„Pinokio” (2022) – del Toro czy Zemeckisa, który wypadł lepiej?

„Pinokio” (2022) – del Toro czy Zemeckisa, który wypadł lepiej?
Kadr z animacji „Guillermo del Toro: Pinokio”

Powieść pt. „Pinokio” Carla Collodiego po raz pierwszy przeniesiono na ekrany w 1936 roku. Od tamtej pory historię drewnianego pajacyka, który pragnął zostać prawdziwym chłopcem zaadaptowano w formie filmowej i teatralnej niemal dwadzieścia razy. Jednak 2022 rok był dla książki Collodiego naprawdę wyjątkowy, ponieważ powstały dwa filmy na jej podstawie! 8 września na Disney+ pojawił się „Pinokio” wyreżyserowany przez Roberta Zemeckisa, a 9 grudnia na platformie streamingowej Netflix premierę miał „Pinokio” Guillermo del Toro. Który tegoroczny „Pinokio” wypadł lepiej?

Ponowna ekranizacja od Disney’a

Najpopularniejszą ekranizacją powieści Carla Collodiego jest oczywiście „Pinokio” z 1940 roku – bajka wytwórni Walt Disney Animation. Jak można zaobserwować, od kilkunastu lat filmowcy tworzą wersje live-action najsłynniejszych animacji Disney’a, dlatego Walt Disney Pictures zaprezentowało jeszcze jedną ekranizację przygód Pinokia. Po 82 latach od kinowej premiery bajki, na platformie streamingowej Disney+ zagościł „Pinokio” w wersji aktorskiej.

„Pinokio” wyreżyserowany przez Roberta Zemeckisa to perfekcyjnie odtworzona animacja w świecie z krwi i kości.


Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍

„Pinokio” (2022) – del Toro czy Zemeckisa, który wypadł lepiej?
Plakat „Pinokio” Roberta Zemeckisa, źródło: imdb.com

Wszystko zostało odwzorowane idealnie – fabuła, bohaterowie i miejsca akcji. Tylko, że obecność nowoczesnych technik pozbawiła opowieść kilku ważnych elementów, a mianowicie ciepła, emocji, naturalności oraz uroku. Zarówno Pinokio, kotek Figaro, rybka Cleo jak i Jiminy Świerszcz to wygenerowane komputerowo postaci. Podobnie jak większość przestrzeni, w których przebywają. Patrząc na to wszystko można odnieść wrażenie, że film został zrealizowany dzięki tak zwanemu „zielonemu ekranowi” przez co całość wypada sztucznie.

Na pierwszy rzut oka widać, że postawiono na efekciarstwo oraz nowoczesność (wskazuje na to używanie współczesnych określeń, np. influencer czy skracanie imienia drewnianego chłopca do Pino), a mniej na przytulną atmosferę.

Mimo nadmiaru efektów specjalnych nie można nie docenić ich obecności na początku, gdy pada zbliżenie na kunsztownie wykonane przez Geppetta zegary, które ilustrują kluczowe wydarzenia dla animacji Disney’a takich jak: „Śpiąca królewna”, „Toy Story”, „Królewna Śnieżka”, „Miecz w kamieniu” czy „Król Lew”.

Nowy disnejowski „Pinokio” to wciąż opowieść z morałem próbująca ukazać miłość Geppetta do Pinokia. Produkcję można określić jako całkiem niezłą. To wierna ekranizacja powieści Collodiego. Jednak jako film nie sprawdza się najlepiej, ponieważ zabrakło w nim autentycznych emocji.

Zupełnie nowa interpretacja na Netfliksie

W pierwszym teaserze zapowiadającą animację Netflixa o drewnianej marionetce, Sebastian J. Świerszcz powiedział: „Opowiem Wam historię, którą myślicie, że znacie, ale tak nie jest. Nie do końca.” I taki właśnie jest „Pinokio” wyreżyserowany przez Guillermo del Toro – prezentuje widzowi zupełnie oryginalne spojrzenie na znaną od dekad historię.

„Pinokio” (2022) – del Toro czy Zemeckisa, który wypadł lepiej?
Plakat „Guillermo del Toro: Pinokio”, źródło: imdb.com

To pięknie wykonana animacja poklatkowa o wzruszającej wielowątkowej fabule. „Pinokio” del Toro to nie opowieść o drewnianym chłopcu, który pragnie być prawdziwym. To zdecydowanie bardziej wielowymiarowa opowieść o miłości rodzica i dziecka, o potrzebie akceptacji i miłości, o nieocenionej wartości czasu i o tym, że warto spędzać go z najbliższymi, o okropieństwie wojny, o rozróżnianiu dobra i zła, o budowaniu relacji oraz o mocy słów, które mogą być cudowne, ale i raniące.

Całość jest utrzymana w bardzo „del Torowskim” stylu, niektóre elementy animacji mogą skojarzyć się z „Labiryntem Fauna” tego reżysera. Jego „Pinokio” również zawiera elementy fantastyczne ukazujące, że magia może być dobra i zła. W produkcji można usłyszeć aktorów i aktorki, z którym twórca pracował już wcześniej, co także dodaje całości niezwykłego klimatu.

To zdecydowanie najlepsza filmowa wersja „Pinokia”, jaka powstała w ostatnim czasie. Mocno oddziałuje na widza dzięki pełnym szczerości i uczuć dialogom oraz monologom. Jest świeżą interpretacją powieści Collodiego, która daje widzowi głębszy wgląd w każdą postać oraz jej losy. Właśnie dlatego wywołuje całe spektrum emocji. Sprawia, że widz śmieje się, płacze, zachwyca, boi, denerwuje, martwi, a przede wszystkim robi mu się ciepło na sercu. Ponadto „Pinokio” Netflixa ma wspaniały morał – nie liczy się to, co na zewnątrz, lecz aby wnętrze było dobre.

Który „Pinokio” wypadł lepiej? – podsumowanie

Po obejrzeniu i przeanalizowaniu obu tegorocznych „Pinokiów” uważam, że lepszy był ten wyreżyserowany przez Guillermo del Toro.

Dlaczego? Ponieważ stworzył on klimatyczne, poruszające oraz wzbudzające refleksje dzieło, które zapada w pamięci. Nie powielił tego, co już istnieje (do tego z nienajlepszym skutkiem) jak Robert Zemeckis. Zaprezentował pełną mądrości oraz empatii oryginalną adaptację z prawdziwego zdarzenia w swoim niepowtarzalnym, lekko mrocznym stylu, która będzie wzruszała dzieci jak i rodziców. A do tego niosącą piękne przesłanie.

Tak więc, jeśli zastanawiacie się, której tegorocznej wersji o przygodach drewnianego pajacyka imieniem Pinokio dać szansę to nie wahajcie się ani chwili i wybierzcie tę del Toro. Oczywiście każdemu, kto ma sentyment do produkcji Disney’a polecam sprawdzić również wersję Zemeckisa, aby samemu wyrobić sobie opinię. Nieważne którą wersję wybierzecie (może jednak obie?) – miłego oglądania!

Tekst: Matylda Motyl

Zobacz też: „Hokus Pokus 2” – wielki powrót sabatu [recenzja]

„Hokus Pokus 2” – wielki powrót sabatu [recenzja]

4.8/5 - (9 votes)

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News