Chatka na kurzej nóżce gdzieś na końcu świata, wielki, czarny kot, starsza kobieta w chuście, o ostrych rysach, przerażającej twarzy z długim nosem i złowrogim spojrzeniu, usadowiona za szklaną kulą. Dodatkowo długa miotła, oparta w kącie przy wejściu. Do latania rzecz jasna! Tak to właśnie wyglądało.
Faktycznie tak to wyglądało, ale w moich i pewnie Waszych wyobrażeniach na hasło wiedźma. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Kobieta, do której trafiłem, nie wiedzieć czemu zwana Wiedźmą z Torunia, ma sławę, która ją wyprzedza. Choć próżno szukać jej w internecie. Jeśli o niej nie słyszeliście, tym lepiej dla Was, bo znaczy, że nie zmagacie się z chorobą, na którą za wszelką cenę szukacie lekarstwa.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Wierzcie lub nie, ale w kręgach zainteresowanych osób, kobieta ta jest popularna, jak Mamed Chalidow w polskim MMA, czy siostry Godlewskie w przedświątecznych internetach.
Pomogła wielu moim znajomym w poważnych schorzeniach
Trafiłem tam wiedziony czystą ciekawością, bo wspomniana wiedźma pomogła wielu moim bliskim znajomym. Pomogła nie tylko w jakichś lekkich przypadłościach, ale i bardzo poważnych schorzeniach, o których niekiedy nawet nie mieli pojęcia. Dzięki kilkunastominutowej wizycie w cenie zestawu sushi, dostali nieocenione wskazówki dotyczące swojego zdrowia, które ku zaskoczeniu lekarzy, okazywały się właściwe. Taka szybka diagnoza, jeszcze przed pojawieniem się poważnych symptomów może często ratować zdrowie czy nawet życie. Krótko mówiąc, temat jak znalazł dla mnie, przecież na pewno coś tu śmierdzi!
Niesamowity zapach ziół
Pani Wiedźma, tak ją umownie nazywajmy, ma swoją chatkę na jednym z toruńskich osiedli. Chatka jak każda inna tyle, że skrzętnie ukryta w podwórku innego domostwa. Kurzej nóżki brak. Tabliczki też. Nawet żaden kot się nie kręci. Zawiedzeni?. Zaraz po wejściu do środka, odczuwa się niesamowity wręcz zapach ziół. Dziwne to o tyle, że pośrodku nie widać paleniska i nie wrze żaden kocioł z bulgoczącą substancją.
Nic to, czekam dalej na rozwój wydarzeń. Oho! Głos naszej bohaterki słychać już zza dwóch ścian. Po kilkunastu minutach wchodzę do gabinetu. Rozejrzawszy się uprzednio wnikliwie, żadnej miotły w kącie nie odnotowałem. Przywitała się za to ze mną sympatyczna, uśmiechnięta, na oko pięćdziesięciokilkuletnia i bardzo rozgadana kobieta. Nie sposób też nie zauważyć na całej ścianie pomieszczenia, setek różnych mieszanek ziół z całego świata.
Jak wygląda badanie?
Żadnych wstępnych ceregieli, zabieramy się do wróż… tfu.. do badania. Patyczek w rączkę, nóżka tu do mnie, potem zmiana kończyn i ta sama akcja. Parę razy słychać pik-pik, nasza czarownica dotyka tu i tam na stopach i dłoniach i mamy po temacie. Żadnego wywiadu wcześniej, żadnego wypytywania.
Teraz żarty na bok, bo tu zaczyna się prawdziwa magia, po którą przyjeżdżają ludzie z całego kraju. Okazuje się, że nasza brzydko nazwana wiedźmą terapeutka, jest dyplomowaną zielarką i praktykiem medycyny naturalnej, a to pik-pik, które właśnie na Tobie przeprowadziła, to badanie o skuteczności diagnostycznej dochodzącej do 98%! (skrzętnie wyczytane w internetach). Ogromne doświadczenie z zakresu ziołolecznictwa i medycyny naturalnej zdobyte przez wiele lat w Tybecie w połączeniu z precyzyjną diagnostyką, dają niesamowite wręcz rezultaty.
Diagnoza bez prześwietleń
Jak wynika z relacji znajomych, szerokie otwarcie oczu i otworów gębowych, następuje tutaj kilkukrotnie. Pierwszy raz, kiedy otrzymujesz dokładne informacje, co dzieje się w Twoim organizmie (przypominam, bez żadnego wywiadu) i potwierdzają się rzeczy, które od jakiegoś czasu Cię trapią. Drugi szok następuje wtedy, gdy dowiadujesz się o czymś, co może Ci zagrażać, a nie miałeś o tym pojęcia. Następnie szczęka opada jeszcze niżej, gdy pożal się boże lekarze, potwierdzają ten stan rzeczy. Finalnym szokiem jest etap, kiedy po kilku miesiącach okazuje się, że odpowiednim zestawem ziół i naturalnych specyfików, pani czarownica wypędziła z ciała delikwenta choróbsko, z którym zmagał się nierzadko latami, pochłaniając wiadra różnorodnych medykamentów.
Tak wyglądają współczesne czary. Wierzyć w nie, czy też nie, to już przyjdzie rozstrzygnąć każdemu z Was, choć ja bym wiary zupełnie w to nie mieszał. Jeśli ktoś działa i realnie pomaga tak wielu ludziom, dając nadzieję i równocześnie nie szkodząc na innym polu, to życzmy sobie więcej takich prawdziwych, współczesnych czarownic.
Tekst: Paweł Niedzielski