Znacie ten motyw pępkowych przyjęć w amerykańskich filmach? Wielki tort z bitą śmietaną, a w środku nadzienie różowe albo niebieskie – w zależności od płci dziecka. Potem niebieskie ściany i śpioszki dla Jasia, a dla Małgosi różowy kubrak i różowe gniazdko. A co gdyby dało się inaczej?
Po urodzeniu każdy mały człowieczek dostaje plakietkę z identyfikatorem chłopiec/dziewczynka i w związany z tym pakiet praw, obowiązków i zestaw dopuszczalnych zachowań. Chłopców wypycha się do trenowania judo, dziewczynkom do rąk wciska Barbie. Kiedy Zosia z Basią bawią się w kuchni i zmieniają pampersy lalkom, Staś z Kubą okładają się mieczami ze Star Warsów i sprawdzają szybkość nowych zdalnie sterowanych samochodzików. Dziewczynkom do snu czyta się opowieści o księżniczkach i kupuje torebki z Hello Kitty, chłopaki dostają komiksy przygodowe i procę do wybijania szyb w oknach sąsiadów po udanej grze w podchody. Grzeczne damy i łobuziaki. Kiedy oni ciągną za warkocze, one muszą nieśmiało dygnąć i zignorować. Każda mała kobieta musi być potulna i wykazywać dobre maniery, każdy młody mężczyzna musi być jurnym łobuziakiem, nieokazującym emocji. “Nie tup nogą i nie pokazuj języka” – mówisz do dziewczynki. “Nie płacz, bądź silny” – mówisz do chłopca. Wszystko jest jasne i klarowne. Gorzej tylko jak ktoś się z tego schematu wyłamuje. Układanka się rozpada, a ludzki gatunek ma wielki orzech do zgryzienia.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
W Stanach rośnie popularność na metki gender neutral na ubraniach – dużo zieleni i czerwieni za to żadnych falbanek i cukierkowego różu (choć kolory z płcią nie mają wiele wspólnego, pewne przyzwyczajenia są silnie zakorzenione w ludzkiej świadomości). Kiedyś symbolem neutralnych ciuchów była stylówka Diane Keaton w Annie Hall. Spodnie, krawat i kamizelka były uważane za nowatorskie u kobiety. Nową ambasadorką tomboy style (z ang. „chłopczyca”) jest pracowniczka firmy krawieckiej Bindle & Keep Rachel Tutera. Zaczęła mówić otwarcie o swojej potrzebie skompletowania neutralnej szafy, po tym jak po raz kolejny doradzono jej w sieciówce obcisłe sukienki i kwiatowe koszulki. Są ładne, ale przecież nie każdemu muszą się podobać. Chodzi o to, żeby ciuch odzwierciedlał naszą osobowość i wprawiał nas w komfortowy nastrój. Przemysł odzieżowy jest motorem napędowym całego cyklu zmian „etykietkowania” płci. W końcu stanowi rdzeń całej machiny stereotypizacji kobiet i mężczyzn, nadaje ton podziałom i wzmacnia uproszczone myślenie o naszych różnicach i preferencjach. Ktoś kiedyś wymyślił, że kobiety stworzone są do gorsetów, a mężczyźni do świetnie skrojonych garniturów i kapeluszy. Uważane jest to za prawdę ostateczną, mimo że kilka wieków wcześniej nie kto inny, a Ludwik XIV paradował w chodakach na obcasie, rajtuzach i miał perukę z pięknymi długimi lokami.
Oderwanie rzeczy od płci lansuje też szwedka firma Toys R Us. W jednym ze swoich katalogów umieścili zdjęcie dziewczynki bawiącej się pistoletem, a przy gadżetach z logo Hello Kity sfotografowali chłopca. Wbrew poruszeniu niektórych strażników moralności świat się nie zawalił, a dzieci nie utraciły swojej tożsamości. Co najwyżej zyskały nowe możliwości do zabawy. Jak grzyby po deszczu mnożą się również organizacje walczące z krzywdzącą stereotypizacją płcią. Co odważniejsi wkładają dziewczynkom do rąk ciężarówki i zabawkowe narzędzia, a chłopców nie ganią, gdy raz na jakiś czas chcą poprowadzić wózek. W końcu czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał…
Choć w jakimś sensie wybory u malców są faktycznie instynktowne i dziewczynki chętniej sięgają po domki dla lalek niż po figurki ze Star Treka, największą wpływ na kształtowanie preferencji dziecka ma jego otoczenie: zachowanie najbliższych, wzorce obserwowane w telewizji, przekaz nauczycieli no i oczywiście reklamy w sklepach. Tak przynajmniej uważa Lise Eliot, profesor neurobiologii z Chicago Medical School i autorka książki “Różowy mózg, niebieski mózg”. Te niby niepozorne uproszczenia wcale nie wychodzą nam na dobre. Choć chłopcom tak jak każdemu dziecku podobają się błyszczące zabawki, a nawet falbanki, są uczeni, że nie powinni zwracać uwagi na pewne rzeczy, dlatego też później uaktywnia się u nich efekt wyparcia i te magiczne słowa: „bleeh, to dziewczyńskie”. Czyli obciachowe. Co ciekawe bardziej na wyobraźnie maluchów oddziałują kolory. Kiedy podczas jednego z eksperymentów psychologicznych pokazywano dzieciakom serię zabawek, prosząc je o podporządkowanie każdej z nich do płci różowe lądowały w kategorii dziewczynka, a czarne chłopiec. Nawet jeśli różowy był akurat pistolet, a czarna filiżanka.
Myślicie, że to nic takiego? To tylko wierzchołek góry lodowej. Do słodkiej dziewczynki w falbaniastej, różowej sukience przypięto łatkę artystki, a do chłopca w kraciastej koszulce – geniusza matematycznego. Na wystawach w muzeum chłopcom tłumaczy się bardziej naukowo działanie przedmiotów, dziewczynkom daje się do rysowania pejzaże, mówi bardziej obrazowo. Później taka dostanie przypadkiem piątkę z matmy i na bank poleci tekst: „nieźle jak na dziewczynę. Tylko nie idź do mat-fizu, co ty będziesz tam robiła – sami kolesie!”.
Warto zachęcać dzieci do poszerzania horyzontów i wychodzenia poza stereotypy. Niech chłopcy bawią się w gotowanie. Niech dziewczynki wbijają młotkiem gwoździe. Gwarantuję, że ona nie obudzi się potem z brodą, a on nie znajdzie w majtkach waginy.
Tekst: Kasia Mierzejewska