W czasach, kiedy twórcy filmowi z całego świata prześcigają się w kręceniu filmów grozy, a multipleksy proponują nam przynajmniej jeden horror w miesiącu, warto zajrzeć ad fontes. Zerknijcie na zestawienie niemych filmów, które leżą u zarania kina grozy.
#1 „Upiór w operze,” reż. Rupert Julian, Edward Sedgwick (1925)
W czasach, kiedy Hollywood dopiero wchodziło w swój złoty wiek, a nikomu jeszcze się nie śniło, że na świat przyjdzie Andrew Lloyd Webber, po raz pierwszy została przeniesiona na ekran najsłynniejsza powieść Gastona Lerouxa. Słynny Upiór z paryskiej opery nie jawił się wówczas nikomu jako egzaltowany przystojniak, który pod elegancką, białą maską skrywa kilka blizn. Lon Chaney, stworzył postać zdeformowanego i obrzydliwego potwora Eryka, który pomimo wrażliwości i muzycznego geniuszu, żyje poza odrzucającym go społeczeństwem.
Pierwszy „Upiór” poraża niezwykłym klimatem i świetną grą aktorską. Oferuje też coś, o czym zapomnieli twórcy późniejszych ekranizacji: solidną dawkę niewymuszonych wzruszeń.
#2 „Gabinet doktora Caligari” reż. Robert Wiene (1920)
O tym, jak wielkim kamieniem milowym w historii kina i niemieckiego ekspresjonizmu był film Wienego powstało już wiele prac naukowych. “Gabinet…” to faktycznie arcydzieło, które dzisiaj ogląda się bardziej jak eksponat w muzeum historii kina, niż jak trzymający w napięciu dreszczowiec. Mimo wszystko historia demonicznego doktora zamieszanego w szereg tajemniczych morderstw nadal daje szerokie pole do interpretacji i zapewnia świetną rozrywkę wymagającym widzom, którzy od kina grozy oczekują czegoś więcej niż wyskakujących zza winkla potworności.
#3 „Czarownice” reż. Benjamin Christensen (1922)
Dzisiaj obraz Christensena nazwalibyśmy pewnie fabularyzowanym dokumentem. Reżyser swobodnie łączy ze sobą te dwie konwencje. Opierając się na autentycznym przewodniku dla inkwizytorów, “Malleus Maleficarum”, opowiada historię średniowiecznego polowania na czarownice. W pierwszej części filmu poznajemy fakty historyczne, w drugiej możemy obejrzeć fabularną opowieść o prześladowanych kobietach, trzecia natomiast zozgrywa się w czasach współczesnych (oczywiście reżyserowi). Twórcy próbują, za pomocą raczkującej psychiatrii, wyjaśnić motywy kierujące tytułowymi czarownicami. Zdecydowanie jeden z najciekawszych obrazów epoki.
#4 „Nosferatu, symfonia grozy” reż. Friedrich Wilhelm Murnau (1922)
Na lata przed Robertem Pattisonem był Max Shreck. Wampiry natomiast kojarzyły się z prawdziwą grozą, a nie kiepsko spisanym romansidłem. Pierwsza ekranizacja słynnej powieści Brama Stockera jest chyba najbardziej kultowym filmem grozy swoich czasów. Świetna muzyka, zdjęcia i przede wszystkim przerażająca, blada twarz Nosferatu potrafią wywołać dreszcz lęku nawet u dzisiejszych, zaprawionych w bojach kinomanów. Max Shreck natomiast zagrał tak przekonująco, że przez swoich współczesnych bywał posądzany o wampiryzm.
#5 „Zamek Vogelod”, reż. Friedrich Wilhelm Murnau (1921)
Pozycja, która dzisiejszego widza straszy bardziej klimatem, atmosferą zamknięcia i wyrazem oczu głównej bohaterki, niż potworami czy duchami. Nakręcony przed Nosferatu “Zamek…” to historia niefortunnego spotkania pod jednym dachem hrabiego-bratobójcy z wdową po ofierze. Napięcie zamkniętych pod jednym dachem antagonistów tylko podkreśla atmosferę niepokoju wygenerowaną przez reżysera. Warto zwrócić uwagę na rolę wdowy. Wykreowana przez Olgę Tschechową, rosyjską gwiazdę kina niemego, którą zachwycał się Hitler, poraża ekspresją i błyszczy zdecydowanie najjaśniej w tym, nieco już przykurzonym, pudełku z perełkami.
tekst | Lena Dzik