Cztery lata po premierze White Lines, wciąż jedno jest niezmienne. Można chcieć spełniać marzenia. Iść pod prąd. Robić swoje. Być idealistą.Problemy pojawiają się wtedy, gdy wszystko już osiągnąłeś i jedyne czego pragniesz to spokoju lub śmierci.
White Lines: cztery lata później
Zastanawiające jest wciąż czy większość, czy tylko połowa rzeczy w naszym życiu dzieje się przypadkiem. Jednak tak było z tym serialem. White Lines, które premierę miał w pandemicznym roku, pojawił się w polecanych, zatem warto było się z nim zapoznać. Wszystko brzmiało wyjątkowo obiecująco. Dlatego warto było dać mu szansę, zachwycać się, zniechęcać, wkurzać i pozostać do ostatniej minuty. Do finałowego odcinka (nadal zastanawiam się dlaczego?). Nie dlatego, że był zły. White lines nie jest ani zły, ani dobry. I to właśnie, ta jego dziwna aura i sprzeczność spowodowały, że nie można było sobie tego tytułu odpuścić.
Wybrać dwieście dni słońca
W przewodnikach turystycznych o Ibizie zawsze powtarzane jest jedno zdanie: to wyspa, na której słońce gości pełne dwieście dni w roku. Na drugim miejscu, można sobie dopisać: to wyspa gdzie oprócz 200 dni słońca jest 365 dni dobrej zabawy. Można śmiało ominąć gastronomiczne szlaki i pięciogwiazdkowe hotele. Obietnica słońca, zabawy i beztroski jest już dostatecznym argumentem, by wybrać sobie to za miejsce na wakacje. Lub miejsce do życia. Zwłaszcza jeżeli ostatnie naście lat życia, spędzało się w deszczowym Manchesterze.
Manchester – Ibiza
Deszczowy Manchester i grupa młodych ludzi, na której czele stoi DJ Axel (Tom Rhys Harries). Utalentowany, charyzmatyczny (i jak się okazuję pełen tajemnic) DJ, którego jedynym pragnieniem jest tworzenie muzyki i uwolnienie od opresyjnego ojca. W wyniku różnych decyzji bohaterowie trafiają na rozpustną Ibizę. Wyspę, pełną wyzwolonych ludzi, słońca, wolności i… dziwnych układów oraz zatracenia. Tutaj właśnie zaczynają się najlepsze, a zarazem najgorsze chwile ich życia. W międzyczasie zbliżają się do wysoko postawionej hiszpańskiej rodziny, dobrze się bawią, przekraczają własne granice, osiągają sukces i …
HIRO Technologia. Porównanie Sonos ACE i AirPods Max.
Zakończyć idyllę
Czas wypełniony na tworzeniu muzyki, imprezach, zabawie i utopi, przerywa zniknięcie Axela. Serial rozpoczyna makabryczna scena, ukazująca ludzkie szczątki na pustyni. Nie mylicie się. To szczątki Axela. I tutaj wkracza w grę jego młodsza siostra, niejaka Zoe (Laura Haddock). To ona, przez kolejne odcinki wyjątkowo uporczywie i w najbardziej irytujący sposób przeprowadzi własne, wyjątkowo żenujące śledztwo, oraz przez całą historię własnej rodziny i jej dramatów. Brzmi zniechęcająco? Być może. Jednak trudno znaleźć więcej niż dwa zdania, które ukazują ten serial w pozytywnym świetle.
Zmarnowany potencjał
Alex Pina, który zebrał wszystkie możliwe laury za El Casa de Papel (Dom z Papieru), tutaj gdzie zabłądził. Nie wiadomo do końca, w którym momencie. Trzeba to powiedzieć na głos: strasznie został zmarnowany potencjał tego serialu. Sam zarys świetny: młodzi ludzie uciekający z Manchesteru na Ibizę, by spełniać marzenia, realizować swoje plany i zmienić otoczenie na bardziej sprzyjające wszystkiemu powyżej. Jest rajska wyspa, pełna słońca, odprężenia dziwnych pokus. Jest wielka tragedia i zagubienie. Dlaczego zatem, zamiast uwodzić ciekawymi retrospekcjami, w które widzowie mogą wsiąknąć i zając się dokładniej historią i latami spędzonymi przez młodych na Ibizie, kierunek zostaję obrany na (niestety!) smętną siostrę Axela, Zoe. Czy to źle stworzona przez Pinę postać? Czy fatalny casting? Trudno ocenić i dowiedzieć się prawdy. Serialu nie ratuję charyzmatyczny i tajemniczy Boxer (Nuno Lopes).
Poznałam go po śmierci
Jaka myśl zostaję w głowie, po zafundowanym przez twórców serialu zakończeniu? Oprócz drętwej, lekkomyślnej siostry, która sama nie wierzy do końca, w to co robi i mówi, zarazem wprowadzając widza w dziwny stan zażenowania i nierówność odcinków (są takie, które mógłby trwać niczym długi metraż. Po drodze mamy takie, które mógłby mieć długość zwiastuna). Serial najbardziej rozkręca się na koniec i wtedy widzimy prawdziwego Pinę w akcji. Tak jak gdyby sam w końcu uwierzył w tę historię. Czego najbardziej szkoda? Oprócz wydzieranych scen z przeszłości, które dość mocno pokazują nowe oblicze Axela, można było więcej czasu poświęcić i rozbudować jego postać. Trudno ocenić, skąd biorą się jego decyzję. Co tak naprawdę działo się pomiędzy nim, Anną (Angela Griffin), Marcusem (Daniel Mays) i Davidem (Laurence Fox), którzy ponad 20 lat temu razem z Axelem opuścili pochmurny Manchester na rzecz gorącej Ibizy. Skąd trudne relacje w domu? A przede wszystkim intrygująca relacja z Kiką (Marta Milans). Dziewczyną, która była miłością życia Axela, i która po 20 latach dowiaduje się zupełnie nowych i dramatycznych rzeczy o zaginionym ukochanym. Poznaje jego nowe obliczę, po jego śmierci.
Nie przetrwacie hedoniści!
Po całej krytyce, ale czasami zdarzającym się pochwałą obrazu Piny, zostaję jednak w człowieku coś po zakończeniu. Oprócz świetnie stworzonego soundtracku, ciekawych postaci Axela, Boxera, Oriola czy Kiki, pięknych widoków i kilku naprawdę niezłych scen, nie można pozbyć się z głowy jednego: czasami osiągnięcie wszystkiego może być największym dramatem człowieka. Po prostu czasami dostając za szybko, zbyt młodo można w tym wszystkim się zagubić. Szaleństwa, które nadeszły po olbrzymim sukcesie w serialu i życiu młodych, a co za tym idzie, dużych zysków finansowych były przerażające. Tak, jakby człowiek znudzony był już wszystkim, miał ochotę na absurd, balansowanie na granicy. Toksyczność i nienawiść pomiędzy ludźmi, który kilka lat wcześniej mieli wspólny plan i niezłomną wiarę zaczyna przerażać. Zachowanie względem siebie, po latach hedonistycznego życia we własnej bańce, jakby poza światem. Znudzenie, po osiągnięciu wszystkiego i tatalna wewnętrzna pustka. Życie, które miało opierać się na wszelakich przyjemnościach, zaczyna przypominać własną drogę do piekła. Czasami, spełnione marzenia, to najgorsze, co może się człowiekowi przytrafić.
Tekst: Marta Duszyńska