Bez znaczenia jest, gdzie w tym roku polecisz na wakacje. Twoje zadowolenie z podróży i tak opierać się będzie na większym lub mniejszym zainteresowaniu znajomych i liczbą lajków pod nowym zdjęciem na Facebooku. Nawet na drugim końcu świata pochłonięci jesteśmy przecież kreowaniem swojego wizerunku.
Przewijasz walla i nie wierzysz. Kaśka poleciała do Afryki! Co prawda Kenia, bo gdzie indziej strach postawić nogę, a przynajmniej tak nam mówią o Czarnym Lądzie w codziennych wiadomościach. Klikasz na pierwsze zdjęcie, później kolejne i jeszcze następne, myślami uciekasz na gorącą plażę i po chwili leżysz tuż obok Kasi. Ze smutku zgrzytasz zębami i zazdrościsz, ściska cię w żołądku, w końcu tobie też przydałby się podobny urlop. Tymczasem Katarzyna osłania się przed słońcem i szuka cienia, w którym lepiej będzie widać jej wyświetlacz na iPhonie. Z zadowoleniem przygląda się liczbie polubień pod nową galerią, ignorując jednocześnie piękny zachód słońca, który na sawannie nie ma sobie równych. Za dwa tygodnie wróci do Warszawy i opowie wszystkim o swoich podbojach na safari, z których nie pamięta zbyt wiele, ale za to ma tysiąc dwieście zdjęć. Czy naprawdę zazdrościsz takiej podróży?
Coraz częściej wybieramy dalekie, egzotyczne destynacje, udając się na wczasy. Nic w tym dziwnego, skoro w końcu nas na to stać. Pierwszy lepszy turysta w sandałach, bez problemu poleci do Tajlandii, a swoje dzieci wyśle na obóz do Maroko. Bałtyckie morze odeszło do lamusa (z wyjątkiem obecnego sezonu, w którym ze względu na arabskie nastroje, częściej wybieramy polskie plaże), korzystamy ze świata, który stoi przed nami otworem. W rzeczywistości jednak w zatrważającym tempie zamieniamy się w kiepskich reporterów, którzy nigdy nie wypuszczają z rąk swojego aparatu. Świat obserwujemy przez obiektyw, nawet koncerty wolimy filmować, zamiast korzystać z opcji „live”. Tendencja do nadmiernej cyfryzacji rzeczywistości dotknęła także środowisko podróżnicze. Współczesny turysta zje wszystko, co mu się podstawi pod nos i nawet nie powącha. Kupimy każdą chałę, w tym wycieczki oferowane przez liczne biura podróży. Nieważne jest, czy mamy pojęcie o kraju, do którego się wybieramy. Ważne, że w ogóle lecimy. A kiedy jesteśmy już na miejscu i zdążymy zanurzyć stopy w gorącym piasku na niebiańskiej plaży, czas na selfie. Tylko uwaga, żeby w kadr nie wszedł inny selfie stick, a takich dookoła pełno. Przeglądając później setki zdjęć, nie możemy uwierzyć we własne szczęście. Jednak to nie my mamy wierzyć, a znajomi. Podróże owszem, kształcą, ale tylko ludzi wykształconych.
HIRO Technologia. Porównanie Sonos ACE i AirPods Max.
Nie ma nic złego w spontanicznym wyjeździe, o ile w ogóle pamiętamy, dokąd lecimy. Najczęściej jednak, wybór kierunku kolejnej podróży uzależniony jest od tego, co modne i na czasie. Pojawia się więc pytanie, ile z danego wyjazdu pozostaje dla nas, a ile oddajemy na rzecz lansu i gry pozorów. Chęć zaimponowania znajomym przysłania nam pierwotne cele, jakie dawni odkrywcy stawiali sobie wyruszając w nieznany świat – poznanie, doświadczenie i emocje. A skoro już o robieniu wrażenia mowa, to i o to coraz trudniej. Mało kogo zainteresuje twoja relacja z Orientu, skoro na podobne eskapady może sobie pozwolić każdy. W odpowiedzi na nasze przechwałki usłyszymy jedynie: „E tam, ja ostatnio byłem w Peru. Za miesiąc lecimy z żoną do Nepalu, a ja dalej nie kupiłem nowej kamery, poprzednią zgubiliśmy na wakacjach w Ankarze. Polecisz mi jakiś dobry sklep internetowy?”. Wracamy zatem do naszego mieszkania przepełnionego gadżetami zakupionymi w Azji i zachodzimy w głowę, co poszło nie tak.
Nie musisz być Robinsonem Crusoe, żeby ze swoich wojaży wynieść więcej niż walizkę ciężką od zakupów i profil pełen egzotycznych zdjęć przepuszczonych przez odpowiedni filtr. Wystarczy, że podniesiesz głowę i wyjrzysz poza ekran swojego tabletu. Niby tak niewiele, a głowa ciąży i wciąż opada, zapuszczając nos w morze głupot, którymi nieustannie mącimy własny spokój. Facebook zaczeka, poczta zaczeka, dziennik codzienny też nie ucieknie, a do roboty możesz wrócić dopiero za tydzień, w końcu jesteś na urlopie. Jedyne co Ci może uciec to okazja do relaksu i przeżycia czegoś niecodziennego. Udajesz się w podróż dla siebie, czy po to, aby twoi znajomi mieli co przeglądać na fejsie podczas nudnego dnia w pracy?
Tekst: Emilia Pluskota