Jeszcze nie tak dawno temu wszyscy mieliśmy spory ubaw z wymyślonego przez ministra Waszczykowskiego kraju San Escobar. Nazwa brzmiała całkiem wiarygodnie. W przeciwieństwie do miasta położonego w Walii, którego nazwa wygląda, jakbyście uderzyli głową w klawiaturę.
Witajcie w Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwyllllantysiliogogogoch. Wbrew pozorom nie jest to przypadkowy zbitek liter. Tłumacząc nazwę na język angielski, otrzymamy takie zdanie: St Mary’s Church in the Hollow of the White Hazel near a Rapid Whirlpool and the Church of St. Tysilio near the Red Cave. W latach 60. XIX wieku nazwa została uznana za egzaltowaną formę reklamy wioski. Wszystko przez fakt, że zawiera aż cztery obiekty turystyczne.
Czytaj również: Słowa nieprzetłumaczalne
Niestety, miasteczko nie doczekało się nigdy żadnego oficjalnego wyróżnienia za imponująco długą nazwę, ponieważ wyprzedza ją wzgórze, położone w Nowej Zelandii, którego nazwa składa się z 85 znaków: Taumatawhakatangihangakoauauotamateapokaiwhenuakitanatahu. Proste, no nie? Ale, pewnie zastanawiacie się nad tym, jak sami mieszkańcy Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwyllllantysiliogogogoch radzą sobie z tym prezentem od losu? Nazywają ją Llanfair lub Llanfair PG (aby odróżnić od innych miejscowości z takim samym początkiem nazwy).
Ponadto, ciekawostka edukacyjna: dla nas nazwa zawiera 58 znaków, ale dla Walijczyków tylko 50, ponieważ u nich ll, ng i ch traktowane są jako pojedynczy znak. Czy warto się tam wybrać? Może nie dostaniecie oczopląsu od ilości rozrywek — wioska składa się z dwóch części: górną i dolną. W górnej znajdują się głównie starsze rezydencje, a dolna ma z kolei nowsze budynki komercyjne i dworzec kolejowy. To co, pakujecie walizki i jedziecie do Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwyllllantysiliogogogoch?