The xx: nowy wymiar koegzystencji [RECENZJA]

Dwóch mężczyzn i kobieta siedzący na huśtawce
fot. Alasdair McLellan

Od wydania płyty Coexist” minęły ponad 4 lata. Można było wówczas odnieść wrażenie, że londyńskie trio zaczęło nieśmiało poszukiwać nowych brzmień. Na krążek „I See You” musieliśmy trochę poczekać, to fakt. Teraz sprawdzimy, czy było warto.

W dniu premiery I See You zespół na swoim profilu na Twitterze napisał, że ten krążek nie jest dla nich nie tylko zestawem 10 kawałków, ale jest świętem — ich przyjaźni, życia, miłości, a także wszystkich wzlotów i upadków, jakie pojawiły się na przestrzeni ostatnich czterech lat.

Dwie poprzednie płyty — xx i Coexist — miały w sobie coś niesamowicie nostalgicznego, trochę smutnego, ale nie był to ten rodzaj smutku, gdy musicie przynieść wiadro na wasze łzy i zaopatrzyć się w tonę chusteczek. Na tych krążkach zespół wyraźnie nakreślił nam swój styl i charakterystyczny beat. Gdy w 2014 pojawiła się informacja, że trio pracuje nad nowym albumem, sądzę, że w sercach fanów pojawiło się tyle samo nadziei co i obaw nad tym, w jaką stronę pójdzie teraz zespół.

Płyta zaskakuje od pierwszej sekundy. Otwierający kawałek Dangerous, daje nam, wręcz triumfalnymi dźwiękami trąbek jasny sygnał, że właśnie rozpoczyna się zupełnie nowa era w historii The xx. W trakcie tego kawałka Romy i Oliver śpiewają: cause I couldn’t care less if they call us reckless. Faktycznie, śmiałość, którą wypracowali w swojej muzyce przez te cztery lata, może wydawać się nad wyraz odważna, czy lekkomyślna, jak na zespół, który do tej pory raczej wyznawał zasadę, że „mniej, znaczy więcej”.

Uważam jednak, że jest to bardzo dojrzała decyzja ze strony The xx. Mówiąc frazesowo, Romy, Oliver i Jamie wyszli ze swojej strefy komfortu. Pierwszy singiel z płyty, On Hold, to kawałek, w którym smutek miesza się z nadzieją, a klasyczne dla zespołu minimalistyczne dźwięki z energicznym beatem. Mimo to zagorzali fani debiutanckiej płyty, za którą zespół otrzymał w 2010 roku nagrodę Mercury Prize, nie zawiodą się. Na płycie znajduje się kilka kawałków potwierdzających, że zespół pamięta o swoich korzeniach. Należy do nich między innymi kawałek Performance, czy zamykający album Test Me.

Ten ostatni jest o tyle ważny, ponieważ podobnie jak przy płycie Coexist i kawałku Our Song, Test Me jest opowieścią o emocjach wewnątrz zespołu. Ostatnie lata były dla The xx wyjątkowo napięte. Jamie skupiał się na swoim solowym projektem, czyli płytą In Colors, a pomiędzy Romy i Oliverem nawarstwiały się negatywne emocje. Dlatego Test Me jest swego rodzaju katharsis, oczyszczającym atmosferę w zespole: test me, see if I stay, how could I walk the other way?

Płyta I See You jest zdecydowanym strzałem w dziesiątkę ze strony The xx. Z dwóch powodów. Po pierwsze, nowe, bardziej żywiołowe, momentami popowe brzmienia mają szansę przyciągnąć nowych fanów, którym być może do tej pory nie odpowiadał smętny klimat znany z poprzednich płyt. Po drugie, dzięki temu, że zespół nie odciął się całkowicie od brzmień ze swoich początków, fani z większym stażem nie poczują się w żaden sposób oszukani. A przynajmniej nie powinni. The xx wyszli z cienia własnej muzyki, są bardziej wyraziści niż kiedykolwiek i mam nadzieję, że ta tendencja zostanie utrzymana.

Tekst: Klarysa Marczak

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News