Tribal, neon, render, czcionka z gradientem, pory skóry i sowiecki szyk. Ten zabójczy miks to już nie tylko znamiona internetowego lolcontentu, ale pieczołowicie wyselekcjonowany moodboard trashowego designu, który w ostatnim czasie przyćmiewa wszystkie sprawdzone rozwiązania.
Kto tak naprawdę nie ma gustu? Czy wiara w klasyczny minimalizm jako jedyna słuszna opcja dla designu ma szansę istnieć poza trashem i campem? Być może zwolennikom awangardowych brył i faktur łatwo zarzucić nadęcie i egzaltację większą niż u XIX-wiecznych dandysów, których sposób bycia (od Charlesa Baudelaire’a po Oscara Wilde’a) Susan Sontag określiła mianem sztampowego campu (obok takich smaczków jak drag queen czy malarstwo prerafaelitów). Już Le Corbusier wiedział, jak przeciwważyć umiłowanie czystych form krzykliwej pstrokaciźnie akcentów. Współczesnym przykładem designera, który porusza się inteligentnie i bez egzaltacji w uwielbianym przez wielu „minimalizmie absolutnym”, jest Rick Owens. Nie tracąc przy tym poczucia humoru, pokazuje wybuchową mieszankę geometrii, butoh, mitologii i drag queen. Być może prawdziwy design nie może istnieć bez żartu, punktów zaczepnych i mrugnięć okiem. I jak tlenu potrzebuje szczypty „złego gustu”.