„Wypieranie nic nie da. Już czas się rozpłakać, odbyć lament”. Rozmawiamy z Salcią Hałas, autorką powieści „Potop”

Książka leżąca na drewnianych deskach wśród luści i kobieta sięgająca do gałązki drzewa

W gdyńskim Pekinie są trzy, które Wiedzą. Jedna z nich nawet Opowiada. A Pekin rozsypuje się, zapada pod ziemię…

Pojawia się coraz więcej tajemniczych lejów. Pani Halina przepowiada potop. Obudzi się Bestia, która wyjdzie z głębin. Śniący będą musieli wyśnić swoje sny. Wilcze szczenięta już się narodziły. Poza tym chcą zlikwidować Pekin, Zośka ma depresję, a w oknie zakleszczył się kot. Idzie potop.

Potop to brawurowo napisany prozą poemat przewlekły o końcu świata. Realizm magiczny z polskich faweli. To historia trzech kobiet, które wiedzą więcej. Nie starają się zapobiec rozpadaniu się świata, skupiają się na tym, co bliżej. Na depresji Zośki, problemach sąsiadów. O nadchodzącym potopie mogą jednak opowiedzieć – byle nie telewizji, bo tam zrobią z nich wariatki.

Książka została wydana nakładem Wydawnictwa W.A.B. i jest już dostępna w sprzedaży. A my, chwilę po premierze książki rozmawiamy z jej autorką — Salcią Hałas. Urodziła się w Przemyślu, mieszka w Gdyni. Jej debiutancka powieść Pieczeń dla Amfy otrzymała Nagrodę literacką Gdynia w 2017 roku oraz nominację do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza, również w 2017.

https://www.instagram.com/p/BulhLx_ni_5/

Akcja Potopu toczy się na gdyńskim Pekinie — jednym z bardziej charakterystycznych miejsc Gdyni, głównie przez owianie go złą sławą, jako miejsca pełnego wolnostojących domów, zamieszkiwanych często przez przypadkowych lokatorów na nielegalnych działkach. A Ty, jak słyszysz gdyński Pekin — co myślisz?

Miejsce zamieszkiwania bohaterów mojej książki, jedna z najstarszych dzielnic Gdyni.

Skąd wziął się w ogóle pomysł na stworzenie powieści pisanej prozą, ale w strukturze poematu? Czy tworząc ją też musiałaś brać oddech między kolejnymi wersetami, jak główna bohaterka.

Coś w tym rodzaju. Zaczęłam normalnie, to znaczy — normalnie jak na siebie, ja nawet pisma urzędowe piszę tak, że jedno zdanie jest w jednej linijce. Ale okazało się szybko, że temat i muzyczność wymusza inną formę zapisu, podział na wersy, jak wierszu. Potop to utwór słowno-muzyczny. Zapis oddaje rytm.

Do Gdańska wyjechałaś chwilę po maturze, obecnie mieszkasz w Gdyni, a pochodzisz z Przemyśla — to tak skrótowo. Czym Cię najbardziej urzekło Trójmiasto, że zdecydowałaś się tutaj zapuścić korzenie?

Mamy tu wszystko. Morze, pagórki, lasy. A w Gdyni nad Radmorem najlepsze chmury na świecie. I stocznie, miasto w mieście.

Jakie są Twoje ulubione miejsca w Gdańsku i Gdyni?

Nie mam ulubionego miejsca, ulubionej piosenki ani w książki. W piątek lubię coś innego niż w środę. No i zależy jeszcze która godzina i jaka pora roku. Nieustannie lubię las morze i skandynawskie kolory Gdyni. I obie wspomniane już stocznie, gdańską i gdyńską. Na gdyńską patrzę z okna lubię jak się zmienia. Wieczorem najlepiej to widać, z powodu świateł, każda maszyna inaczej świeci, a przecież jeszcze dźwigi i suwnice na dodatek się ruszają Mój ulubiony dźwig wygląda z daleka jak gwiazda betlejemska. Ulubiony w nocy bo w dzień ulubiony jest inny, żółty, z postury wygląda jak wielbłąd jednogarbny.

Potop najogólniej mówiąc opowiada o końcu świata – na gdyńskim Pekinie zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Czy to nawiązanie także do sytuacji, która miała miejsce w 2017 roku, gdy zaczęto burzyć domy znajdujące się w tej lokalizacji?

To się zaczęło już wcześniej, ale tak, chodzi o tą sytuację. Ona jest punktem wyjścia Potopu. A dalej? Ziemia zaczyna pękać zdarzenia dziwne ciągną za sobą zdarzenia jeszcze dziwniejsze.

Powiedziałam, że koniec świata to bardzo ogólne określenie, bo tak naprawdę każda z bohaterek czy bohaterów pobocznych przeżywa w pewien sposób także swój prywatny koniec świata. Czy zgodzisz się z tezą, że tytułowy Potop złożony jest z mniejszych, prywatnych potopów, czy może widzisz to zupełnie inaczej?

Przewidywany przez pekińskie wiedźmy koniec świata to proces złożony z wielu końców. Babka Szwajcerowa mówi, że te wszystkie poszczególne końce się ze sobą w jeden wielki połączą. Na Pekinie jest wiele potopów, wiele końców. Ale i sytuacja końca Pekinu jest jedną z wielu takich sytuacji w Polsce i na świecie. Nikną skrawki dzikiej zieleni, nikną małe społeczności. Te wszystkie końce mają jeden wspólny mianownik, chciwość ludzką.

Jednym z najlepiej zapamiętanych przeze mnie fragmentów Potopu jest krótka opowieść o nieudanym samobójstwie pewnego mężczyzny, który zamiast zabić siebie wysadził pół bloku, poszedł siedzieć, a po wyjściu na wolność przypadkowo utopił się na rybach. Seria niefortunnych zdarzeń, czy może kara za igranie z losem?

Ja bym powiedziała, że igranie z losem. On sobie na te wszystkie zdarzenia zapracował. Różne są katastrofy. Takie, na które nie mamy wpływu, typu grom z jasnego nieba, ale są też takie, na które sami sobie zapracowaliśmy. Powiedziałabym, że tata Zośki to jeden z takich przypadków.

A Ty, masz w powieści jakiś konkretny fragment, który szczególnie jest bliski Twojemu sercu?

Chyba ten o kotach i końcu świata. Że Halina w obliczu tego końca koty karmi. Bo na koniec świata nic nie poradzi, a tak to przynajmniej koty nakarmione będą. I ten o marzeniach samobójczych Zośki, gdyż uważam go za bardzo śmieszny.

Potop porusza także temat zaburzeń psychicznych. Zośka, gdy dopada ją poważna sprawa kupuje ptasie mleczko, zjada pół opakowania na raz, dzięki czemu jest jej tak niedobrze, że już nie ma miejsca na inne uczucia. Albo z samego rana dusi płacz Kit Katem. Ten fragment, chociaż z jednej strony brzmi komicznie, to z drugiej sprawia, że w pewien sposób z postawą Zośki się utożsamiamy. Tak czasami bywa, że nie rozwiązujemy problemów, tylko przykrywamy je czymś, co mamy pod ręką. Co chciałaś przekazać ludziom przez postać Zośki?

Ale to jest właśnie o tym, że ona nie może rozwiązać tych problemów. O tym, że zdarzają się katastrofy niezawinione, sytuacje, w których nie ma dobrego wyjścia, Zośka chorej babki do Caritasu nie odda. A to pociąga za sobą szereg konsekwencji, takich jak ciężka nocna praca. Jej depresja nie jest depresją z powodu wypalenia się serotoniny w mózgu tylko reakcją na przytłaczającą ją rzeczywistość

Każde doświadczenie czegoś nas uczy. Lub powinno uczyć. Czego nauczył Cię Potop?

Tego, że wypieranie nic nie da. Już czas się rozpłakać, odbyć lament, pogodzić się i cieszyć się czasem, który pozostał. I próbować zmieniać, tylko to, co się da. Jak w tej znanej modlitwie alkoholika.

A na koniec – 5 rzeczy, które Cię inspirują na co dzień.

Inspiruje mnie to co słyszę i widzę po prostu życie w najmniejszych jego przejawach. I to jest więcej niż pięć rzeczy. Za każdym razem inne.

Rozmawiała: Klarysa Marczak

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News