Poczet pisarzy różnych: Andrzej Stasiuk

Andrzej Stasiuk

Zbiór  „Grochów”, wydany ostatnio przez Czarne, to dobra okazja, aby przypomnieć sobie wczesne książki Andrzeja Stasiuka, a szczególni najciekawszy ich wątek  – widmowość.

Prezentujemy teksty wydrukowane lata temu, ale zaskakująco świeże.

Andrzej Stasiuk – historia

Zacznę od cytatu, który zręcznie wprowadzi w najbardziej intrygujący mnie wątek Stasiukowej prozy. Na stronie 44. opowiadania „Lewandowski” pomieszczonego w „Opowieściach galicyjskich” czytamy: „Zapalił światło, ale nie przestąpił progu. Ten zapach. Tak pachną wszystkie pokoje, do których nikt nie zagląda. Czas w nich wygasa, erozja minut i lat ma smak wilgoci i butwienia – rzeczy podstawowych, smak końca i początku. To było jak scena w półmroku zanim zacznie się spektakl”. Z miejsca nasuwa się skojarzenie z „Dokończeniem Traktatu o Manekinach” Brunona Schulza, gdzie również występuje pokój nie-odwiedzany od tak dawna, że drzwi do niego niemalże wtopiły się w ścianę. U Stasiuka takie pokoje rosną do gabarytów budowli, a nawet lokacji geograficznych, idealnie zestrajając się z ideą fantomu, która z uporem nawiedzała wyobraźnię późnego XX wieku i robi to nadal.

Andrzej Stasiuk – ,,Biały kruk”

W „Białym kruku” „fantomowość” przestrzeni rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Tytułowy ptak, objawiając się niekiedy bohaterom, którzy błądzą po rubieżach polskich gór, jest dostatecznie mocną przesłanką, aby zwątpić w realność wydarzeń. „Biały kruk”, mimo że jest określeniem na bardzo rzadkie zjawisko, pozostaje jednak frazeologizmem, tak więc całość wydarzeń – na poły kryminalnych – postawiona zostaje pod znakiem kliszy, w obu znaczeniach: zarówno „zużycia” języka, jak i ulotności fotograficznego filmu. Wycieńczeni wędrówką bohaterowie przypominają zjawy. Ich percepcja jest zniekształcona wyczerpaniem i notorycznymi retrospekcjami – kolejnym sygnałem fantomowości. Tok lektury wybiega nie tylko w przeszłość (na tym poziomie „Biały kruk” jawi się jako „Weiser Dawidek” dla do-rosłych), ale rozwidla się „w bok”: ku rzeczywistościom na poły alternatywnym, przypominającym równoległe światy z opowiadań Borgesa. Zabawie w duchy światów dodaje pikanterii fakt, że macierzą są tereny popegeerowskie.

Andrzej Stasiuk – ,,Opowieści galicyjskie”

Najbardziej uderzyła mnie wzmianka o „uwolnionym więzieniu”, pochodząca ze wspomnianych już „Opowieści galicyjskich”. Mowa o tajemniczym terytorium, odosobnionym od reszty okolicy, które kiedyś zajmowało więzienie, a po jego rozwiązaniu zostało zajęte przez byłych skazańców i przybywające tam przypadkowo kobiety. Obrazy prania suszącego się pośród krat i dzieci bawiących się wśród budek strażniczych wywierają niezwykłe wrażenie. Przywołują z jednej strony pejzaże słynnego „Stalkera”, z drugiej atmosferę Lemowskich robinsonad, z trzeciej zaś Derridiańską koncepcję hauntologii. Ta ostatnia – choć Stasiuk, zdaje się, nie czytywał autora „O grammatologii” – znajduje zresztą bardzo dosłowną realizację w opowiadaniu „Miejsce”, w sugestywny sposób opisującym lukę po cerkwi zionącą w wiejskim pejzażu. Budynek został w całości przetransportowany „gdzie indziej”, a snujący opowieść o nim narrator stoi wewnątrz jego ducha.

Narrator Stasiuka jedynie napomyka o byłym więzieniu i fantomach budynków, ale niepokój zostaje skutecznie zasiany i smakuje bardzo specyficznie. Jaki to smak? Odpowiedzi udzielają rysunki Kamila Targosza do „Dukli”, prawdopodobnie najsłynniejszego zbioru opowiadań Stasiuka. Targosz ozdabia tekst postaciami i maskami żywcem wyjętymi z imaginarium Czarnego Lądu. Nieprzypadkowo Michel Leiris zatytułował swój dziennik podróży po Afryce „L’Afrique fantôme” („Widmowa Afryka”) – Afryka pozostaje bowiem (miejmy nadzieję, że ten akurat stereotyp przetrwa, bo romantyzm nieznanego coraz szybciej ulatnia się z naszego świata) synonimem białych plam na mapie. W interpretacji Targosza – z której grawitacji bardzo trudno się wyzwolić, z taką dyskrecją ujawnia swoją trafność – polskie wsie i bezdroża oblekają się w aurę dzikiego lądu.

W tej krainie rozgrywają się przygody rodem z wyblakłych grupowych fotografii, przedstawiających białych kolonialistów w korkowych hełmach. Wszyscy wyglądają jak Kurtz, a czytelnik – wertując Stasiukowe ballady na cześć patologicznych jednostek – nie może nie przejąć od owych Kurtzów zawołania „ohyda, ohyda”, jednocześnie ocierając łezkę nostalgii za czasem, gdy sam był wysyłany na kolonie, na podbój dziewiczych Kaszub czy Tatr. Szkoda więc, że najnowszego zbioru Stasiuka niemalże nie da się czytać, tak przesiąkł banałem. „Grochów” – te popłuczyny po „Dukli” – potrafi jednak zapewnić perwersyjną przyjemność: z kartek wyziera przecież wspomnienie miejsca, od którego zaczęła się ta proza, miejsca, które w całości zostało przeniesione gdzie indziej, w przeszłość, w nieodgadniony czas pierwszych, zatartych już w pamięci lektur.

 

tekst | Filip Szałasek

 

Zobacz też: Poczet pisarzy różnych: Margaret Atwood

Poczet pisarzy różnych: Margaret Atwood

Zobacz też: InPost Fresh – zakupy w aplikacji z dostawą

InPost Fresh – zakupy w aplikacji z dostawą

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News