Czy produkowanie ubrań może łączyć się ze sztuką zaangażowaną? O dresiarskiej awangardzie, rozdzierająco sentymentalnych latach 90., życiu „post-Britney Spears”, Warszawie bloku wschodniego, robieniu mody i żartów, a także o nowym projekcie fotograficznym. Oto analogowa opowieść o stolicy, dla której czas się zatrzymał.
Czy Dramat lubi urządzać miejski performance? Czujecie się trochę polskim Pussy Riot?
Nawet jeśli, to bardzo skromnym. Wydaje nam się, że prowadzimy naprawdę spokojne życie. Poza szyciem w piątkowe wieczory, siedzimy w internecie, malujemy, uprawiamy ogródek, robimy grafiki, śpiewamy, tańczymy, gotujemy i czasem umawiamy się na spontaniczne, być może kontrowersyjne, sesje zdjęciowe na mieście. Wynikają one z potrzeby serca, z naszych wizji, są odzwierciedleniem naszego postrzegania rzeczywistości.
Jak wyglądał początek wspólnego szycia i spontanicznych sesji?
Poznałyśmy się w pewnej warszawskiej szkole artystycznej. Połączyło nas dramatyczne patrzenie na świat oraz zły gust.
HIRO Technologia. Porównanie Sonos ACE i AirPods Max.
Na jakim etapie jesteście teraz?
Jesteśmy na etapie ciągłego rozwoju. Właśnie skończyłyśmy genderową sesję z tobą, wspólnymi siłami nakręciliśmy nasz pierwszy horror klasy G (który, mamy nadzieję, ukaże się już niedługo), poza tym tworzymy nową kolekcję i pracujemy nad kolejnymi projektami artystycznymi z innymi twórcami. Interesujemy się głównie internetem, jesteśmy ciągle online. Zainteresowań nie ograniczamy jedynie do muzyki popularnej naszej młodości. W tym momencie bardziej skupiamy się na ludziach nas otaczających. Niemalże codziennie na swojej drodze spotykamy kogoś ciekawego; kogoś, kto inspiruje nas swoim wyglądem lub zachowaniem.
Lubicie się śmiać z offu, jednocześnie tworzycie własny, wyrastający z tego, co jeszcze niedawno było mainstreamem. Czy bycie wiernym wykreowanej przez siebie awangardzie jest łatwe? Miewacie momenty zwątpienia?
Momenty zwątpienia nigdy nas nie opuszczają. Wpływa na to między innymi polska moda. Przerażające ilości szarej dzianiny, T-shirtów z nieciekawymi nadrukami, legginsów w tandetne printy, czarnych, pociętych „awangardowych” szmat, które cieszą się ogromną popularnością, a nas przyprawiają o ból dupy. W tym momencie są to dla nas wyżyny złego gustu, ale pewnie za 10 lat będziemy to wszystko wykorzystywać.
Czy można nazwać Dramat wschodnią transpozycją nostalgii za latami 90.? A może poza rzeczoną nostalgią coś jeszcze ma wpływ na wasze zrywy artystyczne?
Oczywiście, możemy uznać Dramat za wschodnią transpozycję nostalgii za latami 90. oraz początkiem lat 2000. Na pewno w nas to tkwi, ale nie wiemy, w co może się przerodzić. Dotychczasowe efekty można zobaczyć na naszej stronie. W jakiś sposób próbujemy wskrzesić ducha dawnych lat. W zanadrzu mamy jeszcze kilka nowych pomysłów, na – jak to określasz – zrywy artystyczne. To, co wielu ludziom wydaje się dziwne, brzydkie i trudne do zaakceptowania, dla nas jest piękne i naturalne. Z kolei nasz wspólny projekt zrodził się z pomysłu, żeby zrobić coś w stylu pocztówek z Warszawy. Na kartce, oprócz znanego w Warszawie miejsca, znajdujesz się ty w kojarzonej przez ludzi z mediów społecznościowych pozie (słowiański przykuc, buziaczek, diva). Można, a nawet należy, traktować to z przymrożeniem oka, my same nabijamy się z własnych inspiracji, a co za tym idzie – w pewnym stopniu z siebie. Mamy nadzieję, że ludzie mają jeszcze trochę dystansu.
Są miejsca w Warszawie, gdzie widać wyraźny progres estetyczny, ale nawet w ścisłym centrum nietrudno o miejsca, w których echa socrealizmu szaleją w najlepsze, a świat wygląda tak samo jak wtedy, kiedy chodziło się po nim w drewniakach. Mam wrażenie, że gdzieniegdzie króluje wciąż estetyczny i umysłowy Stadion Dziesięciolecia. Wystarczy sfotografować tę przestrzeń analogowym aparatem, by okazało się, że wygląda jak na zdjęciach z lat 90. Czy nie jest przypadkiem tak, że Dramat stara się być kubłem zimnej wody dla tych, którzy myślą, że dzisiejsza Warszawa jest miastem nowoczesnym i europejskim, nieprzypominającym siebie sprzed dwudziestu lat?
W tym projekcie zdecydowanie chciałyśmy pokazać warszawską dumę: linię metra, Zamek Królewski, Plac Zbawiciela jako symbol Gender-Eboli, PKiN jako punkt orientacyjny i wspaniały architektoniczny podarunek od naszych wschodnich przyjaciół, oraz świętej pamięci już Sezam. Naszym zdaniem Warszawa niewiele zmieniła się od czasów naszego dzieciństwa. Wszystko to starałyśmy się uchwycić na fotografiach. Nie brakuje tu oczywiście nowości, takich jak Złote Tarasy, zamknięta wówczas druga linia metra czy Tęcza na Placu Zbawiciela. Zmiany są, ale malutkie, więc być może jesteśmy kubełkiem letniej wody.
Poprzez Pocztówki wchodzicie w retorykę, której najbliższym odniesieniem wydaje się być miks Czasu Cyganów Kusturicy i rosyjskiej współczesnej młodej sztuki zaangażowanej. Czy Dramat chce się jawnie i świadomie angażować? Czy to początek wielkiej sztuki?
W pewien sposób już jesteśmy zaangażowane, zapewne będziemy brnąć w to dalej. Wyjątkowo nas to interesuje i nie pozostajemy obojętne na aktualne sprawy społeczno-kulturalne, które potrafią nas zainspirować. Nie wiemy tylko z jakim skutkiem. Wierzymy, że tylko sztuka cię nie oszuka.
W czasie prac nad Pocztówkami w okolicach Łazienek (w których chcieliśmy zrobić zdjęcia z Chopinem) mijaliśmy strajk (jak się później okazało – rolników). To, co najmocniej nas wtedy rozśmieszyło, zdziwiło i zaniepokoiło jednocześnie, to fakt, że wśród haseł na transparentach strajkujących znalazły się takie jak GENDER EBOLA, pisane niemal ciągiem. Nie kusi was zajęcie się absurdalnym dokumentalizmem, który społeczeństwo podaje na tacy? Czym jest umieszczenie nieokreślonego płciowo człowieka przed zgrają protestujących, którzy pośrednio występują także przeciwko niemu?
Pokusa jest ogromna, ale są też konsekwencje. Na pewno idziemy trochę pod prąd i chcemy manifestować swoje zdanie. Naszym celem nie jest jednak wzbudzanie sensacji, po której możemy oberwać po ryju. Staramy się zachować umiar i robić to na swój sposób.
Z kim z polskiego podwórka chciałybyście nawiązać współpracę, jest ktoś taki?
Jesteśmy otwarte na propozycje, nie ograniczamy się do konkretnych nazwisk, nie chcemy tu też nikogo reklamować (śmiech). Marzy nam się sesja w podmiejskim studiu foto, które zajmuje się sesjami okolicznościowymi, oraz długometrażowy film, sztuka teatralna.
Czy nowa kolekcja, którą szykujecie, czymś nas zaskoczy? A może potwierdzi to, na co jednak w duchu liczymy, tj., że Dramat poświęci swoją energię artystyczną blokom z wielkiej płyty, syrenkom i Czarodziejkom z Księżyca?
Nowa kolekcja zaskoczyć może względnym spokojem. Niezmiennie w sercu mamy bloki! Niczego więcej nie zdradzimy.
Ostatnie instalacje dla RWA Guilty Pleasure podczas wystawy w Turbo Galerii sugerują, że celujecie coraz mocniej w przestrzenie artystyczne. Czujecie, że jesteście bliżej Goshy Rubchinsky’ego i jego wschodnich fetyszy na catwalku, czy też sztuki obiektowej, ewentualnie podobnej do Mister D.?
Dramat się nie ogranicza. Staramy się wszystko jakoś łączyć. Nie mówimy nie komercyjnym przedsięwzięciom.
Za pięć lat nadal będziecie biegać po mieście z dziwnie ubranymi ludźmi, czy szykujecie się już do siedzenia w ciepłych kapciach?
Jak zdrowie pozwoli, będziemy niezmiennie biegać po mieście. Jak nie będzie zdrowia, to nie będzie na kapcie i ciepełko.
Na koniec poproszę o narodowy akcent, najlepiej polskie przysłowie lub sentencję.
Apostoł ludzkości rzadko pości.
Darii Juel i Marlenie Vader, znanym na mieście i w cyberprzestrzeni jako Dramat, nie brak kreatywności. Są kostiumografkami, projektują, fotografują, stylizują, zajmują się scenografią i ręcznym wyrabianiem rekwizytów. Ich two-woman-show osadzony jest w tęsknocie za Czarodziejkami z Księżyca, Britney Spears i wszystkim, co kojarzy się latami dziewięćdziesiątymi. Nie chodzi jednak tylko o estetyzację dziecięcych wspomnień. Dziewczyny lubią czasem ruszyć w miasto z modelem, analogową małpką i zostawić swój własny zaangażowany społecznie komentarz. W Pocztówkach z Warszawy śmiejemy się wspólnie z socrealizmu, martyrologicznego patosu i wschodniego ducha stolicy.
Tekst | Pat Dudek
Zdjęcia | Dramat