Ciężkie warunki bytowe, brak perspektyw, gniew, którego nie sposób wyrazić. Młodzi mieszkańcy Katlehong w RPA sięgnęli po dramatyczne rozwiązania pozwalające na chwilową ucieczkę od przytłaczającej rzeczywistości. Jak sami mówią, tzw. train surfing, pozwala im na wyrażanie uczuć i samych siebie.
Katlehong jest jednym z większych i biedniejszych miast w kraju. Nastolatki często wychowywane są przez własnych dziadków, z powodu znacznej śmiertelności wywołanej m.in. AIDS.
Swoim nowym hobby train surferzy jeszcze bardziej tę śmiertelność zwiększyli. Południowoafrykański sport, związany ze skakaniem na pociągi, chwytaniem się czego się da i wykonywaniem pomysłowych ewolucji, w każdej chwili może zakończyć się śmiercią. Nieoczywistym niebezpieczeństwem, jednocześnie najgroźniejszym, jest konieczność ciągłego uchylania się przed kablami wysokiego napięcia.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
W RPA jednymi z istotniejszych elementów wiążących społeczność i mającymi symboliczny wydźwięk są właśnie pociągi, pociągi do Johannesburga. To z nim dzieci i młodzież wiążą swoje nadzieje na dostatniejsze życie, pracę i karierę. To nim codziennie podróżują, podczas gdy nad ich głowami toczy się zabawa, powiązana z kurczową walką o życie.
Nic dziwnego, że to właśnie Katlehong, z bezrobociem sięgającym 37% stało się kolebką sportu, uznanego niemalże za najniebezpieczniejszy na świecie. Wiek surferów waha się w granicach 15-25 lat. Jak sami mówią jest to ich sposób na ustalenie własnej pozycji, na wykazanie się i wzbudzenie szacunku innych. Chłopcy, gdyż to ich domena, zamiast bić się i wyżywać na innych, wyżywają się na własnym życiu. Powstają całe grupy surferów, z których część odpowiedzialne jest za filmowanie wyczynów reszty.
Mark Casino, gdy tylko dowiedział się o ekstremalnym sporcie, pojechał do RPA i nakręcił pięciominutowy film, “Stuff Riders”, który otrzymał nagrodę dla najlepszego filmu krótkometrażowego na World Press Photo Multimedia Contest, poniżej możecie zobaczyć gify właśnie z niego.
Nawet ostatniego dnia zdjęć zmarło dwóch zapaleńców, a jeden z bohaterów, Sibusiso Linda, w wyniku wypadku musiał poddać się rozległym amputacjom.
Sam reżyser przyznaje, że choć wspinał się na pojazdy za bohaterami, kurczowo trzymał się drążków.
Tekst | Dorota Iskrzyńska