Kanadyjski dj i producent muzyczny, który już niebawem zagra w Polsce podczas festiwalu Audioriver, w szczerej rozmowie opowiada o swojej niechęci do analogowych brzmień, procesie twórczym oraz zmianach na rynku muzycznym. Wspomina także kulisy współpracy z Amandą Lepore i przyznaje, że warstwa wizualna jego twórczości jest dla niego równie ważna co sama muzyka.
Zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że jesteś „dyrektorem kreatywnym” swojej muzyki i klipów?
Kreacja jest dla mnie bardzo ważna i nie dotyczy to wyłącznie tworzenia samej muzyki. Przywiązuję dużą wagę do projektowania okładek albumów czy produkowania video. Zależy mi na tym, aby to wszystko dobrze wyglądało. Wyróżniało się na tle tego, co można teraz dostać. Nie znoszę sztampy. Zresztą każdy logicznie myślący człowiek chce zrobić coś ciekawego. Dla mnie oprócz muzyki polem, na którym mogę działać, jest cała ta kreatywna otoczka wokół nagrań, czyli oprawa graficzna czy klipy. Te ostatnie mają po prostu spoko wyglądać. Jeżeli masz możliwość pracować z ludźmi, którzy znają się na rzeczy, to możesz wyprodukować naprawdę genialne filmiki. Moim ulubionym jest Shoes. Pracowałem przy nim ze świetnym reżyserem. Pojawiło się mnóstwo pomysłów, miał niezłe wyczucie, dobrze się dogadywaliśmy. Powstał z tego naprawdę niezły towar.
Jak tworzyłeś linię basową przy klipie Shoes?
Nie pamiętam. Nie dbam o to, czy do produkcji muzyki używam hardware’u czy pluginów. To nie ma znaczenia. Ważny jest efekt końcowy.
Masz jakiś swój ulubiony sprzęt?
Tak. Zawsze używam 808.Lubię jeszcze juno 60. Samplowanie zżera większość mojego czasu. Każdy detal ma znaczenie. Od tego zależy czy z kilku godzin pracy wyjdzie coś sensownego. Ogarnianie sampli jest bardzo osobiste. Jednak wracając do sprzętu. Lubię jeszcze korzystać z syntezatora mini mogg, ale nie jestem jakimś jego wybitnym fanem. Często widziałem gości, którzy mieli naprawdę dobre maszynki i robili strasznie chujową muzykę, więc nie ma co przesadzać. Sprzęt jest ważny, ale nie najważniejszy. Liczy się pomysł, wizja. Często na średnim sprzęcie zrobiłem lepsze rzeczy niż na jakimś megasyntezatorze.
Jak wygląda Twoja praca, przeciętny dzień?
Zawsze mam masę rzeczy do ogarnięcia. Od dawna nie miałem akcji w stylu – wstaję i zaczynam się zastanawiać „mhm… co ja dzisiaj będę robić? Zobaczmy…”. Nie, nie, to już nie działa w ten sposób. Codziennie mam mnóstwo rzeczy na głowie: wytwórnia, trasy koncertowe, podróże, DJ-owanie, studio. W ciągu dnia większość mojej pracy twórczej jest już zrobiona. Przeważnie dobre pomysły przychodzą mi do głowy w nocy, gdy słucham muzyki lub oglądam jakiś film. Generalnie wystarczy, że później zabukuje na tydzień studio w Los Angeles czy Berlinie i w tym czasie pracuje nad koncepcjami, które wcześniej spisałem czy nagrałem roboczo.
Czyli robisz jakieś notatki, nagrywasz coś np. na telefon? Spisujesz jakoś?
Czasami nagrywam wokal, ale prawda jest taka, że rzadko później to przesłuchuję. Realizuję wszystko, co tylko przyjdzie mi do głowy. Pewnie zabrzmi to banalnie, ale generalnie pracuję jak dziecko. Nieważne czy coś mi wychodzi, czy nie, po prostu to robię. Jak prawdziwy dzieciak (śmiech).
Jak dużo czasu zajmuje Ci zrobienie jednego kawałka? Masz jakiś plan dzienny, tygodniowy?
Jeżeli zrobienie czegoś zajmuje więcej niż kilka godzin, to prawdopodobnie nie będzie to zbyt dobre. Gdy coś jest naprawdę spoko, zrobisz to w jeden dzień albo nawet pół. Potem lecisz na didżejkę, ogarniasz wszystko, zmieniasz dźwięki, ale podstawa jest ta sama. Pamiętam jak kiedyś w niecałe pół godziny zrobiłem kawałek z Hudsonem Mohawke. Zaczęliśmy ogarniać temat. Zamówiłem taksówkę, żeby odebrała mnie w Londynie i zanim zdążyła przyjechać, skończyliśmy robić cały kawałek. Zajęło nam to około 20 minut. Tworzenie mojej muzyki jest dość proste, chodzi o sam pomysł. Jeśli w ciągu tygodnia zrobię jeden remix i trzy nowe utwory to jest ok. Mam jedną zasadę: zrobić przynajmniej jedną sesję dziennie. Nie muszę robić dwóch czy trzech. Wystarczy, że ogarnę jedną.
Jak było w Berlinie? Widziałem Twoje komentarze na fejsie.
Pierwszy raz grałem wtedy na żywo. Niesamowite uczucie, świetna publiczność, genialna atmosfera. Wszystko wypadło dużo lepiej niż się spodziewałem. To był ważny moment w moim życiu – nowe wyzwanie, nowy projekt, występowanie na scenie przed ludźmi – wszystko było inne od tego, czego doświadczyłem do tej pory.
Niedługo będziesz występował w Polsce.
Dokładnie.
Na początku zastanawiałem się, czy przyjedziesz z całym zespołem: basistą, perkusistą etc.
Nie lubię perkusistów.
Dlaczego?
Nie przepadam za „żywymi” instrumentami. Wolę syntezatory. Oczywiście nie do wszystkiego. Nie nadają się moim zdaniem do klasyki takiej jak Leonard Cohen, The Rolling Stones czy Nirvana. Jednak jeżeli chodzi o taneczne kawałki, to syntezatory są lepsze. Wybitnie mi nie podchodziło, gdy Depeche Mode ogarnęło sobie perkusistę. Takie pieprzenie. W dobrym zespole disco basistę jeszcze zrozumiem. Może być całkiem spoko, ale ogólnie nie lubię dźwięku analogów.
Czy możesz powiedzieć coś więcej o projekcie ZZT?
Wystartował jakoś w 2007 roku. W tym czasie nie chciałem robić samodzielnego albumu. Zgadałem się z Zombie Nation i zaczęliśmy ogarniać jakieś kawałki, zero reguł, zero jakiegoś konkretnego kierunku. Wyszedł z tego niezły stuff. Lecieliśmy hardwarem. Całe ZZT było zrobione na prawdziwych synhach. Było przy tym sporo roboty. Podczas późniejszej obróbki materiału trzeba było usunąć masę usterek. Ale było warto. Jestem dumny z tego projektu. Miał surowe, punkowe brzmienie. Myślę, że ten materiał jest cholernie niedoceniany. Na początku przyszłego roku chciałbym zrobić kolejny projekt ZZT.
Planujesz wyjść z projektem ZZT na didżejkę?
Może pewnego dnia. Mam sporo pomysłów odnośnie ZZT, ale robię ten projekt dla fanu. Tam nie ma żadnej strategii, kierunku, w jakim to idzie etc. Co będzie, to będzie (śmiech).
Teraz przejdźmy do trochę poważniejszych tematów. Co sądzisz o platformach streamingowych? Jak wpływają Twoim zdaniem na rynek muzyczny?
Szczerze mówiąc wszystkie te pytania o rynek muzyczny i technologię to trochę już stara sprawa. Muzyka się zmieniła, rynek się zmienił i wszystko odbyło się w ekspresowym tempie. Uwielbiam Soundclouda. To jest niesamowite, jak wiele jesteś w stanie teraz zrobić w krótkim czasie i w zasadzie prawie samodzielnie. Można skutecznie dotrzeć do milionów ludzi w tani i mało absorbujący artystę sposób. Wcześniej trzeba było wydawać masę CD. Transportować je statkami, samolotami z jednego kontynentu na drugi. Nie dość, że było to cholernie kosztowne, to w dodatku trwało wieki. Teraz taki proces wydaje się mniej więcej tak odległy jak średniowiecze. Obecnie dystrybucja muzyki jest banalnie prosta. Oczywiście streaming muzyki ma swoje dobre i złe strony. Jednak generalnie nie ma co się nad tym zastanawiać. Po prostu wykorzystujesz go na swoją korzyść i pomijasz to, że czasem dostajesz przed niego po dupie.
Zapomniałem zapytać o wrażenia ze współpracy z Amandą Lepore.
Właściwie współpraca z Amandą nie była moim pomysłem a Zyntheriusa. Początkowo nie byłem przekonany do zrobienia klipu Sunglasses at Night w takiej formie, jak wygląda to teraz. Miałem inną wizję. To było moje pierwsze video, początki kariery, byłem młody, podekscytowany wszystkim i w sumie nie chciałem za dużo się sprzeczać. Przystałem więc na propozycję Joriego (przyp. red. chodzi o Zyntheriusa). Koniec końców wszystko wyszło dobrze. Poznałem Amandę, jest naprawdę spoko. Nie lubiłem tego klipu za bardzo. Uważałem, że pomysł był dobry, ale samo video już nie wyszło tak zajebiście, jak oczekiwałem. A tu patrz okazało się, że stało się całkiem popularne (śmiech).
Powiedziałbym, że to niemal kultowy już klip.
Uznanie należy się Joriemu Hulkkonenowi. Patrząc na ten klip z perspektywy czasu, muszę przyznać, że to był naprawdę dobry pomysł. Mam na myśli współpracę z Amandą.
Ostatnie pytanie. Czy masz jakieś wspomnienia z Polski. Występowałeś tutaj już kilka razy. Co pamiętasz ze swoich wizyt w naszym kraju?
Ludzie cały czas piją (śmiech).
A Ty co lubisz pić?
Generalnie nie piję dużo alkoholu. Ogólnie lubię whisky. Nie znoszę wódki. Nie jestem jej wielkim fanem. Przed moim występem w Berlinie wypiłem trochę tequili. W zasadzie to mam dość dobre wspomnienia z występów w Polsce. Byłem na imprezach w Warszawie i Poznaniu. Dużo pozytywnej energii, świetni ludzie. Nie miałem jeszcze jakiejś beznadziejnej akcji. Nie trafiłem na żadnego dupka, chociaż tego rodzaju typów na pewno jest trochę w Polsce, zresztą jak wszędzie.
Fakt. Niedługo wystąpisz po raz kolejny w Polsce na festiwalu Audioriver w Płocku. Mam nadzieję, że uda nam się spotkać.
Jasne. To będzie dobry występ. Do zobaczenia na festiwalu.
rozmawiał | Krzysztof Grabań
zdjęcie | materiały prasowe Audioriver