Dwa ważne słowa, czyli Great September. Dla jednych to znakomite zakończenie sezonu festiwalowego, dla innych moment, by pokazać swoją muzykę i złapać dobre kontakty w branży. Great September to przyszłość, która dzieje się na naszych oczach i warto być jej częścią.
Jak zwykle, te wyjątkowe trzy dni w towarzystwie największych gwiazd i najciekawszych nowych artystów minęły zbyt szybko.
W line-upie zapewne ponad setka zespołów, do tego konferencje, wystawy i specjalne spotkania. Wszystko w centrum industrialnej Łodzi, która świetnie współgra z tym wydarzeniem (przez niektórych nazywana wręcz, doskonałą scenografią dla nowej, rodzącej się muzyki).
Tylko co konkretnie zostało w głowie i zagości na jesiennych playlistach po Great?

Nie ma co ukrywać faktu, że jazz podczas tej edycji wybrzmiał szczególnie.
Po raz kolejny otrzymaliśmy dowód na to, że ten gatunek pięknie się rozwija, eksperymentuje, a jednocześnie oddaje szacunek i wraca do korzeni.
Zresztą, sale podczas jazzowych projektów na Great były wypełnione po brzegi.
Chociaż na scenach rozbrzmiewało wiele gatunków, to właśnie zespoły jazzowe podbiły moje serce najmocniej. W szczególności projekty eksperymentalne, nowe, pokazały, że w tym gatunku wciąż jest wiele do powiedzenia.
Takie połączenia wciąż zachwycają, człowiek zastanawia się: co jeszcze się wydarzy i co zaskoczy? Od tego są wartościowe festiwale. Mają zadziwiać, być niekonwencjonalne, a muzyka ma łączyć!
Polski jazz ma się świetnie
Wróćmy zatem do tego jazzu, który na Great wybrzmiewał najpełniej.
Marcel Baliński pokazał, że improwizacja może być opowieścią o chaosie, który nagle układa się w harmonię. Zwłaszcza w połączeniu z Jassmine Orchestra (i w rewelacyjnej przestrzeni Grand Hotelu).
Zuzanna Całka z kolei, w całym tym całym festiwalowym pędzie, potrafi jak nikt inny zatrzymać człowieka. Jednocześnie zabierając go do własnej przestrzeni. Miejsca, gdzie dźwięki koją zmysły. Zuza na scenie wytwarza jakąś absolutnie niesamowitą magię. Nie można od niej oderwać wzroku. Publiczność stała jak zaklęta i widać, że bardzo chciała zatrzymać tę chwilę (jestem zresztą tego przykładem).
Z kolei Ptaki Polski z Filipem Kasiorem, ostatniego dnia, to opowieść o naturze i o tym, co nas otacza, a czego często nie zauważamy lub o czym zapominamy.
To historia o wybranych gatunkach ptaków żyjących w Polsce – o ich zwyczajach, zachowaniach, ale przede wszystkim o dźwiękach, którymi się komunikują. Ktoś pomyślał, że tam gdzie spotyka się natura i muzyka, musi być świetnie. Nie mylił się. Polski jazz ma się świetnie.




PUNK’S NOT DEAD
Trzeba przyznać, że w dziwnych i niepewnych czasach wszyscy mają mniejszą lub większą potrzebę, by wyrazić swoją złość.
Przecież każdy ma się przeciw czemu buntować. Zwłaszcza w ostatnich latach.
Szkoda, że niektórzy jeszcze nie wiedzą, jak bardzo w swoim życiu potrzebują dać upóst swoim emocją i pójść na koncert zespołów takich jak Węże czy Ninja Episkopat. Oba składy doskonale wiedzą, że – cytując – nie ma co się hamować, warto uwolnić ekspresję – (tak określają się muzycy składu Węże, których występu nigdy się nie zapomni).
Ninja Episkopat natomiast określani są czule jako Slipknot polskiego jazzu.
Jest tu bunt, jest szaleństwo. Doskonale wiedzą, jak wykrystalizować wyjątkową stylistykę, w której subtelność i prymitywizm koegzystują.
W tej pozornej sprzeczności dopatrują się pierwotnych wartości muzyki jazzowej, na których ten gatunek został zbudowany. Co to dobra przestrzeń, by wpleść dość osobiste marzenie? Wężę i Ninja Episkopat razem w trasie. To mogłaby być najbardziej żywa i oczyszczająca zmysły trasa 2026 roku.
Spotkania, wystawy i rozmowy
Great September nie ogranicza się do koncertów, o tym dobrze wiedzą ci, którzy po raz kolejny spędzają jesień w Łodzi. Może są tu nawet już po raz czwarty, bo właśnie tyle lat liczy sobie to wydarzenie.
Great to wystawy i dyskusje. Znana i oblegana część konferencyjna, indywidualne wystąpienia czy warsztaty. No i oczywiście sztuka! W tym roku można było zobaczyć wystawę „Baczność, wysokie napięcie!” przygotowana w Galerii ASP.
Kurator Krzysztof Ostrowski zebrał twórców działających w różnych mediach. Od malarstwa i grafiki, przez instalacje i tatuaż, po wideoklipy. Wszystko to spinał wspólny mianownik: napięcie, energia i gotowość do działania.
Zresztą, nie od dziś wiadomo, że obraz i sztuka wizualna idealnie komponują się z dźwiękiem. Wystawa spotkała się z elektryzującym brzmieniem Grzegorza Fajngolda, legendy łódzkiego electro punka.
Showcase, czyli po co to wszystko?
Najlepsze w showcase’ach jest to, że dla młodych artystów stanowią one swoistą trampolinę. Nie dają od razu kariery, ale otwierają drzwi.
To właśnie tutaj ktoś z branży może usłyszeć twoją muzykę, zaproponować trasę koncertową albo kontakt do wytwórni. To tutaj rodzą się współprace i przyjaźnie, które później rezonują przez lata. Dla publiczności showcase to szansa, by zobaczyć artystów tuż przed tym, kiedy staną się wielcy i często mniej dostępni.


Bliskość i autentyczność
W showcase’owych festiwalach najbardziej ujmuje ten wyraźny brak barier.
Za to najbardziej kocha się ten rodzaj wydarzenia.
Tutaj artyści, którzy mają już swoją określoną ścieżkę kariery, spotykają się z tymi, którzy dopiero jej poszukują. W tym wszystkim, pośród dziesiątek scen jest jeszcze publiczność: w klubach, na korytarzach, w barach. Bez barierek, bez ograniczeń. Można tutaj porozmawiać z muzykiem, zapytać o inspiracje.
W jednej chwili zejść ze sceny i pogadać z kimś z wytwórni fonograficznej albo z kimś, kto chce rozpocząć z tobą współpracę. Ludzie funkcjonują w swojej społeczności i czują się z dobrze. Zwykle zrozumiani, jak wśród swoich, w grupie, która ma podobne przemyślenia, problemy, emocje. Tyle samo chcą wynieść z branży, co jej oddać i ją tworzyć.
Ta bliskość i autentyczność to zawsze dodatkowy czynnik, dla którego ludzie wracają na showcase’y.
Tutaj tworzy się nowa muzyka
Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że Great September w Łodzi to wydarzenie, które nie kończy się wraz z ostatnim koncertem, posprzątanym backstage’em czy wieczornym spotkaniem po koncertach. Ono zostaje w głowie.
Dodaje świeżości ludziom, którzy tworzą muzykę , albo po prostu są z nią w jakiś sposób związani. Inspiruję do kolejnych kroków. Potrafi dać serio, konkretne odpowiedzi.


Festiwal showcase’owy w Łodzi przypomina, że muzyka to nie tylko dźwięk, ale także kontekst, miejsce i spotkanie. Great September to przyszłość, która dzieje się na naszych oczach i warto być jej częścią. No i ma swoją bohaterkę – Łódź. Tu muzyka i przestrzeń łączą się w jedno, wspólne doświadczenie. Choć miasto wzbudza różne opinie, wszystko tutaj jakoś wyjątkowo tutaj pasuje. A Great idealnie zamyka sezon i żegna się z odchodzącym latem, żeby po raz kolejny pozostawić w głowie jedno uczucie: czekam na wrzesień, będę za wami tęsknić. Wrócę!
A na koniec warto jeszcze raz powtórzyć: POLSKI JAZZ MA SIĘ ŚWIETNIE!
Tymczasem, jesienne playlisty niech pozostaną wypełnione nową, odświeżającą polską muzyką.
To pozostanie najlepsze podsumowaniem tego, jakie wrażenia można przywieźć z festiwalu. Jeżeli nie macie jeszcze takiej, możecie skorzystać z linku poniżej 🙂
Za świetne zdjęcia dziękuję Mikołajowi Kanikowi – obserwujcie tego zdolnego fotografa!
Tekst: Marta Duszyńska







