Poczet pisarzy różnych: W.G. Sebald

W.G. Sebald

Lektura skromnej bibliografii W. G. Sebalda odmienia spojrzenie na literaturę. Nie ma jednak mowy o kolejnej szumnej rewolucji. Ta proza nie tyle uderza czytelnika, co raczej wsącza się w jego pamięć i wciąga w melancholijną nastrojowość architektury, pejzaży i ludzi, spotykających się tu i ówdzie, zupełnym, kompletnym przypadkiem…

Prezentujemy teksty wydrukowane lata temu, ale zaskakująco świeże.

W.G. Sebald – w świetle krytyki

„Jeśli autor sprawia czytelnikowi problem, to znaczy, że coś może się pomiędzy nimi wydarzyć” – pięknie, ale, aby podtrzymać bezkrytyczną wiarę w to porzekadło, musielibyśmy wymazać z pamięci pokaźne grono pisarzy, którzy próbowali podziałać na naszą ambicję książkami skomplikowanymi formalnie, lecz beztreściowymi. Wielu przypomni sobie teraz o Joysie, ja wspomnę „Terra Nostrę” Fuentesa, tylko nieliczni wskażą Sebalda. Nie dlatego, że jego bibliografia jest – mówiąc kolokwialnie – łatwa lub przyjemna. Chodzi raczej o to, że jej eksperymentalna natura pozostaje ukryta. Na pierwszy rzut oka wypełnia te książki natłok danych geograficznych, faktów historycznych i biograficznych, do tekstu dołączono jeszcze zdjęcia i masę dat. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z literaturą po prostu nudną, a nie wymagającą.

Być może nawet mamy przed sobą książki historyczne lub filozoficzne, ale oto pierwsza wątpliwość: „książki”? Nie ma czegoś takiego, tak jak nie słuchamy „płyt” i nie oglądamy „płócien”. Zawsze słuchamy muzyki – rocka, popu, klasyki, ambientu; zawsze oglądamy malarstwo – abstrakcyjne, impresjonistyczne, realistyczne; i zawsze czytamy literaturę – prozę, poezję, dramaty, powieści przygodowe lub w listach, realistyczne i fantastyczne. W przypadku Sebalda ucieczka od ogólników jest jednak bardzo trudna. Recenzent „New York Timesa” uchyla się od etykietek i pisze o „książkach hybrydowych”, łączących w sobie tekst i obraz, estetykę trawelogu, powieści realistycznej i czystej fikcji. „Fikcji”, bo pomimo wszystkich starań Sebalda o uwiarygodnienie narracji, musimy pamiętać, że cały ten autentyzm pozostaje literaturą, prawda jest całkowicie zmyślona.

Sam autor przyznawał się do tego niejednokrotnie. W poświęconym mu numerze „Zeszytów literackich” czytamy, że zdjęcia zamieszczane obok tekstu powieści kupował za grosze w antykwariatach. Na przykład, w najważniejszej moim zdaniem powieści Sebalda – „Austerlitz” – bohater opowiada o występach scenicznych swojej matki. Umieszczone obok tego wspomnienia zdjęcie sceny, dekoracji i osób – opatrzone oczywiście datą i adresem – wydaje się pasować jak ulał, a jednak zostało nabyte na stoisku ze starymi pocztówkami. Z drugiej jednak strony, Sebald relacjonuje w „Austerlitzu” swoje spotkania z tytułowym bohaterem, zwykłe „przypadkowe” zetknięcia na dworcach i w restauracjach Europy, a kiedy został na przyjęciu zaczepiony przez samą Susan Sontag – odmówił, wymawiając się koniecznością zdążenia na pociąg lub po prostu pojawienia się na pobliskim dworcu.

W.G. Sebald – wspomnienia

Pieczołowite kamuflowanie swojej osobowości przed czytelnikiem jest oczywiście działaniem prowokującym, stąd też po śmierci Sebalda (2001; zawał serca podczas jazdy samochodem) jego studenci i czytelnicy postanowili uchylić rąbka tajemnicy. Szczególnie poważnie potraktował to zadanie Luke Williams, który udostępnił swój pamiętnik z prowadzonych przez Sebalda kursów creative writing. O tym, co ujawnił Williams, pisze obszernie Magda Heydel na łamach „Dwutygodnika” (jej artykuł „Sebald w Anglii” łatwo odszukać w sieci), ograniczę się więc tylko do przytoczenia kilku fragmentów pisarskiego credo wg Sebalda: „Kradnij, ile możesz, nikt nigdy tego nie zauważy: notuj wszelkie przydatne cytaty i urywki mowy. Dobrze jest pisać przez inny tekst jak przez folię, tak że w efekcie powstaje palimpsest. XIX-wieczny wszechwiedzący narrator to Pan Bóg; w XX wieku trzeba przyznawać się do niewiedzy, a pisząc, zawsze o niej pamiętać”. I tak dalej. Nieźle jak na pisarza realistycznego, co?

Williams odnotował również szczegół innego rodzaju: „otóż Sebald ma po zegarku na przegubach obu rąk: jeden elektroniczny, drugi analogowy, jeden tarczą w górę, drugi tarczą w dół”. Głupi detal, prawda? Ale to dzięki takim właśnie drobiazgom atmosfera się zagęszcza i powstaje literatura opierająca się zapomnieniu. Pomimo że jego pisarstwo jest na wskroś współczesne, Sebald czerpie inspirację z powieści minionych wieków, od XVII do XIX. Pisze jak duch, pozostając skrzętnie ukryty za zasłoną wielokrotnie złożonych, lecz hiperklarownych zdań. Jego upodobania pozostają utajone, jaskrawa jest jedynie wszechogarniająca melancholia, którą doskonale sportretował Grant Gee w wizualnym eseju „Patience (After Sebald)”, opartym na „Pierścieniach Saturna”, najpopularniejszej powieści pisarza.

Sięgnij też po… J. S. Foer „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” lub Cz. Miłosz  „Ziemia Ulro”

tekst | Filip Szasałek

 

Zobacz też: Poczet pisarzy różnych: Margaret Atwood

Poczet pisarzy różnych: Margaret Atwood

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News