The Horrors powrócili i udowadniają, że nadal kochają romansować z mrokiem. Po siedmiu latach stworzyli album, który wciąga jak hipnotyczny trans lub idealny soundtrack, oddający esencję nocnych wędrówek po mieście.
Ja odchodzę. Wy grajcie dalej
Od czasu wydania albumu “V” w 2017 roku, The Horrors przeszli znaczące przekształcenia personalne. W 2021 roku z zespołu odszedł klawiszowiec Tom Furse, a wkrótce potem perkusista Joe Spurgeon. Pozostali członkowie, wokalista Faris Badwan i basista Rhys Webb, postanowili kontynuować działalność, zapraszając do współpracy gitarzystę Joshua Haywarda oraz nowych członków: Amelię Kidd na klawiszach i perkusistę Jordana Cooka. Nagrania rozpoczęły się od domowych demówek w londyńskim mieszkaniu Webba, a następnie kontynuowano je w Los Angeles pod okiem producenta Yvesa Rothmana, znanego ze współpracy z Yves Tumorem. Kidd wnosiła swoje partie z Glasgow, co trzeba przyznać, nadało wyjątkowy charakter.
Osiem lat ciszy
Po ośmiu latach ciszy The Horrors powrócili z szóstym albumem studyjnym zatytułowanym „Night Life”, który ukazał się 21 marca, nakładem Fiction Records. Płytę otwiera „Ariel”, wprowadzając od razu w klimat lat osiemdziesiątych. Objawia się stare, dobre The Horrors, czyli syntetyczne brzmienia z hipnotyzującym wokalem Badwana. Kto pamięta ich początki, ten wie, że lubili romansować z shoegaze, goth punkiem, a nawet pokusili się o momenty z… techno. Tym razem, podjęli kolejne ryzyko (widocznie, mają to już w swoim DNA). Efekt? To się po prostu udało. Połączyli stare z nowym. Ponownie filmowy dramatyzm i mroczny klimat, przeniknęły przez industrialne beaty i klubowy brud. Jednocześnie w tym odświeżonym brzmieniu, najstarsi słuchacze, poznali stare brzmienie składu.
Mistrzowskie budowanie napięcia
Jeśli potrafisz tworzyć piosenki, które t o robią, to nie możesz oczekiwać wiele więcej, ponieważ tego oczekuję od muzyki innych ludzi. Chcę, żeby mnie to uderzyło
– Faris Badwan
Źródło cytatu: cashmusic.com
Faris, wokalista i frontman, od lat balansuje między muzyką, sztuką a psychologią głębi. Jego głos – jakby wyrwany z innego wymiaru – to nie tylko nośnik melodii, ale instrument wywołujący niepokój, pragnienie, żal. Poza The Horrors, Faris tworzył solowe rzeczy, współpracował z kanadyjską kompozytorką Rachel Zeffirą (jako Cat’s Eyes), gdzie eksplorował wpływy muzyki klasycznej, soundtracków z lat sześdziesiątych i opery. Można to usłyszeć na „Night Life”, choć w zdekonstruowanej formie. Faris przyznał, że ten niepokój czuć na nowym albumie i ma w sobie coś intensywnego, pod względem emocjonalnego ciężaru.
Warto dać sobie czas
The Horrors mogą uczyć cierpliwości i akceptacji. Wiedzą, że kiedy ktoś odchodzi, a coś się po prostu kończy przychodzi nowe. Kiedy zespół stracił, również zyskał. Nowy skład, brzmienie i emocje. Co najważniejsze, trzeba oddać że „Night Life” zamknie usta wszystkim, którzy już pożegnali się ze składem. Oni wrócili i jest to jeden z lepszych powrotów. Krytycy zresztą są jednogłośni:
„Night Life” to imponujący powrót zespołu, który potrzebował wiele czasu, aby przekształcić się w tę wspaniałą obecną formę.
Źródło cytatu: nme.com
ps. Zdecydowanie najmocniejszym momentem albumu jest „More Than Life”. Ogniste, bardzo wyraziste bębny i mocne słowa. Replay podczas słuchania, kilka razy dziennie.
Tekst: Marta Duszyńska
Zobacz również: Duet DESIRE prezentuje „Games People Play”