Śmierć w popkulturze. Refleksje o przemijaniu

Music video "Back to Black" / Amy Winehouse.

Dla niektórych ikon śmierć jest ostatnim, wielkim sekretem. Czymś, co fascynuje i niepokoi zarazem. Można powiedzieć, że pojęcie to jest w ich rozumieniu nie tylko końcem, ale i początkiem — czymś, co na trwałe wpisuje ich w kulturę, tworzy legendę i nadaje ich twórczości wymiar ponadczasowy. Jakie refleksję na temat przemijania mieli ci, których już nie ma?

Obiecuję, że nie będzie nudno

Nieśmiertelny Ziggy Stardust, do samego końca życia w artystyczny sposób stawiał czoła przemijaniu. Na kilka dni przed swoją śmiercią wydał album Blackstar, pełen refleksji nad śmiertelnością. Zresztą już na zawszę w popkulturze zapisały się jego słynne słowa:

„Nie wiem dokąd idę odtąd, ale obiecuję, że nie będzie nudno”


Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍

Z jednej strony pokazywał dystans do przemijania, a jednocześnie fascynację tajemnicą tego, co może być po drugiej stronie. Pomimo obaw, odnajdywał w śmierci element podróży, w którą warto wyruszyć bardziej z ciekawością niż strachem. Dla niektórych śmierć jest też inspiracją do twórczości, katalizatorem, który zmusza do artystycznych poszukiwań. Sam pozostał tym, który tworzył aż do końca. Wydał album Blackstar jako rodzaj pożegnania, świadomy, że nie ma już wiele czasu.

Zaledwie trzy dni przed śmiercią awangardowy artysta opublikował teledysk do piosenki, na którym widać piosenkarza uwięzionego na szpitalnym łóżku, jego kruche ciało trzęsie się pod kołdrą, a oczy ma zasłonięte bandażami. Dzisiaj producent Bowiego zasugerował, że artysta wiedział od roku, że jego rak jest nieuleczalny, opisując Blackstar jako swój „prezent na pożegnanie”. Dodał, że Bowie uczynił swoją śmierć – tak jak swoje życie – „dziełem sztuki”. 

Źródło cytatu: dailymail.co.uk

Lepiej spłonąć

W swoich listach i dziennikach Cobain pisał o swoich rozterkach egzystencjalnych, wyobcowaniu i trudnych relacjach z otaczającym go światem. Odczuwał silny dysonans między pragnieniem pozostania autentycznym artystą a presją, jaką wywierała na nim sława i oczekiwania publiczności. Jego przemyślenia na temat odejścia i cierpienia przeplatały się w jego twórczości, wywiadach, a także w osobistych listach i zapiskach, a czasami wręcz miało się wrażenie, że ma delikatną obsesję na ten temat. Mówił i pisał o niej w sposób, który odzwierciedlał jego głęboki niepokój, wrażliwość i trudności, z którymi się zmagał.

„Lepiej jest spłonąć, niż stopniowo gasnąć”

Ten słynny cytat, zapożyczony z utworu Neila Younga, stał się symbolem buntowniczej postawy Cobaina wobec życia i jego osobistego podejścia do cierpienia. Choć tragiczny, pokazuje intensywność jego życia i artystycznej wizji. Jego fascynację ideą intensywnego życia, które kończy się szybko, zamiast życia w stagnacji. W podobny sposób wielu interpretowało jego muzykę — jako ekspresję niespokojnej duszy, która płonęła zbyt szybko, by mogła znaleźć spokój.

 

Choć jego śmierć była tragedią, która wstrząsnęła światem, paradoksalnie nadała jego twórczości niemal ponadczasowy wymiar. Cobain stał się symbolem kulturowym „wiecznie młodego, niespokojnego artysty,” który walczył z własnymi demonami i ostatecznie walkę, ku rozpaczy fanów na całym świecie, przegrał.

Zamierzam być legendą

W początkowych latach swojej kariery Freddie Mercury cieszył się życiem pełnym energii, hedonizmu i ekspresji. Wydawał się być osobą, która nie boi się śmierci i żyje chwilą, intensywnie i bez zahamowań. Jednak informacja o chorobie wprowadziła go w bardziej refleksyjny stan. Nie mógł już uciekać od myśli o końcu — musiał stawić czoła chorobie, która wtedy wciąż była tematem tabu i wiązała się z brakiem skutecznych leków oraz społecznym odrzuceniem. Mimo tego Freddie nigdy publicznie nie mówił o swojej chorobie, chcąc do końca zachować kontrolę nad swoim wizerunkiem i życiem.

Who Wants to Live Forever?

Mercury długo nie chciał mówić o swojej chorobie i nie zamierzał żegnać się z fanami jak Bowie. Można odnieść wrażenie, że wszystkie odpowiedzi ujął w „Who Wants to Live Forever”, w których czuć głęboką refleksję nad nieśmiertelnością i sensem życia (zwłaszcza w kontekście miłości i przemijania). Piosenka „The Show Must Go On” jest jednym z najbardziej symbolicznych utworów końcowego okresu jego kariery, oddającym jego nieustępliwość i determinację, by kontynuować swoją sztukę, nawet w obliczu nadchodzącej śmierci. W tej piosence Mercury przekazuje postawę, że mimo świadomości nieuchronnego końca, „show” — jego życie, muzyka i spuścizna — muszą trwać. Zresztą, często powtarzał:

„Nie zamierzam być gwiazdą. Zamierzam być legendą.”

 Jego stosunek do śmierci był pełen akceptacji. Nie walczył z nią publicznie oraz nie chciał wzbudzać współczucia. Pragnął odejść z godnością, odważnie i przede wszystkim w wiecznej pamięci kolejnych pokoleń. Freddie, wiedz, że będziesz żył w głowach i muzyce tak długo, jak świat będzie istniał.

Życie rani bardziej niż śmierć

„Ludzie boją się śmierci bardziej niż bólu. To dziwne, bo życie bardziej rani niż śmierć.”

Fascynacja Jima Morrisona śmiercią ma swoje początki już w dzieciństwie artysty. Jednym z najbardziej wpływowych momentów w jego życiu było doświadczenie, o którym mówił wielokrotnie w wywiadach i które wspominał jako moment przełomowy. Rzekomo, w wieku czterech lat był świadkiem wypadku samochodowego, podczas którego zobaczył rannych i umierających Indian na pustyni. To zdarzenie wywarło na nim ogromne wrażenie, które miało wpływ na jego twórczość. Jim wierzył, że duch jednego z Indian wszedł w jego ciało, co odtąd stało się jego osobistym mitem. Śmierć zaczęła jawić mu się jako swego rodzaju połączenie duchowe, przejście, a może nawet transcendencja.

Fascynująca śmierć

Był zainspirowany literaturą i filozofią egzystencjalną, czerpiąc m.in. z twórczości Fryderyka Nietzschego, Williama Blake’a i Arthura Rimbauda. W tekstach takich jak „The End” i „When the Music’s Over” wyrażał swoje poglądy na temat życia, przemijania i pustki. W jego twórczości śmierć jawiła się jako coś nieuniknionego i potężnego, a jednocześnie fascynującego, będącego ostatecznym wyzwaniem i możliwością wykorzystania życia absolutnie i bez ograniczeń

Zbliżyć się do śmierci

Nigdy nie ukrywał tego, że eksperymentował również z substancjami psychoaktywnymi, szukając odpowiedzi na pytania o śmierć, życie i transcendencję oraz przekraczanie granic. Wierzył, że można zbliżyć się do śmierci i lepiej ją zrozumieć, zrywając z ograniczeniami codziennej rzeczywistości. Jego życie stało się swego rodzaju eksperymentem na granicy — balansował między ryzykiem a ekstatycznym doświadczeniem, które w jego mniemaniu mogło prowadzić do głębszej prawdy o ludzkiej naturze i śmiertelności. W końcowym okresie swojego życia Morrison zdawał się być świadomy, że żyje na krawędzi. Sama jego śmierć do dzisiaj fascynuję i zwoleników teorii spiskowych, jakoby Jim żył a jego śmierć w Paryżu była zaledwie ponurą mistyfikacją, o której miał wspominać w bliskich kręgach (ucieczka była spowodowana niezadowalającą go popularnością i tęksnotą za życiem zwykłego, nieznanego poety). Wczesna śmierć Morrisona, choć tragiczna, wydaje się niemal spełnieniem jego proroczych słów i poetyckich wizji. Dla niego była ona zakończeniem „długiej podróży” i przejściem do innego stanu. Pozostawił po sobie legendę artysty, który nigdy nie bał się zgłębiać tajemnic śmierci, a jednocześnie żył w sposób, który przyciągał ją jak magnes.

jim morrison grave Śmierć w popkulturze. Refleksje o przemijaniu
Fot. Barbara Alper/Getty Images

Boję się zapomnienia

Amy Winehouse, której życie było pełne wzlotów i upadków, odnajdywała w śmierci pewną ulgę, choć jednocześnie bała się utraty pamięci o sobie i swoim talencie. Kiedyś rzekomo miała powiedzieć, że nie boi się samej śmierci, a tego, że zostanie zapomniana (jedna z przyjaciółek mówiła, także o głębokiej fascynacji Amy samym zjawiskiem klubu 27). Przyjaciele i bliscy artystki wspominali, że wokalistka miała momenty, kiedy mówiła o śmierci jako o czymś, co mogłoby być dla niej pewnym uwolnieniem od cierpień i bólu, które odczuwała na co dzień. Często odnosiła się do miłości w kategoriach ostateczności — miłość była dla niej wszystkim, a jej brak był niemal równoznaczny z utratą sensu życia.

Wszyscy na koniec umieramy

Stephen Howking mawiał, że dobrze jest pogodzić się ze śmiercią.  Jednak sam podkreślał, że zawsze będzie zbyt mało czasu by zrobić wszystko, o czym marzymy i co zaplanowaliśmy. Czy kiedykolwiek coś spowoduję, że będzie można pozbyć się strachu przed ostatecznością? A może po prostu, jak mawiał Robin Williams, warto cieszyć się i pogodzić:

„Mówię ludziom, że jest jeden mały szkopuł: wszyscy na koniec umieramy. Uśmiechajmy się, póki tu jesteśmy.”

Tekst: Marta Duszyńska

Zobacz również: Sid Vicious i Nancy Spungen. Fascynujący romans

Sid Vicious i Nancy Spungen. Fascynujący romans

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News