Przerwa od alkoholu, seksu, a nawet Internetu? To nowa moda zachodniego świata. Po znalezieniu balansu w skandynawskiej idei Lagom, radości w minimalizmie, dostajemy nową receptę na życie w hiperstymulującym świecie. Jest nią post dopaminowy. Ma być drogą do wewnętrznego wyciszenia, poprawy koncentracji, a co najważniejsze czerpania radości z małych rzeczy.
O co chodzi z dopaminą?
Dopamina wytwarza się w momencie potencjalnej nagrody na horyzoncie i jest motywatorem, żeby po nią sięgnąć. Najłatwiej wyobrazić sobie sportowca, który podejmuje trud zdobycia pierwszej nagrody lub studenta medycyny, który utkwiony w stosie książek, wyobraża sobie swoją przyszłą karierę lekarską. Krótko mówiąc, dopamina pomaga nam osiągać zamierzone cele, w których widzimy przyszłą przyjemność.
Ma również kluczową rolę w procesie zakochiwania i zdobywania partnera. Wszystkie nasze działania i myśli, bywa że nieco obsesyjnie, koncentrują się na obiekcie westchnień. Wyobrażamy sobie wspólną przyszłość, a my sami dostajemy przypływu energii i chęci do działania. Z czasem jednak poziom tego neuroprzekaźnika spada. Bywa wtedy, że tracimy zainteresowanie sobą nawzajem, a stan uniesienia idzie w niepamięć. Jest to moment, kiedy przychodzi czas na miłość, choć paradoksalnie wiele związków właśnie wtedy się rozpada. Partnerów zaczyna ciągnąć do czegoś nowego, nie czują już tej samej ekscytacji co na początku. Jednak ci którzy przetrwają ten dopaminowy spadek, dostaną coś w zamian – oksytocynę.
Post dopaminowy, czyli nauka samodyscypliny
Więc na czym miałby polegać post dopaminowy? W pewnym sensie na ograniczeniu nagród z własnej chęci. Bądź co bądź żyjemy w świecie, w którym czekają one na nas na każdym kroku. W witrynie cukierni, barze za rogiem, czy w dźwięku powiadomienia telefonu. Chwytając w rozpędzeniu każdą z nich, nieustannie dostarczamy do mózgu mikrozastrzyki dopaminy.
W naszym układzie nagrody możemy wyróżnić dwie fazy, które związane są z wydzielaniem dopaminy – fazę przygotowawczą i konsumpcyjną. Kiedy powtarzamy jakąś czynność wielokrotnie, poziom dopaminy podczas konsumpcji zdecydowanie spada. Dlatego możemy nie odczuwać już takiej samej satysfakcji jak na początku, mimo że nasze pragnienie jest tak samo silne.
James Sinka, jeden z twórców SleepWell, uważa, że jesteśmy uzależnieni od dopaminy. W swojej postnej praktyce postanowił unikać nawet kontaktu wzrokowego, bo jak sam przyznaje, jest to dla niego czynność ekscytująca. W tak skrajnej wersji detoksu, powinniśmy wyrzec się słuchania muzyki, korzystania ze sprzętu elektronicznego, przyjmowania używek (tak, kawa to też używka), cukru, a nawet jedzenia w ogóle. No i żadnego Facebooka, Instagrama i oglądania Youtube`a przed snem. W zamian możemy wypełnić nasz czas medytacją, drzemkami, czy przerysowywaniem wzorów chemicznych na kartkę.
Dr Cameron Sepah, psycholog który przyczynił się do promowania idei detoksu, nie upatruje w nim „resetu” mózgu, a raczej naukę kontrolowania otaczających nas bodźców. Pomyślmy chociażby o sytuacji kiedy jemy posiłek w restauracji, do tego pijemy alkohol, a co więcej zerkamy w telefon. Szczególnie w tak stymulującym świecie potrzebujemy stawiania granic samym sobie. Jego zdaniem, wprowadzony post powinien być jak najmniej burzący dla naszej codzienności, dlatego „wyłączając się” nawet na godzinę dziennie lub w wolny weekend możemy być z siebie dumni.
Dopaminowe zagrożenie
Jednym z dopaminowych zagrożeń jest nieświadoma próba zniwelowania stresu za pomocą nagrody. Działamy impulsywnie, pędząc po rzeczy, które nasz mózg łączy bezpośrednio z przyjemnością. To te momenty, kiedy z niejakim wstydem, kupujemy piątą bluzkę w miesiącu, żeby zaraz po wyjściu ze sklepu stracić nią zainteresowanie. Albo walczymy cukrem ze smutkiem i odczuwamy rozczarowanie, kiedy właśnie kupione przez nas ciasto, nie przynosi oczekiwanego efektu. A nawet nie smakuje tak dobrze, co uświadamiamy sobie już przy drugim gryzie.
Pomyślmy też o sytuacji, kiedy słyszymy wyczekiwany dźwięk powiadomienia w telefonie – potencjalnie zwiastującego nowego lajka, czy zaproszenie na event. Sprawdzamy je wręcz automatycznie, a przyjemność trwa jedynie kilka sekund. Wpadając w ten dopaminowy wir, w którym próbujemy doświadczyć przyjemności, a zamiast tego pochłania nas brak satysfakcji, nie trudno o poczucie pustki i braku sensu, prawda? Jednak im więcej i szybciej dostajemy, tym więcej chcemy.
Post dopaminowy brzmi bardziej enigmatycznie, niż „rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady”, zdaje się jednak, że może kryć się za tym ta sama idea – odpoczynek. W gruncie rzeczy musimy przeprowadzić rachunek sumienia i wybrać te rzeczy, które uważamy za najbardziej stymulujące w naszym codziennym życiu. Może więc warto zacząć od jednego dnia bez telefonu?
Tekst: Marta Pełszyk