Park otwarty na nowo

Dinozaury odeszły w cień tylko na chwilę. Po ponad 20 latach od premiery „Parku Jurajskiego” pradawne gady ponownie dają o sobie znać. Nowy reżyser, zmodyfikowana koncepcja i wielkie oczekiwania. „Jurassic World” ma być naprawdę smakowitym kąskiem.

Kiedy we wczesnych latach 90. genetyka rozbudzała zmysły, a teoria o pokrewieństwie pomiędzy dinozau­rami i ptakami dopiero raczkowała, Spielberg zabierał się za film, który – jak miało się okazać po latach – wy­przedził odkrycia współczesnej paleontogii. Wtedy jeszcze po­mysł, by z prehistorycznego komara, zatopionego w bursztynie wyhodować dinozaury, wydawał się równie prawdopodobny, co fascynujący. Współcześnie wiadomo już, że ptaki to dinozaury, które dzięki lepszemu przystosowaniu do nagłej zmiany warun­ków, przeżyły katastrofę sprzed 70 milionów lat i wyewoluowały do współczesnej postaci. Dzięki Parkowi Jurajskiemu nie brzmi to dla nas jak science fiction. Śmiało można powiedzieć, że super­produkcja trafiła na odpowiedni moment, a nawet trochę zagięła czasoprzestrzeń. Film nie tylko napędził powszechną fascynację dinozaurami, ale także przyczynił się do rozwoju nauki: przez lata po premierze wydziały paleontologiczne uniwersytetów na całym świecie przeżywały oblężenie.

jurassicworld


Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍

Poza naukową obudową, którą przyniósł Park Jurajski, nie sposób nie powiedzieć, że to po prostu dobrze napisany, profesjonalnie zagrany i porządnie wyreżyserowany film. Tym, co zapewniło mu sukces, były jednak efekty wizualne, które robią wrażenie nawet dziś. A przecież przepaść między dzisiejszym przemysłem filmowym, a tym z początku lat 90. jest większa niż pamiętamy. Spielberg wyznał kiedyś: „Mieliśmy plan, żeby ludzie naprawdę zobaczyli dinozaury. Nie Godzillę, nie szkielety czy figurki, ale prawdziwe dinozaury”. Pierwotnie planował ożywić modele za pomocą tzw. „slow motion”. Tradycyjna metoda, zakładająca po­ruszanie w zwolnionym tempie ma jednak ogromną wadę: choć ruchy są płynne, z daleka widać ich sztuczność. Reżyser zdecy­dował się na takie rozwiązanie tylko dlatego, że początkowo po prostu nie miał alternatywy.

Tymczasem komputerowcy z firmy Industrial Light & Magic tworzyli animacje do filmu Terminator 2. Słynny robot z płynnego metalu, zdolny do przenikania przez kra­ty, był ich dziełem. Gdy przygotowywania do Parku… już trwały, Steve Williams z ILM wykonał komputerowy szkielet tyranozau­ra i zdołał poruszyć go tak, że powstało wrażenie jak gdyby ożył muzealny eksponat. Następnie pokrył ten model cyfrową skórą i stworzył złudzenie bliskie ideałowi. Krótką scenę z tyranozau­rem pokazano grupie producentów Parku Jurajskiego, wśród któ­rych był Spielberg oraz główny projektant modeli do nagrań po­klatkowych, Phil Tippett. Mina reżysera wyrażała: „natychmiast zmieniamy cały plan”. Gdy Tippett zobaczył tę reakcję, powiedział tylko: „I think I’m extinct” („Zdaje się, że wyginąłem”). Kwestia we­szła do scenariusza (wypowiada ją Ian Malcolm), a Tippett nie stra­cił pracy, tylko zajął się nadzorowaniem animacji komputerowych, czuwając nad tym, by wyglądały wiarygodnie. Słowa okazały się jednak prorocze: metoda poklatkowa umarła śmiercią natural­ną, a Park Jurajski był pierwszym filmem, w którym na większą skalę korzystano z animacji komputerowej. Otrzymał Oscara za efekty specjalne i na zawsze zmienił tę dziedzinę kinematografii. Spielberg, by jeszcze mocniej zaakcentować nowatorstwo, ja­kie przyniosła produkcja, w trakcie kręcenia filmu dopisał scenę końcowej walki tyranozaura z welocyraptorem w holu muzeum.

Aby dopracować szczegóły, miesiącami robiono drobne „dokręt­ki” i składano je komputerowo w gotowy obraz. Tak zrobiono na przykład z wodą, rozbryzgującą się pod stopami biegnącego tireksa. Komputery w ILM renderowały jedną klatkę nawet przez 10 godzin, a cały film składa się 24 klatek na sekundę. Z kolei scen z dinozaurami jest wprawdzie łącznie tylko około 15 minut, ale i tak praca nad filmem pochłonęła mnóstwo energii. Ostateczne wrażenie było jednak piorunujące! Park… był najbardziej kaso­wym filmem świata do 1997 roku, kiedy to przebił go Titanic, i do dziś zarobił łącznie ponad 900 milionów dolarów.

Po tak dobrym przyjęciu, należało się spodziewać sequeli. Zaginiony świat z 1997 roku także był sukcesem kasowym, ale kry­tycy nie pozostawili na nim suchej nitki. Bazował na drugiej części powieści Crichtona, która luźno nawiązuje do powieści Arthura Conana Doyle’a pod tym sa­mym tytułem. Spielberg podjął się reżyserii, choć rzadko kręci sequele. Film jednak nie zyskał poklasku u krytyków i nie po­mogła tu gwiazdorska obsada (Julianne Moore i ponownie Jeff Goldblum). Moore tłumaczyła zresztą swój udział w konieczno­ścią zdobycia pieniędzy na zobo­wiązania rozwodowe. Zaginiony świat to jednak arcydzieło przy Parku jurajskim III z 2001, który nastawiony na tanią sensację, jest właściwie niemożliwy do oglądania. Czego jednak spo­dziewać się po obrazie, w którym pojawia się scena rozmowy z ga­dającym dinozaurem.

Od premiery trzeciej części mó­wiło się o kolejnej, która miała wejść na ekrany 20 lat po ory­ginalnym filmie. Nic z tego nie wyszło, ekipa odpowiedzialna za sequel była kilkakrotnie wy­mieniana, prace się przedłużały. Wreszcie ogłoszono, że Jurassic World ukaże się w 2015 roku, okrągłe 22 lata po pierwszej części. Jednym z producentów ponownie został Steven Spielberg, ale reżyserią zajął się amery­kański reżyser Colin Trevorrow znany do tej pory z niskobudżeto­wych, niezależnych produkcji, takich jak Na własne ryzyko. Pomysł zapowiada się interesująco: oto na wyspie w pobliżu legendarnej Isla Nublar powstaje park z prawdziwymi dinozaurami. Chęć zy­sku powoduje, że naukowcy tworzą własnego potwora, krzyżówkę najbardziej niebezpiecznych gatunków, po to, by zaspokoić głod­ną mocnych wrażeń publiczność. Ten dinozaurzy Frankenstein uwalnia się i stanowi zagrożenie dla znajdujących się na wyspie ludzi. Przyszłość parku leży w rękach pracownika naukowego, od­powiedzialnego za udomowienie welociraptorów (w tej roli Chris Pratt). Czy poradzi sobie z uwolnioną bestią? Na to pytanie będzie­my mogli sobie odpowiedzieć już 12 czerwca.

tekst | Paweł Kuhn, autor bloga gdybymbylaktorem.pl

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News