Trudno zrobić film o ludziach przewrażliwionych na punkcie swojego wyglądu i swoich zachowań, aczkolwiek czułem, że i tak mam sporo wolności, o współpracy z zespołem Efterkland przy dokumencie Duch Piramidy opowiada reżyser Andreas Koefoed.
Skąd wziął się pomysł na film Duch Piramid?
Traktuje on o zespole Efterklang i wyprawie tych muzyków do miasteczka Piramida, gdzie szukali nowych dźwięków, żeby wykorzystać je przy tworzeniu muzyki. Robili to, przykładowo, uderzając w różne powierzchnie. Pewnego dnia spotkałem tam ciekawego człowieka o imieniu Aleksander. Przyjechał akurat odwiedzić miejsce swojego urodzenia. Wpadłem więc na pomysł, że idealnie nadaje się na narratora mojej historii. Żył w tym mieście przez 30 lat, kiedy jeszcze tętniło życiem. To dla niego trochę utracony raj, będący dziś miastem-widmem.
Jak układała ci się współpraca z zespołem Efterklang?
Jego członkowie są mniej więcej w moim wieku, a karierę muzyczną rozpoczęli dziesięć lat temu. Od początku byłem wielkim fanem ich twórczości. Niektóre ich piosenki wykorzystywałem w swoich wcześniejszych filmach. Gdy zaproponowali mi współpracę i wspólny wyjazd, nie zastanawiałem się ani przez chwilę. Gdybym w filmie skoncentrował się tylko na nich, czułbym jednak niedosyt. To by mogło wystarczyć do materiałów o zespole na DVD, ale nie do filmu dokumentalnego.
Miałeś szczęście, że trafiłeś na Aleksandra.
To prawda. Chodziło o to, by znaleźć bramę do duszy Piramidy, a nie tylko sportretować wyludnioną mieścinę. Zależało nam na większej głębi.
Sugerowałeś bohaterom w czasie zdjęć, co mają robić albo gdzie się udać?
Kilka razy poprosiłem ludzi z Efterklang, żeby byli w pobliżu, gdy akurat coś kręciłem. Jeżeli zaś chodzi o Aleksandra, to czasem prosiliśmy go, by poszedł do łóżka albo umył zęby. Generalnie przez cały czas zachowywał się naturalnie i był sobą.
A czy członkowie zespołu reżyserowali ciebie? Pytam, bo czasem muzycy bywają kapryśni i chcą, by pokazywać ich jak najlepiej.
Jako pomysłodawcy i producenci tego projektu czuli się jego właścicielami. Zależało im, aby muzyka brzmiała w nim bardzo dobrze, bo to w końcu film muzyczny. Gdy zrobili coś źle, trzeba to było wyciąć. Trudno zrobić film o ludziach przewrażliwionych na punkcie swojego wyglądu i swoich zachowań, aczkolwiek czułem, że i tak mam sporo wolności. Nie stanowiło więc to dla mnie większego problemu. Plusem było natomiast to, że skoro muzycy z Efterklang nagrywali dźwięki w wysokiej jakości, to mogłem potem z nich korzystać w czasie montażu. Dzięki temu dźwięk nie stanowił dla mnie problemu. A dzięki Aleksandrowi ta historia stała się bardziej uniwersalna i ciekawsza. Szczególnie że to miejsce jest tak wyjałowione, że w pół dnia jesteś w stanie zobaczyć tam wszystko. Dlatego nie planuję zbyt szybko wrócić do Piramidy. Może za jakieś dziesięć lat, ale nie wcześniej. Nie zmienia to faktu, że bardzo chcę dalej współpracować z Efterklang. Byłoby idealnie, gdyby skomponowali muzykę do kolejnego mojego filmu. Aktualnie pracuję nad teledyskiem do jednej z ich piosenek. Pojawi się w nim Aleksander, ale w scenerii nakręconej w Rosji, a nie w Piramidzie. Uchwyciłem go filmującego swoją rodzinę. Jest lato, dzieci bawią się na polu, są też babcie. W zwolnionym tempie pokazuję piękno i zieleń tamtego miejsca. Ta opowieść o dojrzewaniu idealnie pasuje do muzyki tego zespołu.
Zrobienie jakiego filmu aktualnie ci się marzy?
Od trzech lat pracuję nad projektem o duńskim aktywiście, który chce uczynić świat lepszym. Jednocześnie jest kryminalistą. W wieku 19 lat obrabował bank i wysłał pieniądze do pewnej organizacji w Indiach. Mając 32 lata, przetransportował w samolocie broń do Indii. Chciał pomóc lokalnej społeczności w walce z komunistami, ale przekazał broń niewłaściwym ludziom. W samolocie było pięciu rosyjskich członków załogi, którzy nie wiedzieli, w co się wpakowali, i brytyjski agent z MI5. Kiedy wylądowali w Bombaju, Duńczyk uciekł i wrócił do swojej ojczyzny, a reszta została złapana i na osiem lat trafiła do więzienia. Kręcę dokument o tym wydarzeniu. Oprę go na wywiadach z Duńczykiem i Anglikiem. Potem dokonamy rekonstrukcji tego, co miało miejsce w samolocie. Rząd Indii naciska na duński rząd, by dokonano ekstradycji Duńczyka. Chcą go skazać na karę śmierci, tymczasem on obecnie prowadzi normalne życie i ma rodzinę. Anglik chce się natomiast dowiedzieć, który brytyjski agent go zdradził. Chciałbym, by ten dokument był równie ekscytujący, jak thriller. Problem polega na tym, że ludzi nie interesują filmy dokumentalne. W Danii na taką produkcję może pójść najwyżej dwadzieścia tysięcy osób, podczas gdy produkcje fabularne mogą liczyć na około półmilionową widownię. Dlatego swój projekt będę chciał promować jako szaloną historię.
A to idealny materiał na hollywoodzki film.
Dokładnie, nadawałby się do tego idealnie. Najpierw chcę jednak zrobić film dokumentalny. Co będzie potem, zobaczymy. Problem polega na tym, że z duńskich filmowców w Hollywood udało się póki co tylko Nicholasowi Windingowi Refnowi. Rozmowa miała miejsce w czasie wrocławskiej edycji festiwalu Planete Plus Doc, gdzie zespół Efterklang dał koncert przy klubie festiwalowym Niskie Łąki.
Tekst: Michał Hernes