Po ataku stalkera stała się wzorem dla kobiet w całej Polsce. Historia Katarzyny Dacyszyn w książce „Kobieta z blizną” [FRAGMENTY]

Blondwłosa kobieta w białej marynarce

Korytarz łódzkiego sądu. Przed procesem o stalking do Katarzyny Dacyszyn podchodzi Robert W. i oblewa ją kwasem siarkowym. To historia, którą w 2016 roku zajmowały się wszystkie polskie media.

Katarzyna Dacyszyn, projektantka odnosząca sukcesy w świecie mody, pełna energii, marzeń i planów na przyszłość, wskutek ataku stalkera doznaje rozległych i głębokich oparzeń ciała. W jednej chwili wszystko, na co ciężko pracowała, obraca się wniwecz. Teraz zmuszona jest walczyć o życie. Musi uporać się z targającymi nią emocjami i obawami przed przyszłością. Zaakceptować swoje oszpecone ciało. Znaleźć energię na walkę o sprawiedliwość i walkę, by stać się na powrót silną. Być może silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.

13 listopada nakładem wydawnictwa Muza została wydana książka Kobieta z blizną. To zapis rozmowy Ireny A. Stanisławskiej z Katarzyną Dacyszyn, opowieść o tym, jak nieprzewidywalne bywa życie, o zmaganiach zawodowych i wytrwałości w dążeniu do realizacji marzeń, odnajdywaniu w sobie siły do mierzenia się z najbrutalniejszymi okolicznościami.

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


W związku z premierą książki mamy dla Was jej dwa fragmenty. Książka jest już dostępna w sprzedaży – klikajcie tutaj.

Kobieta z blizną front Po ataku stalkera stała się wzorem dla kobiet w całej Polsce. Historia Katarzyny Dacyszyn w książce „Kobieta z blizną” [FRAGMENTY]

Pamiętasz, kiedy dostałaś pierwszą wiadomość?

Pamiętam dokładnie – to było latem 2010 roku. Siedziałam wtedy w mojej malutkiej kawalerce i sprawdzałam wiadomości na Facebooku. Odczytałam jedną z nich w folderze Inne i od razu pomyślałam, że to musi być pomyłka. Nie znałam adresata, ale to mnie nie zdziwiło, ponieważ wiadomość pojawiła się w folderze Inne. Zaskoczyła mnie treść. To było wyznanie miłości. Bardzo specyficzne. Napisane językiem poetyckim, pełne metafor, bardzo chaotyczne. Nie zacytuję całości, ale to, co pamiętam. Brzmiało to mniej więcej tak: Kiedy zobaczyłem Panią z Pani chłopcem, to mną bardzo wstrząsnęło. Nie sądziłem, że z kimś jesteś, bo zawsze widywałem panią samą. Tak bardzo mnie to dotknęło, że mógłbym paść do pani stóp i zdechnąć. Ale nie zdechnę, bo wystarczyłoby, żebyś położyła rękę na mej udręczonej głowie i powiedziała wstań. A do tego jeszcze jakieś zdania o mięśniach, krwi, bliznach… Cała treść przesycona wyrzutami i cierpieniem.

Wiadomość ta została wysłana z konkretnego profilu. Facet nazywał się Tomasz G. Powiększyłam jego zdjęcie i zauważyłam, że w tle widać Akademię Sztuk Pięknych, nieopodal której mieszkałam. Przez chwilę pomyślałam, że może to ktoś, z kim studiowałam, ale nie kojarzyłam ani nazwiska, ani sylwetki. Muszę powiedzieć, że już samo zdjęcie budziło grozę. Na tle zaśnieżonego krajobrazu stał facet w ciemnych okularach i czarnym płaszczu. Postawny, posągowy. Widać, że chciał budzić respekt. Wyglądał trochę jak Jean Reno w filmie Leon zawodowiec. To zdjęcie i ten tekst były tak niepokojące, że chociaż wydawało mi się, że to nie ja miałam być adresatem wiadomości, na wszelki wypadek włączyłam opcję Blokuj. Poczułam ulgę. Jednak nie na długo, bo kiedy po chwili otworzyłam kolejną wiadomość – od nieznanego mi Franciszka Wielowiejskiego – zamarłam.

Pisał, że spodziewał się odpowiedzi, a nie zablokowania oraz że muszę być tępą laską bez matury, bo nie doceniam takiego wyznania miłości w czasach, w których nikt już naprawdę nie umie tak kochać i mówić o swoich uczuciach. Powinnam to docenić, a nie odrzucać bez komentarza. Pojawiły się wyzwiska i żale, że po tym, co napisał, zasługuje na coś więcej, bo w końcu wyznaje mi miłość. A jest supermęskim facetem, który rzadko kiedy mówi o uczuciach i nigdy nie byle komu. Zablokowałam również ten profil – tym razem będąc pewną, że ta wiadomość została napisana do mnie. Lecz natychmiast pojawiła się cała seria wiadomości od mężczyzn, których nie znałam.


Zaczęłam wprowadzać się do nowego mieszkania. Z Wrocławia przyjechał mój brat z mamą. Staliśmy przy samochodzie, wkładaliśmy jakieś pudła do bagażnika, gdy nagle usłyszałam trzask zamykanych drzwi do klatki schodowej. Podniosłam wzrok… i zobaczyłam tego człowieka. Był w płaszczu i ciemnych okularach. Takich jak na zdjęciu z Facebooka. Wysoki, wyprostowany, patrzył przed siebie; z kamienną twarzą. Szedł wolno chodnikiem. Nie szedł – on sunął. W przerażający sposób. Tak jakby nie żył. On przesuwał się jak duch. Pochyliłam się nad bagażnikiem i wyszeptałam: Grzesiek, to jest ten facet, o którym ci wczoraj mówiłam! Mój brat spojrzał na niego, po czym powiedział: Uważaj! To psychopata! Dobrze, że się wyprowadzasz.

Podszedł do was?

Nie. Przeszedł obok, nie patrząc na nas. Miałam wrażenie, że chciał na siebie zwrócić uwagę, ale w taki sposób, żeby mnie przestraszyć albo żebym poczuła respekt. A może to było wymierzone w mojego brata, bo przecież nie wiedział, kim jest facet, który stoi obok mnie.

Przyjrzałaś mu się, gdy was mijał?

Coś ty! On mnie tak przerażał, że schyliłam głowę. Był bezosobowy jakby w środku pusty. Pojawił się jak zjawa. To było dokładnie zaplanowane. Chciał być zauważony. Wyszedł tylko po to, żeby zaznaczyć swoją obecność. Abym wiedziała, że kontroluje mnie w każdej sytuacji.

Rozmawiałaś jeszcze z bratem na jego temat?

Nie. Powiedziałam tylko: OK, cicho, bo obok stała mama i nie chciałam, by wiedziała, że mam jakieś kłopoty. Zawsze starałam się ją chronić. Powiedziałam mu, że wszystko będzie dobrze, i żeby się nie martwił.

Naprawdę w to wierzyłam. Ale… Któregoś dnia jechałam samochodem do nowego mieszkania, wioząc jakieś bibeloty. W pewnym momencie, patrząc w lusterko, zobaczyłam czerwonego forda escorta, a w nim faceta w ciemnych okularach. Tego faceta! Pomyślałam, że jadę do centrum miasta, więc nie ma w tym nic dziwnego, jednak nerwowo spoglądałam w lusterko wsteczne. On wciąż tam był. Czy to przypadek, że jedzie tą samą trasą co ja? Postanowiłam sprawdzić, skręcając w małe, rzadko uczęszczane uliczki. Cały czas jechał za mną. Ewidentnie mnie śledził. By ostatecznie się upewnić, że nie popadam w paranoję, wykonałam nagły manewr, skręcając na trójpasmowej ulicy z prawego pasa w lewo. On zrobił to samo. Oblał mnie zimny pot. Zadzwoniłam do Leszka: Jadę do nowego mieszkania, a ten facet jedzie za mną! Co mam robić?! Przecież dowie się, jaki jest mój nowy adres!

Powiedział, że mam się zatrzymać przed jakimś dużym sklepem, gdzie będzie sporo ludzi, i zadzwonić do niego, a on w to miejsce przyjedzie. Zrobiłam, jak kazał. Stanęłam przed sklepem meblowym. Weszłam do środka. Przerażona przesiedziałam tam z pół godziny. Gdy wyjrzałam na zewnątrz, odetchnęłam z ulgą – żadnego podejrzanego auta. Ponownie zadzwoniłam do Leszka: Nie widzę tego samochodu, chyba go zgubiłam. Akcja odwołana. Jadę do nowego mieszkania, pa!

Kiedy dotarłam na miejsce, nadal czułam się roztrzęsiona. Musiałam zapalić, by się uspokoić. Wyszłam na balkon, wyjęłam papierosa i zapaliłam. Zaciągając się głęboko, spojrzałam przed siebie i… jak na filmie, gdy ostrość skupia się na drugim planie – zobaczyłam ogrodzenie osiedla i ulicę. I samochód. Czerwonego forda escorta z kierowcą w środku, który siedząc przy otwartym oknie, patrzył dokładnie w moją stronę. Już wiedział, gdzie mieszkam. Moja próba ucieczki nie powiodła się. I wtedy dotarło do mnie, że to się nie skończy, że to nie są tylko wiadomości wysyłane przez zakochanego sąsiada. Że ten facet chce być blisko; że śledzi każdy mój krok. Że robi się naprawdę niebezpiecznie.

Czy tym razem zgłosiłaś to na policję?

Czułam się zagrożona i nawet pomyślałam, by to zrobić, ale co miałabym powiedzieć? Że ktoś wysyła mi wiadomości, że mnie obserwuje, śledzi? Że żyję w lęku, bo się tego człowieka obawiam?

To był rok 2010. Nie mówiło się o stalkingu. Dopiero rok później do polskiego Kodeksu karnego został wprowadzony nowy przepis mówiący o tym, że stalking jest przestępstwem.
Nie poszłam z tym na policję. Odliczałam dni do przeprowadzki. Moje nowe mieszkanie znajdowało się na strzeżonym osiedlu. Był tam monitoring, a w każdym lokalu przycisk, którym można było uruchomić alarm w niebezpiecznej dla lokatora sytuacji. Kiedy się wprowadziłam, odetchnęłam z ulgą: tutaj będę się czuła bezpiecznie. I tak było – nie dostawałam już żadnych niechcianych wiadomości, nie widziałam forda escorta. Wreszcie zapanował upragniony spokój.

Zdjęcie wyróżniające: Tomek Pgrabi

4,4/5 - (9 votes)

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News