Romans sztuki i erotyki trwa nieprzerwanie od stuleci. Rozpala od wieków masową wyobraźnię. Czy pomiędzy tymi dwoma dziedzinami nie doszło ostatnio do intensywnego zbliżenia? Pełne niedomówień, wyuzdania i naturalizmu dzieła współczesnych artystów mówią same za siebie.
Sztuka i erotyka to prawie jeden świat. Już podczas wykopalisk archeologicznych prowadzonych na terenach dawnych cywilizacji znajdowano malutkie figurki splątane w miłosnym uścisku. Starożytni Grecy ozdabiali swoje wazy scenami erotycznymi, zresztą nagość nie była dla nich niczym nadzwyczajnym. Wystarczy spojrzeć na białe posągi stojące w największych muzeach. Podobnie Rzymianie, zdobywcy ówczesnego świata. Kto nie wierzy, niech pojedzie do Pompei, gdzie zachowało się wiele niepruderyjnych fresków.
Co tu ukrywać, starożytni odnajdowali przyjemność w cielesnych igraszkach. Zmiana nastąpiła w średniowieczu. Wtedy wszystko, co związane z biologicznością i zmysłowością, zostało uznane za nieczyste. Podobno w meszkach włosów i w piegach kobiet chowały się demony, a jednymi nagimi postaciami w sztuce byli Adam i Ewa. Jednak i oni zakrywali intymne części ciała liśćmi drzew z rajskiego ogrodu. Furtka dla bardziej śmiałej sztuki otworzyła się w renesansie, kiedy po wiekach umartwiania się przyszła pora na czerpanie doczesnych przyjemności. Jednak musimy pamiętać, że erotyka i zmysłowość nigdy nie były obecne w sztuce głównego obiegu.
Nawet słynne Tycjanowskie Wenus powstawały w dużej mierze na prywatne zlecenia. Tematyka mitologiczna, tak chętnie wówczas eksploatowana, pozwalała na więcej swobody w tym obszarze. Wystarczy tu przypomnieć erotyczne przygody Zeusa, który dokonywał zbliżeń ze swoimi wybrankami, często pod postacią zwierząt. Sceny te często ukazywali artyści. Podobne historie wyszukiwano w Starym Testamencie, czego przykładem są liczne obrazy z młodą Zuzanną i podglądającymi ją starcami. Sztywny gorset rozluźniał się coraz bardziej, a halki krępujące ruchy powoli zsuwały się po smukłych łydkach. Młode damy podczytywały w tajemnicy bluźniercze powieści markiza de Sade. Artyści coraz śmielej wkraczali w prywatne alkowy, gdzie znajdowali piękne damy oddające się kąpieli lub wylegujące się na satynowych poduszkach w stroju Ewy. Kochankowie mówili do siebie szeptem, słali liściki lub udawali się na potajemne schadzki.
Erotyka, mimo że obecna w sztuce, operowała bardziej grą, niedomówieniami i metaforą. Gwałtowną zmianę przyniósł przełom wieków, kiedy znikły ostatnie rumieńce niewinności. Jednak prawdziwy wstrząs pojawił się wraz z wejściem w obszar sztuki artystek feministek czy przedstawicieli sztuki gejowskiej w XX wieku. O ile wcześniej sztuka starała się poddawać zmysłowość pewnej estetyzacji, o tyle sztuka najnowsza sukcesywnie z nią zrywa. Stąd wiele prac ukazujących brutalną stronę erotyki, ale i ponowne wprowadzenie wysublimowanych metafor. A jak to wszystko wygląda w młodej polskiej sztuce?
Teatralny negliż
Pamiętam swoją pierwszą reakcję na zdjęcia Irenki Kalickiej. Był to jeden z tych zimnych lutowych dni, gdy ostatnią rzeczą, o której się myślało, było wyjście na wernisaż. Odstraszała mnie zarówno możliwa śnieżyca, jak i zimny wiatr ciągnący znad Wisły.
Niestety, nie pomagała również umieszczona na małym kartoniku fotografia Irenki. Przedstawione na niej rozgrzebane łóżko było akurat tym miejscem, w którym chciałam spędzić wieczór. Zresztą, będąc już na wystawie, zobaczyłam znacznie więcej rozgrzebanych łóżek, na których wylegiwały się półnagie postaci. Irenka Kalicka najczęściej robi swoje fotografie w mieszkaniach, gdzie przebywają jej znajomi. Na ponad stu pracach wchodzących w skład cyklu Fototeatrzyk domowy kłębią się roznegliżowane dziewczyny i chłopcy, którym daleko do „wylizanych” modeli. Komuś w rajtuzach poszło oczko. Ktoś ma na sobie staromodne majtki. Innemu spod krótkiego rękawka wystają włosy. Na fotografiach Irenki jest trochę jak na pijackiej imprezie w akademiku: trochę tu alkoholu, dobrej zabawy, obściskujących się par i rozmazanego makijażu.
Popołudniowe drzemki
Jednak po każdej szalonej zabawie przychodzi poranek. Powieki wydają się potwornie ciężkie. Ciało odmawia posłuszeństwa, a na podłodze leżą splątane majtki, skarpetki i reszta garderoby. Jedna z wystaw Mateusza Hajmana miała tytuł Przedłużające się popołudniowe drzemki, który doskonale oddaje klimat fotografii tego pochodzącego ze Śląska artysty. U Hajmana dzień jest spokojny, światło delikatnie modeluje jeszcze odrobinę dziewczęce ciała modelek. Żadna z nich nie wydaje się skrępowana jego obecnością.
Dziewczyny wylegują się na kanapach. Piją poranną kawę. Erotyzm tych prac jest czymś totalnie naturalnym. Tak samo, jak miejsca, w których robione są zdjęcia. Przyglądając się tym lekko zaspanym kadrom, mamy wrażenie, że nic tu nie zostało poprawione, telewizor jeszcze przed chwilą grał, a kawa rozlała się na dywanie zupełnie przypadkiem. Kalicka i Hajman po prostu robią zdjęcia. Czasem coś nie wyjdzie, obraz się rozmyje, światło będzie za mocne. Jednak ich fotografie skrywają urok pierwszych pocałunków – trochę nieporadnych, jednak zachłannych i zdecydowanych. No cóż, tacy przecież jesteśmy, a to, że czasem mamy dwie różne skarpetki podczas przeżywania miłosnych uniesień, jest akurat najmniej ważne.
Erotyzm to nie tylko wesołe igraszki. Często pod cienką warstwą naskórka skrywają się dzikie żądze i mroczne pragnienia. Aleksandra Waliszewska bohaterki swoich obrazów rzuca na pastwę najróżniejszych kreatur: pająków, satanistycznych kozłów, gigantycznych węży.
Jej niewielkie gwasze przepełnione są perwersyjnymi scenami z lekką domieszką makabry w stylu baśni braci Grimm. Nimfetki Waliszewskiej poddawane są wyszukanym okropnościom, czasem jako ofiary, innym razem jako inicjatorki mrocznych fantazji. Na obrazach Waliszewskiej dziewczynki stają się czarownicami, przypominając dawne przesądy o demonicznej stronie kobiecej seksualności. Artystka wcale nie szuka usprawiedliwienia dla tego, co robi. Być może właśnie ona pokazuje to, czego poniekąd pragniemy, jednak nigdy nie będziemy w stanie tego zrealizować?
Słodko-landrynkowe gadżety
Współczesna erotyka to również różowe gadżety ze sklepów erotycznych. A Maurycy Gomulicki uwielbia róż. Jego twórczość ma smak kogla-mogla, jest słodka, lepka, uwodzi zapachem wanilii. Oblizywanie łyżki, pokrytej warstwą słodkiej mazi, jest odrobinę hedonistyczne. Gomulicki często w swoich pracach anektuje rzeczy związane ze zmysłem dotyku: powłoki skóry, ubrania, lekka piana. Przepływy pomiędzy kiczem a kulturą wysoką są dla niego źródłem przyjemności. Tak jak w cyklu Bibliophilia, ubrane w skąpe kostiumy bikini modelki zestawia z książkami. Czasem tworzy wielką Pussy mandala. W tym całym kolorowym szaleństwie jest jednak metoda. Zagłębianie się w ten szalony świat prowokuje pytania wymykające się racjonalności. Przecież to wszystko jest takie przaśne, kolorowe. I może właśnie dlatego tak do nas trafia?
Oczywiście przedstawione tu sylwetki artystów nie wyczerpują tematu trwającego wiele wieków związku erotyki i sztuki. Zresztą wystarczy pójść do pierwszej lepszej księgarni, gdzie na półce w dziale kultura/sztuka znajdziemy wiele albumów z barwnymi reprodukcjami. W samych muzeach i galeriach sztuki co jakiś czas kuratorzy prezentują coraz to nowych artystów. Wspomnijmy tu choćby Karola Radziszewskiego, Iwonę Demko, Magdę Buczek, Agnieszkę Grodzińską, Łukasza Rusznicę czy Martę Gniewkowską. Sztuka przez stulecia odpowiadała potrzebie oglądania nagiego ciała. Posiadanie dzieł znanych klasyków było zmysłową przyjemnością, nawet jeśli artysta więcej zakrywał niż odsłaniał przed widzem.
Współcześnie sztuka przełamała liczne zakazy i normy. Paradoksalnie nie pokazała nic, czego nie ukazywała wcześniej, mianowicie – przyjemności i zmysłowości. Bo czy bez tych niewielkich grzechów moglibyśmy w ogóle mówić o erotyce?
Tekst: Marta Kudelska