Parker i Stone wracają z kolejnym jubileuszowym 20. sezonem serialu. Mówią, że odcinek o fenomenie Pokémonów zrobili już w 1999 roku, a teraz zabierają się za ruch Free the Nipples. Na rozdanie Oscarów przyszli zjarani i mimo że wszystkich obrażają – i tak nie można bez nich żyć. Oglądacie?
Od 20 lat grupka niestarzejących się ośmiolatków konsekwentnie wyśmiewa amerykańskie mity o wielkości i bohaterstwie, szydzi z narodowych przywar i wyciąga niewygodne kwestie na światło dziennie, nikogo nie oszczędzając, nawet Świętego Mikołaja. “South Park” jest jak wino – im starszy, tym lepszy. Ostatni sezon zakończył się mocnym przytupem i fani nie mają wątpliwości, że choć lata mijają, Parker i Stone nie wypstrykują się z żartów, a zmieniająca się rzeczywistość niezmiennie stanowi kopalnię gagów. I nadal będzie stanowić, przynajmniej do 2019 roku – wtedy Eric, Kyle i spółka po raz ostatni mają pojawić się na ekranie.
Wróg publiczny numer jeden
W tym roku “South Park” kończy 20 lat, gdyby był człowiekiem, chodziłby do college’u, kwestionował ustanowiony porządek, imprezował i buntował się przeciwko politycznej poprawności. Trzeba przyznać, że w tych aspektach serial znakomicie odnajduje się w roli nastolatka/młodego dorosłego. Przetrwał próbę czasu, mocną konkurencję i w każdym epizodzie udowadnia, że nie da się ugłaskać. Pozostanie nieokrzesany i butny. Wszystko to pomimo świadomości, że swoim niecenzuralnym przekazem “South Park” zrobił sobie wrogów niemal w każdym środowisku: od Żydów, przez cheerleaderki, kierowców TIR-a, po Donalda Trumpa czy Taylor Swift. Animacja pozwala na dużą swobodę przekazu. Tylko w kreskówce można przekonać się jak naprawdę funkcjonują scjentolodzy, spotkać Toma Cruise’a, który „nie chce wyjść z szafy” (z ang. come out of the closet: otwarcie mówić o swoim homoseksualizmie) czy Jezusa wyrywającego pijane laski w barze.
Oprócz typowo obrazoburczych wątków (dla niektórych wręcz skandalicznych), Parker i Stone wykorzystują swoją siłę przekazu do przedstawienia frapujących treści, nawet jeśli są one ukazane pod przykrywką głupiutkiej akcji przeprowadzonej przez małoletnich bohaterów. Jeden z odcinków został w całości poświęcony wyborom na nową maskotkę szkoły. Kandydował Giant Douche (wielki idiota) i Turd Sandwich (kanapka z łajnem). Spod natłoku obraźliwych tekstów i niewybrednych żartów wypływa smutna, poważna konstatacja. W polityce ludzie traktowani są jak słupki zwiastujące popularność. Na porządku dziennym jest przepychanka, wyciąganie sobie brudów i wypowiadanie kłamstw pod adresem kontrkandydata. Góruje populizm i brak pomysłu na swoje rządy. Koniec końców, czy to w przypadku rywalizacji o tytuł maskotki w podstawówce, czy rzeczywistej kampanii prezydenckiej w średniej wielkości kraju – mamy do wyboru albo idiotę, albo pana kanapkę. Nazewnictwo jest kompletnie przypadkowe, bo w gruncie rzeczy obaj kandydaci niewiele się od siebie różnią. Bardziej skupiają się na prywatnym wyścigu i udowodnieniu tego, kto jest lepszy niż na powadze, jaka wiąże się z zajmowanym stanowiskiem.
Za plecami swoich animowanych bohaterów
“South Park” dojrzewa wraz ze swoją publiką i zyskuje nowych fanów z każdej kategorii wiekowej. Popularność animowanych kreskówek wśród dorosłych możemy na szerszą skalę zaobserwować od czasów Shreka. Dzieci bawiła historia niezdarnego ogra, dorosłych zaś mnogość podtekstów seksualnych w żartach i nawiązania do kultowych polskich filmów z czasów „słusznie minionych”. Słabość do animacji można tłumaczyć w różnoraki sposób. Ich forma stanowi sentymentalną podróż do czasów dzieciństwa, a także umożliwia spełnienie najskrytszych fantazji scenarzystów. W realnym świecie trudno byłoby zaaranżować na przykład pojedynek zjaranych gwiazd popu, zwłaszcza z zerowym kosztem. Pewnie za odpowiednio wysoką gażę Britney Spears czy Selena Gomez na pewno rozważyłyby taką ewentualność.
Twórcy kreskówek kpią sobie też z poprawności politycznej, uczuć religijnych i wartości wyznawanych przez społeczeństwo. Kryją się za plecami swoich animowanych bohaterów i ich ustami wygłaszają teksty dawno przekraczające już granice dobrego smaku. Wykpiwają pseudotolerancyjną kulturę amerykańską, wyciągając rasistowskie przyzwyczajenia. Wyśmiewają walkę o prawa człowieka, pokazując wielkie koncerny zanieczyszczające przyrodę i znęcające się nad Indianami. Twórcy “South Parku” spróbowali na przykład wyjaśnić swojej widowni, jak doszło do światowego kryzysu finansowego w 2008 roku, przedstawiając bankierów z Wall Street jako bandę półgłówków, którzy operują światowymi indeksami, sugerując się grą w kości i humorami tajemniczej kury – muzy finansistów.
Relacja live
“South Park” nigdy nie był nastawiony na popularność, kiedyś mierzoną słupkami oglądalności, dziś lajkami na Facebooku. Brak presji i postawionych wyzwań w łatwy sposób wyjaśnia ogromny sukces serialu. Skoro niczego nie oczekujemy, możemy robić swoje i cokolwiek się wydarzy, będzie traktowane jako pozytyw. Można być pewnym, że dla chłopaków krytyczne reakcje i fala hejtu są równie miło przyjmowane co aplauz i komplementy. Każda skrajna reakcja oznacza bowiem jedno. Mimo dwóch dekad na szklanym ekranie “South Park” nadal szokuje w specyficzny dla siebie sposób. Prawdziwi królowie komedii Trey Parker i Matt Stone wbijają szpilę we wszelkie symbole popkultury i polityki. Nie ma równych i równiejszych: śmiejemy się z białych, czarnych, grubych, chudych, republikanów i demokratów. Trzeba przyznać, że chłopaki idealnie wykorzystują sytuację społeczno-polityczną i wyciągają z niej coś dla siebie: nie oszczędzili amerykańskich interwencji na Bliskim Wschodzie, skandali z duchownymi pedofilami czy rzeczy bardziej lifestyle’owych, takich jak rozdmuchane ego Kanyego Westa.
Istotna jest też szybkość i sprawność, z jaką ekipa składa nowe odcinki w całość. Ich niewybredne żarty zawsze odwołują się do bieżących wydarzeń i są aktualne. Dlatego też w odróżnieniu od Simpsonów czy Family Guya, “South Park” oferuje swoim widzom niemal relację live z operacji korekty płci przez ojczyma Kardashianek czy złapania Saddama Husajna. Na każdym kroku czuć w realizacji serialu niebywały luz i improwizację. Parker i Stone nie planują odcinków z wyprzedzeniem, nie tworzą strategii marketingowej, nie rozpisują swojego image’u scenicznego. Siadają w czwartki przed komputerem, zapalają jointa, oglądają newsy i już mają nowy materiał. Czy boją się, że kogoś urażą? Niespecjalnie. Pomimo że chyba literalnie każdemu w Hollywood oberwało się od grupki ośmiolatków, duet komików ciągle zapraszany jest na ważne gale, a „gwiazdy” ochoczo się z nimi fotografują, nie zniechęcając się nawet wiadrem pomyj, które prawdopodobnie wkrótce na nie spłynie.
Zrobienie z animowanych postaci komentatorów życia codziennego jest wielkim ułatwieniem. Przenosi ciężar odpowiedzialności za słowa na wymyślonego bohatera, który daje upust naszej ludzkiej, frustracji i mówi to, do czego wielu ludzi nie ma odwagi przyznać się osobiście. Dla niektórych “South Park” to tylko humor niskich lotów nawiązujący do seksu i fekaliów, dla wielkim fanów jest genialnym przykładem twórczości „moralnego niepokoju”, zmuszając do myślenia o rzeczach i problemach, które są kłopotliwe i wystawiają na próbę naszą hierarchię wartości.
Tekst: Kasia Mierzejewska