Przed pierwszym odsłuchem „Bankrupt!” bałem się, że Phoenix znów nagrali taką samą płytę. Francuski zespół nazywany czasami soft-rockowymi The Strokes (mimo że debiutowali rok wcześniej niż kapela z Nowego Jorku, a zaczynali grać już w latach 90.) nigdy nie zmieniał drastycznie swojej muzyki z albumu na album. Ba, każdy z nich ma nawet mniej więcej tyle samo utworów i prawie identyczny czas trwania. Po „Wolfgang Amadeus Phoenix” do złudzenia przypominającym wcześniejsze „It’s Never Been Like That” wcale nie czekałem na kolejne dzie-sięć piosenek i czterdzieści minut z Phoenix. Zostałem mile zaskoczony – „Bank-rupt!” to pomysłowa płyta i najrówniejsza w dorobku wersalskiego kwartetu. Tymrazem kawałki są do siebie mniej podobne, chociaż brak tu singla na miarę największych przebojów (najbliżej „Trying to be Cool”). Jest za to świetna słodko-gorzka konfekcja. Album ocieka przepychem w stylu superprodukcji z lat 80., ale w skompresowanej wersji. Jest tu taki tekst – „jak to jest, że wszyscy cię znają, zanim cię spotkają?”. No, macie mnie.