Darren Aronofsky omal go nie uśmiercił. Po roli w kultowym Requiem dla snu, Jared Leto nie wcielił się już w postać bardziej charyzmatyczną od Harry’ego. Zajął się muzyką. Po dziesięciu latach nadrobił zaległości, a my zaczęliśmy nazywać go misterem nobody. Uwierzycie, kiedy powiemy, że to komplement?
Zrobimy tak: jutro rano pojedziemy do Massachusetts i do Vermont, i w ogóle w tamte okolice. Tam jest cholernie pięknie. Taki ze mnie głupi wariat. Poważnie mówię. Mam w banku coś około 180 dolarów. Będziemy mieszkali w obozach campingowych, póki nam się forsa nie skończy. A jak się forsa skończy, znajdę jakąś pracę i będziemy sobie razem żyli; potem się pobierzemy, czy jak tam zechcesz. Co ty na to? No, mów! Co ty na to? Zgodzisz się jechać ze mną?
Jared Leto to marzyciel. Buszujący w zbożu chłopiec. Jak Holden Caulfeld, niespokojny duchem, krytyczny, podejmujący wyzwania, których realizacja może okazać się ułudą. Dorastał w drodze. Z kraju do kraju przeprowadzał się ze swoją siostrą i matką, nie potrafił nigdzie zagrzać miejsca. Wychował się w artystycznym środowisku, dlatego marzył o zostaniu malarzem. Studiował przez chwilę na University of Arts w Filadelfi, ale odkrył, że woli być aktorem. Odgrywa więc w życiu kilka ról. To go ekscytuje. To wyzwanie na miarę tego, który ucieka przed schematami. Jared Leto umyka tym, którzy kiedykolwiek próbowali go zaszufadkować w roli (wy)twórcy stającego w szeregu z tymi, którzy modelowo zaspokajają potrzeby rynku. Na ekranie próbuje stać się tym, kim rzekomo nie jest w rzeczywistości.
Wielu z kreowanych przez niego bohaterów (niedojrzałych, niepewnych swojej tożsamości) utknęło jednak w luce między teraźniejszością a rozmytą wizją lepszej przyszłości. Leto grywał nastoletnich chłopców, nigdy jednak nie pragnął stać się z tej okazji idolem nastolatek (twierdził żartobliwie, że wolałby się zabić, niż nim być), dlatego swój udział w młodzieżowym serialu My So-Called Life (1994–1995) z Claire Danes w roli głównej uznał za błąd. Rok później pojawił się jednak w filmie Ostatnie takie lato, gdzie z Christiną Ricci u boku czekał na niezależność, mającą pojawić się wraz z przekroczeniem progu college’u. Po filmie Davida Keatinga, rozgrywającym się w Irlandii w 1977 roku, ugruntował się na dłuższy czas wizerunek Jareda Leto niewinnego chłopca, który w dobie rewolucji seksualnej nieśmiało przeżywa pierwsze erotyczne chwile z licealnymi koleżankami. Na ich oczach narodził się jednak wtedy młody, ponętny i zbuntowany mężczyzna, magnetyzujący spojrzeniem. Później jako Tobias został więc kochankiem Susanny (Winony Ryder) w Przerwanej lekcji muzyki (1999) Jamesa Mangolda. Gnany marzeniem o niezdrowo pojętej wolności, stał się też narkotykowym bossem w Requiem dla snu (2000) Darrena Aronofsky’ego. Wolał śnić sen, który staje się koszmarem; zostać aniołem o demonicznej twarzy (Podziemny krąg), złodziejem (Azyl), gangsterem z lat 40. (Samotne serca) czy psychopatycznym mordercą (Rozdział 27).
Jared Leto pod znakiem zapytania stawia swoją pozorną delikatność, kiedy na ekranie staje się złym chłopcem. Eksperymentuje też z ciałem, chudnie kilkanaście kilogramów, żeby zagrać Harry’ego u Aronofsky’ego, po czym kilka lat później przybiera na wadze trzy razy tyle, żeby poczuć się jak Mark Chapman, który przybywa do Nowego Jorku z planem zamordowania Johna Lennona w flmie Jarretta Schaeffera Rozdział 27. Leto nie uniósł jednak na swoich (bynajmniej nie wątłych) barkach ciężaru filmu portretującego kilka dni spędzonych przez Chapmana w hotelowych pokojach i na nowojorskich ulicach. Brakowało mu emocjonalnej identyfikacji z psychicznie chorym mężczyzną, by krążyć po mieście jego śladami i postrzegać rzeczywistość z jego punku widzenia. W dramacie gangsterskim Todda Robinsona Samotne serca, Leto także wcielił się w autentyczną postać – gangstera Raymonda Fernandesa, który wraz z pielęgniarką Marthą Beck przemierzał Amerykę późnych lat 40. i z jej pomocą mordował samotne, bogate kobiety, odpowiadające na miłosne anonse w gazetach. Jared dużo lepiej sprawdził się jako noszący tupecik partner niezrównoważonej psychicznie Marthy niż Chapman, ale nie zmienia to faktu, że im obojgu daleko było do magnetyzmu Bonnie i Clyde’a rabujących banki w filmie Arthura Penna.
Jared znacznie bardziej identyfikuje się z rolami ofiar, reżyserzy to lubią. W American Psycho, Mary Harron jako Paul Allen ginie w 28. minucie filmu uderzony od tyłu siekierą, w Podziemnym kręgu, Davida Finchera zostaje pobity do nieprzytomności, w Azylu tego samego twórcy zostaje poparzony ogniem, a w Samotnych sercach skazany na krzesło elektryczne. Po roli w kultowym dla końca lat 90. filmie Requiem dla snu, Jared Leto wypłynął też na szerokie wody. Głodząc się na planie i penetrując z reżyserem środowisko miejskich narkomanów, stworzył postać, która według niektórych przylgnęła do jego aktorskiego emploi na długo. W zbierającym mało pochlebne recenzje (niestety nie ma w tym nic dziwnego) Panu życia i śmierci (2005), Andrew Nicolla, wcielił się więc w rolę Vita- ly’ego Orlova, nieco zagubionego brata Jurija Orlova (Nicolasa Cage’a). Vitaly to pseudo-Żyd, niespokojny duch, który z butelką wódki i papierosem w dłoni postanawia wejść w spółkę z bratem i zacząć nielegalnie handlować bronią, by stać się królem świata (jakim nigdy nie został Harry, diler narkotyków z Requiem…). Niespokojny, niecierpliwy, uciekając przed samym sobą, Vitaly wpada w czułe ramiona kokainy. Jednak tylko, jako rozmarzony heroinista w Requiem…, Jared uciekł od rzeczywistości w przestrzeń narkotycznych wizji w sposób, który w istocie warto pamiętać. American Dream zamienił się wówczas w American Horror Show. Obumierający powoli sen sprawił, że świadomość Harry’ego rozpadła się na drobne elementy. Rozpad osobowości postaci jest jednak motywem, który Leto odgrywa niemal po mistrzowsku.
W anglojęzycznym debiucie Jaca van Dormaela Mr. Nobody (2009), Leto stał się ofiarą fantazji dziewięcioletniego chłopca i dzięki temu pokazał, że stać go na więcej niż grywanie jednowymiarowych postaci. Belgijski reżyser w rolach głównych swojego filmu obsadził hollywoodzkich aktorów, wykorzystał jednak schemat konstrukcyjny, który polscy widzowie kojarzą doskonale z Przypadku, Krzysztofa Kieślowskiego. Na dworcu zamiast dorosłego mężczyzny pojawia się tylko chłopiec, którego rodzice się rozwiedli. Matka chce wyjechać do Ameryki, ojciec – zostać w Anglii. Wszyscy troje czekają na pociąg, dziewięcioletni Nemo nie jest jednak zdecydowany, czy powinien do niego wsiąść. Chociaż decyzja zostaje pozornie zawieszona, trzy odmienne wersje życia, które mógłby prowadzić w zależności od podjętej decyzji, rozgrywają się na płaszczyźnie wyobrażeniowej. Chłopiec fantazjuje o sobie jako nastolatku, a potem dorosłym mężczyźnie. Jared Leto pojawia się we wszystkich trzech (w zasadzie czterech) rolach – ustatkowanego, ubranego w garnitur zapięty na ostatni guzik ojca i męża zmagającego się z depresją swojej żony; zakochanego, wolnego ducha, który zamienia się w żebraka, czekając na ukochaną, która nigdy nie wraca, oraz bogatego mieszkańca przedmieść, niekochającego swej czułej żony, przyjaciółki z dzieciństwa. Wszystkie życiorysy łączą się ze sobą, przenikają, uzupełniają i rozmywają nie tylko w dziecięcej głowie Nemo, ale i we wspomnieniach stworzonego przez chłopca nadzorcy superego, ostatniego śmiertelnego człowieka na Ziemi, który z poziomu autorytetu miałby podjąć decyzję za chłopca. Posiada on jednak jego wyobraźnię, ma w pamięci tylko dziecięce emocje i nie potrafi oddzielić poszczególnych wersji życiorysów tak, jak to robi Jared Leto, odgrywający cztery postacie jednocześnie.
Jakkolwiek wykoncypowane wydadzą się jego role, aktor udowadnia, że wbrew wielu przewidywaniom potrafi operować całą gamą emocji przypisanych bohaterom o zróżnicowanych rysach charakterologicznych. Leto zaskakuje, można nawet spróbować podziwiać go za podjęcie się karkołomnego zadania, jakim okazało się obdarzenie osobowością czterech odmiennych od siebie ekranowych postaci równocześnie. Ich życiorysami rządzi przypadek, kreacją na ekranie – aktorskie doświadczenie Leto. Jaco van Dormael dał mu szansę, by znów ujawniły się w nim bunt, czułość, niepewność romantyzm i chłopięca naiwność. Na powrót uczynił go marzycielem, wrzucił w sam środek wyrafinowanej wizji o lepszej, innej przyszłości. Leto, jak na doświadczonego idealistę z dużym poczuciem humoru przystało, obdarzył wszystkie swoje alter ego cechami, które może wiele realizmu nie przydały im jako takim, ale jemu pozwoliły kolejny raz udać, że na ekranie odgrywa kogoś, kim w rzeczywistości nie mógłby być.