kinowy ekran. Duża w tym zasługa Gerwig, która perfekcyjnie oddaje dynamiczny rytm życia swojej bohaterki. Znajdująca się w wiecznym pośpiechu Frances właściwie nie chodzi, lecz mknie przez nowojorskie ulice w rytm – zapożyczonych z filmów Francoisa Truffauta – urokliwych kompozycji Georgesa Delerue. Tempo Frances udzieliło się także samym twórcom. Noah i Greta rozpoczęli już pracę nad nieformalną kontynuacją filmu, a co jakiś czas w wywiadach dzielą się informacjami na temat kolejnych wspólnych projektów. Strach pomyśleć dokąd dotrze ta dwójka, gdy rozpędzi się już na dobre.
Tekst: Piotr Czerkawski