Vixen stworzył nowy plan, by Was zwabić i jest nim „Vixtoria” [RECENZJA]

Mężczyzna leży w powietrzu

Czy możemy w końcu powiedzieć, że raper jest na fali, która pozwoli mu zdobyć większy rozgłos niż dotychczas? My już to wiemy – nowy plan Vixena wypalił i zostaliśmy przez niego zwabieni. Teraz czas na was.

Tytułowa „Vixtoria” to zwycięstwo Vixena, który już po raz czternasty wyszedł ze studio z gotowym materiałem. Tym razem to, co oferuje nam raper ze Śląska, jest bardziej spójne od ostatniego albumu, ale jednocześnie zmierza w zaskakującym kierunku. O ile Vixen w swoich tekstach skupia się na tym samym przekazie co zazwyczaj, tak muzycznie pozostawia konkurencję gdzieś w tyle udowadniając, że nie warto trzymać się przyjętych schematów. Najnowszy krążek Vixena to zbiór dwunastu precyzyjnie dobranych utworów, które mimo tego że są utrzymane w różnych klimatach, oferują słuchaczowi niezwykłą podróż po brzmieniach, których nie raz na próżno szukać w hip-hopowym świecie. Odejście od typowych, prostych i nieskomplikowanych bitów okazało się strzałem w dziesiątkę, który mamy nadzieję, pozwoli Vixenowi wznieść się na fali i zostać bardziej docenionym niż dotychczas.

Podróż po najnowszej płycie rapera zaczynamy od pierwszego numeru, który powinienien wprowadzać w klimat całego albumu. Czy rzeczywiście tak jest? W połowie tak. Kawałek „Vixtoria” prowadzony spokojną narracją rozwija się wraz z rozrastającym się, niespokojnym bitem, aby ostatecznie osiągnąć apogeum i niespodziewanie się uciąć, pozostawiając tym samym niedosyt. Chociaż w utworze brak jest wyraźnego akcentu czy nagłej zmiany dźwięków, tak „Vixtoria” mocno uderza, a silne zaakcentowanie nacechowanych emocjonalnie słów dopełnia całości. Tak jak w kawałku jest mowa o osiągnięciu celu, pojawiają się w nim wzmianki motywacyjne zachęcające do odwagi i podejmowania działań, tak cała płyta opiera się mniej więcej na tym samym przekazie.

Na albumie ku zaskoczeniu chyba wszystkich Vixen podróżuje po przeróżnych gatunkach muzycznych. W „Nie szukam poparcia” przodują gitara i perkusja, a raper nie szczędzi sobie zabawy wokalem, przeplatając rapowanie z melodyjnym uderzaniem w tony. Zresztą nie tylko tutaj modeluje głos w zupełnie inny sposób. W tle refrenu do „Dwóch sił” słychać umiejętności wokalne rapera, które wyłaniają się z przodujących gitarowych i perkusyjnych dźwięków udowadniając, że rap to nie tylko zwykłe wypowiadanie słów pod bit, ale i wokalna odskocznia.

Na „Vixtorii” nie zabrakło również kawałków takich jak „Smart fucking phone”, które można by określić murowanymi bangerami. Dzieje się tak również tak w przypadku „Kroku” popartego trapowym bitem wyprodukowanym przez Grrracza czy mocnego, bujającego singla „Falala”. Jednak jeśli myślicie, że to wszystko co Darek ma nam do zaoferowania, to jesteście w błędzie. Dużym zaskoczeniem są elementy elektronicznego jazzu czy nowoczesnego swingu połączonych ze sobą w kawałku „Charlie Chaplin”. Słuchając tej trzyminutowej kompozycji, ma się wrażenie jakby na płycie rapera udzielił się gościnnie Parov Stelar ze swoimi produkcjami, a Vixen podjął wyzwanie jakim było idealne wchodzenie w dźwięki.

Jeśli zaś chodzi o treść to tak jak zostało to wcześniej wspomniane, raper porusza się w tematach, o których może swobodnie mówić, bo wypełniają w stu procentach jego życie. Zresztą sam twierdzi, że „Vixtoria” to kontynuacja jego własnej drogi w związku z czym zachęca do bycia sobą, niezmieniania się oraz do upartego dążenia do celu. Na płycie znajdą się również odniesienia do historii, które każdy przeżył, oraz do emocji, których każdy doświadczył („Romantyczna miłość”). Mogłoby być więcej tekstów, gdzie raper otworzyłby się przed swoimi słuchaczami oraz chociaż odrobinę obnażył, ale jesteśmy w stanie wybaczyć mu ich brak, bo wśród dwunastu kawałków znajdziemy również te lekkie, które prędzej opisują życie niż mówią jak żyć (“Pani Paczka”).

Choć normalnie moglibyśmy zarzucić komuś, że ciężko będzie połączyć rap z wyżej wymienionymi gatunkami czy ciepłymi i rytmicznymi funkowymi elementami („Duszy szukam”), tak Vixenowi zdecydowanie się to udało. Słuchając „Vixtorii” czasami aż nie da się wytrzymać i można przyłapać się na tym, że mimowolnie tupie się nogą w rytm tych bardziej tanecznych kawałków. Cała płyta jest różnorodna i stanowi potwierdzenie, że Vixen nie tylko jako raper, ale jako i muzyk poradzi sobie z każdym podkładem muzycznym ,dzięki czemu może zaskoczyć fanów polskiego hip-hopu i w końcu być na fali. Słuchając jednego kawałka nie wiadomo, czego spodziewać się dalej i bardzo dobrze, bo okazuje się, że wszechstronność, dobre flow i otwieranie się na inne gatunki muzyczne to klucz do sukcesu.

Tekst: Olga Retko

Zobacz też: Nie taki wilk straszny, jak go malują [RECENZJA] 

Dwóch mężczyzn ubranych w sportowe bluzy na tle ściany   

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News